Afera Edwarda Snowdena, tajne więzienia, podtapianie i inne tortury, pozbawienie prawa do adwokata czy niejawny program lotów CIA to codzienność zachodnich demokracji. Podsłuchiwanie własnych obywateli nie jest nowością. To, co działo się przy okazji programu tajnych więzień czy programu PRISM, jest demokratyczną normą.
Franklin Roosevelt po ataku na Pearl Harbor zdecydował o internowaniu mieszkających na terenie USA obywateli pochodzenia japońskiego, łamiąc zasadę zakazu więzienia obywatela bez wyroku sądu. Margaret Thatcher akceptowała powołanie przez kontrwywiad MI5 na terenie Irlandii Północnej – kontrolowanej przez brytyjskich agentów organizacji terrorystycznej, której celem było zastraszanie sympatyzujących z IRA katolików. Koncesjonowani terroryści operowali z brytyjskich baz wojskowych, korzystali z mundurów armii Królestwa. Ich sprawdzoną metodą były skrytobójstwa. Ta sama premier dała zielone światło MI5 do inwigilacji związków zawodowych. W Izraelu z kolei na porządku dziennym jest cenzura w mediach. Francja utrzymuje sieć płatnych informatorów, którzy na zlecenie odpowiednika polskiego ABW badają nastroje społeczne. To wysoce specjalistyczna sondażownia, która działa niejawnie z błogosławieństwem rządu. Nasz zachodni sąsiad – RFN – zasłynął z kolei z inwigilowania dziennikarzy. Żadna z opisanych powyżej spraw nie doczekała się rozliczenia czy potępienia porównywalnego z tym, które przynależy programowi PRISM.
Roosevelt w 1942 r. autoryzował dekret nr 9066, który przekazywał wojsku uprawnienia sądowe. Miało prawo tworzenia stref wojskowych, z których arbitralnie mogła być usuwana dowolna osoba. Chodziło o obywateli japońskiego pochodzenia zamieszkujących wybrzeże Pacyfiku, których państwo zaczęło traktować jako potencjalną agenturę. W obawie przed sabotażem zbudowano dla nich obozy internowania. Trafiło do nich ok. 120 tys. obywateli USA. Wysiedlenia i osadzenia w obozach odbywały się bez przedstawienia zarzutów i bez możliwości odwołania się od decyzji władz wojskowych. Kongres tego nie autoryzował. Państwo amerykańskie było jednak konsekwentne. W 1944 r. Sąd Najwyższy uznał dekret Roosevelta za... konstytucyjny. Rewizji dokonano dopiero w 1988 r. Wówczas władze USA przeprosiły rodziny internowanych. Ronald Reagan przyznał, że działano pod wpływem „wojennej histerii” i przy „słabym politycznym przywództwie”. Wypłacono odszkodowania o łącznej wysokości 1,6 mld dol.
Reklama
W 2007 r. władze USA przyznały, że w operacji internowania aktywny udział brały wydziały obywatelskie w lokalnych urzędach. Odpowiadały za poufne zbieranie informacji o osobach pochodzenia japońskiego.
Wcześniej, w 1939 r., FBI powołało do życia Custodial Detention Index – listę potencjalnych wrogów państwa, na którą trafiali Amerykanie podzieleni na kategorie A, B i C. Osoby z grupy A były sklasyfikowane jako te do natychmiastowego internowania. Mogły być m.in. podsłuchiwane bez zgody sądu. Można im było też przeszukać mieszkanie bez nakazu. FBI działało bez aprobaty Kongresu.
Niezależnie od kategorii osoba trafiała na listę dożywotnio bez możliwości wypisania się. Gdy prokurator generalny Francis Biddle nazwał Custodial Detention Index „nielegalnym i niebezpiecznym”, słynny szef FBI Edgar Hoover przemianował go na Security Index i kontynuował program. Zakończono go w 1978 r. Przez kilka dekad zmieniał tylko nazwę (Agitator Index, Communist Index, Reserve Index, Administrative Index).
Listy agitatorów i więzienie obywateli bez zgody sądu nie są przypadłością Ameryki. W Izraelu do dziś w sytuacjach, które zagrażają bezpieczeństwu narodowemu, można ustanowić cenzurę prewencyjną. Tak było w przypadku procesu i osadzenia w więzieniu o specjalnym znaczeniu w Ramalli Bena Zygiera. Popełnił on samobójstwo w 2010 r. Mężczyzna legitymował się paszportem australijskim i izraelskim. Zapewne współpracował z izraelskim wywiadem i związał się ze służbami innego państwa. Informacje o nim pojawiły się dopiero na początku 2013 r. Przez trzy lata władzom udawało się zdejmować (trzy udokumentowane przypadki) materiały o samobójstwie tzw. więźnia X. Inni albo nie wiedzieli, albo nie chcieli wiedzieć. Ben Zygier jest tylko jednym z wielu przykładów skutecznego blokowania przez państwo informacji niekorzystnych dla rządu.
Podobnie dwuznaczne było aprobowanie przez rząd brytyjski bojówek protestanckich w Ulsterze. Stowarzyszenie Obrońców Ulsteru (UDA) i Ochotnicze Siły Ulsteru (UVF) działały z błogosławieństwem MI5 (brytyjski odpowiednik ABW). Razem z innymi protestanckimi organizacjami paramilitarnymi odpowiedzialne są za śmierć ponad 3 tys. osób na terenie Irlandii Północnej. Modus operandi był prosty – za pomocą terroru należało utrzymać lojalność Irlandii Północnej wobec Zjednoczonego Królestwa. Warto zaznaczyć, że większość ofiar stanowili katoliccy cywile.
Praktykowanie przez rozwinięte demokracje technik sprawowania władzy charakterystycznych dla autokracji jest powszechne. Podobnie jak program PRISM równie wątpliwe jest zabijanie przez Amerykanów obywateli innych państw za pośrednictwem samolotów bezzałogowych czy stworzenie statusu combat enemy, który pozwala przetrzymywać wrogów USA w więzieniu bez adwokata. Tyle że rachunków za takie działanie państwa nie płacą nigdy.
Częste jest zabijanie obywateli innych państw za pomocą dronów.

Snowden ingeruje w wielką politykę

Rewelacje ujawnione przez Edwarda Snowdena przynoszą USA pierwsze szkody. Pod znakiem zapytania stoi wiele ważnych międzynarodowych porozumień. Zablokowaniem dwóch umów w sprawie wymiany informacji pomiędzy Unią Europejską a USA grozi już Bruksela. Chodzi o programy PNR, wymiany danych pasażerów linii lotniczych, oraz TFTP, dopuszczający USA do szczegółów transakcji finansowych w Europie w celu wytropienia środków należących do grup terrorystycznych. W czwartek odpowiednią rezolucję przegłosował Parlament Europejski. Jego zdaniem współpraca z USA na polu wymiany tajnych informacji wymaga rewizji. Parlament wezwał Komisję Europejską, Radę oraz państwa członkowskie, aby rozważyły zastosowanie wszystkich środków nacisku w negocjacjach z USA, które pomogą wydobyć z Waszyngtonu informacje potrzebne do przeprowadzenia „gruntownego śledztwa” w sprawie programu inwigilacji. Dzisiaj przedstawiciele UE mają ocenić w Waszyngtonie, czy Amerykanie nie nadużywają warunków współpracy. Obawy, że ryzyko zablokowania dwóch umów jest wysokie, w liście do Janet Napolitano, sekretarz Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego USA, wyraziła też unijna komisarz ds. wewnętrznych Cecilia Malmstrom. Pod znakiem zapytania stoi też los rozmów z USA na temat umowy o wolnym handlu. Zawieszenia negocjacji domaga się część europosłów. Podobnie Francja. Prezydent Francois Hollande podkreślił, że negocjacje nie mogą być kontynuowane do czasu, gdy USA zapewnią o zaprzestaniu szpiegowania członków UE. nd

>>> Polecamy: Bershidsky: System PRISM nie jest wymierzony w terrorystów