W rzeczywistości ani nowi chińscy przywódcy pod kierunkiem premiera Li Keqianga, ani bank centralny nie uczynili wiele, by powstrzymać osłabienie. W I kwartale wzrost gospodarczy zmalał do 1,6% w ujęciu kwartał do kwartału i wyniósł 1,7% w II kwartale; oba te wyniki kształtują się poniżej średniej z 2011 i 2012 r. W drugim kwartale dynamika wzrostu w ujęciu rok do roku nawet spadła z 7,7% odnotowanych w I kwartale do przyjętego przez przywódców docelowego poziomu 7,5%.

Prognoza na drugie półrocze jest tylko trochę bardziej pozytywna, a przyczyny są zarówno strukturalne, jak i cykliczne. W ostatnich latach eksport netto i inwestycje stanowiły czynnik napędzający większą część wzrostu Chin, jednak obecnie handel na świecie jest przytłumiony. Biorąc pod uwagę słabą kondycję konsumentów europejskich i amerykańskich – w ujęciu względnym – niewiele przemawia za tym, by przed nowym rokiem towary zagraniczne miały odnotować gwałtowny wzrost. Ponadto inwestycje w Chinach kształtują się na wysokim, niemożliwym do utrzymania poziomie i w nadchodzącej dekadzie muszą znacznie zmaleć, jeśli ta druga co do wielkości gospodarka świata ma z powodzeniem przekształcić się w gospodarkę rozwiniętą. Transformacja ta wymaga czasu i z pewnością nie będzie bezproblemowa. W dodatku wzrost w Chinach po okresie globalnej recesji polega w dużym stopniu na efekcie dźwigni. W okresie pięciu lat do 2012 r. wskaźnik długu do PKB zwiększył się o 56 punktów procentowych i wynosi obecnie niemal 210%. Wszystko to sugeruje, że przez najbliższych 10 lat dynamika wzrostu Chin będzie stale spadać, aż dojdzie do poziomu ok. 5%.

Jednak w bliższej perspektywie wzrost powinien być większy, a na drugą połowę roku w kartach mamy niewielki ruch w górę. Szczególnie jeśli największy importer chińskich towarów, tj. strefa euro, będzie odnotowywać lepsze wyniki, niż -0,1% w ujęciu kwartał do kwartału, które teraz dopisaliśmy ołówkiem w prognozie na III i IV kwartał. Ponadto nawet jeśli nowi przywódcy Chin nie podjęli działań stymulujących na dużą skalę, będą oni podejmowali niewielkie kroki. Można się spodziewać programów podobnych do tych, które ogłoszono pod koniec czerwca dla mniej rozwiniętych obszarów miejskich, w tym np. poprawy infrastruktury kolejowej. Jest to dość subtelny sposób stymulowania gospodarki, niemniej jednak to właśnie ma na celu. Biorąc pod uwagę te mniejsze inicjatywy oraz fakt, że rząd w sposób oczywisty obawia się o spowalniający wzrost gospodarczy, można oczekiwać, że w 2013 i 2014 r. wzrost nadal będzie dość wysoki, odpowiednio na poziomie 7,3% i 7,8%. Będzie to jednak dużo mniej, niż poziomy, które obserwowaliśmy od (końca) 2009
do 2011 r.