Wydaje się, że przez Daliuta w północnych Chinach przepływa rzeka. Gdy jednak przyjrzeć się bliżej, okazuje się, że to jedynie zamknięty tamami zbiornik wodny. Poza tamami, koryto rzeki Wulanmulun jest zupełnie wyschnięte.

Pod Daliuta znajduje się największa na świecie podziemna kopalnia węgla kamiennego. Potrzeba milionów litrów wody dziennie, aby wydobyć, oczyścić i obrobić ten surowiec. To właśnie tu, w prowincji Shaanxi, niedobory wody będą najbardziej odczuwalne podczas wzmożonego wydobycia węgla.

Przemysł węglowy pochłania 17 proc. wody dostępnej na terenie Chin. Większość kopalni znajduje się na północy, w najmniej nawodnionym rejonie kraju. Od 1990 roku około połowa chińskich rzek wyschła, a te, które przetrwały, są na ogół w wysokim stopniu zanieczyszczone.

Reklama

Bez wody wydobycie węgla jest niemożliwe. Nie powstaną nowe elektronie, a gospodarka nie będzie się rozwijać. Taki stan rzeczy mocno koliduje z rządowym planem zwiększenia produkcji energii pozyskiwanej z węgla kamiennego.

W Chinach na jednego mieszkańca przypada 1730 metrów sześciennych świeżej wody. To niebezpiecznie blisko granicy 1700 metrów sześciennych, którą ONZ określa jako dopuszczalną. Problem w tym, że liczba ta spada znacznie poniżej dopuszczalnych norm w prowincjach północnych, gdzie zlokalizowana jest połowa chińskiego społeczeństwa, większość chińskiego węgla i jedynie 20 proc. wody. W obsługującej 28 proc. krajowego wydobycia węgla prowincji Shaanxi wskaźnik spada do 347 m. sześc. na osobę.

Podobnie wygląda sytuacja w Mongolii Wewnętrznej, w której operuje największy na świecie producent węgla – Shenhua Group. W prowincji Ordos wody gruntowe spadły do poziomu 100 metrów pod ziemią.

>>> Czytaj też: Chińskie inwestycje w Afryce: obywatele Chin wydaleni z Ghany

„Za pięć lat zupełnie zabraknie wody w Ordos. Kopalnie okradają ekosystem z wody. Lokalne samorządy myślą jedynie o pobudzeniu gospodarki,” alarmuje Sun Quingwei z pekińskiego oddziału Greenpeace.

Tymczasem problemy gospodarki wodnej Chin przynoszą korzyści firmom inwestycyjnym, takim jak Pictet Asset Management z siedzibą w Genewie, czy RobecoSAM z Zurichu. Wart 3,18 miliarda dolarów fundusz inwestycyjny Pictet oparty jest na firmach zajmujących się dystrybucją i zarządzaniem wodą. Pictet zainwestowało między innymi w chińskie firmy uzdatniające wodę, takie jak Beijing Enterprises Water Group czy China Everbright. Obie te spółki osiągnęły w tym roku bardzo dobre wyniki i należą do najprężniej działających. Fundusz RobecoSAM jest wart 611 milionów euro. Jak przyznają jego twórcy, rynki wschodzące, takie jak Chiny są idealnym miejscem do inwestowania w przemysł związany z wodą.

„Najlepszym rozwiązaniem jest wdrożenie zużytej wody do ponownego obiegu. Czas najwyższy, aby przemysł węglowy z niego skorzystał” mówi Junwei Hfner-Cai, zarządzający funduszem inwestycyjnym RobecoSAM. „Woda zużywana w kopalniach i fabrykach petrochemicznych powoduje kolosalne zanieczyszczenia po wypuszczeniu do ekosystemu” – dodaje.

Chiny planują wydanie 4 biliony juanów (652 miliardy dolarów) na usprawnienie infrastruktury wodnej do 2020 roku. Innym działaniem na rzecz poprawy sytuacji jest wprowadzenie limitów zużycia wody. Wg tegorocznych regulacji, pobór wody na terenie całego kraju może rosnąć nie więcej niż o 1 proc. rocznie.

Problem niedoborów wykracza poza przemysłową północ. Konieczność redukcji zużycia wody dosięgła silnie rozwijające się prowincje Jiangsu, Guangdong czy region Szanghaju.
Ceny wody w mieście Guanghou wzrosły w maju 2012 roku o 50 proc. dla mieszkańców i 89 proc. dla fabryk, wynika z raportu Goldman Sachs.

>>> Czytaj też: Węgiel brunatny: czy surowiec czeka odrodzenie?

W 2002 roku rząd przyjął największy irygacyjny projekt na świecie, wart 500 miliardów juanów. Projekt zakłada stworzenie trzech ponad tysiąckilometrowych kanałów odchodzących od rzeki Jangcy. Pierwszy z nich, długi na 1467 kilometrów kanał do Tianjin, ma zostać ukończony przed końcem roku.

Nawet tak kolosalny projekt może jednak nie pomóc.

Rozwiązaniem mogłoby być mądrzejsze zużywanie wody. Chiny wprowadzają do ponownego obiegu jedynie 40 proc. zużytej wody. Jak donosi Bank Światowy, w rozwiniętych krajach ta liczba oscyluje w granicy 75-85 procent.

Premier Li Kequiang poruszył temat zanieczyszczeń w marcu tego roku. „Jeśli środowisko umiera, bycie bogatym i ustawionym przestaje być OK” – powiedział. Takie deklaracje nie wydają się mieć jednak wpływu na realne działania. W kwietniu tego roku profesor Uniwersytetu Pekińskiego Zhang Haibin usłyszał od grupy 60 urzędników ministerstwa ochrony środowiska, że „nie odważą się tak naprawdę kontrolować zanieczyszczeń”, ponieważ to wpłynęłoby negatywnie na wzrost gospodarczy. „Wzrost gospodarczy koliduje z ekologicznymi potrzebami, a te zawsze będą musiały mu ustąpić” – podsumował Zhang.

>>> Polecamy: Górnictwo napędza gospodarkę Mongolii. Rosną podziały społeczne