Zapowiadałem w nim (dla tych, którzy nie pamiętają), że w poniedziałek EUR/USD zamknie notowania na poziomie 1,3380/50. Cóż, widać wyraźnie, że tak się nie stało, a w rzeczywistości od zamknięcia notowań w piątek kulejąca wspólna waluta dokonała niewiele (jeśli w ogóle zrobiła cokolwiek). Nadal więc znajdujemy się mniej więcej tam, gdzie byliśmy pod koniec zeszłego tygodnia. Tak, pomyliłem się, ale przecież gdybym zawsze miał rację, byłbym głównym ekonomistą/strategiem w którymś z największych banków na świecie, zarabiałbym fortunę i paradował wokoło gadając, co mi ślina na język przyniesie. Dla porządku, nadal przewiduję spadki na EUR/USD i zajmuję pozycje, które odzwierciedlają taki właśnie pogląd. Więc zgadza się, pomyliłem się (jeśli chodzi o czas), ale kwestia kierunku nadal pozostaje nierozstrzygnięta.

Niewiele się dzieje, rynki oscylują w ramach przedziałów

Przejdźmy dalej... Na rynku nie dzieje się absolutnie nic, o czym warto byłoby nawet wspomnieć. Znajdujemy się w trendzie bocznym, a co gorsza, przedziały wahań zdają się kurczyć z dnia na dzień. W czasie „niezwykle aktywnej” sesji azjatyckiej notowania par z grupy G7 wahały się w przedziale wielkości ok. 25/35 punktów między maksimum a minimum, brakowało też jakichkolwiek wiadomości, które obudziłyby automatyczne systemy transakcyjne lub poruszyłyby spekulantów stosujących skalpowanie – było więc zabójczo spokojnie. Prawdę mówiąc nie mam w tej chwili zbyt wiele do dodania, gdyż wszyscy mamy ekrany i sami widzimy, co się dokładnie dzieje (czy raczej nie dzieje). I znowu, gdybym był jedną z tych wysoko opłacanych „tub”, z pewnością mógłbym spróbować wygłosić jakieś brednie, by uzasadnić swoje istnienie, ale tak nie jest. Handluję na podstawie tego, co widzę, a szczerze mówiąc w tej chwili nie widzę zbyt wiele. Opcje walutowe mogą być teraz najlepszą alternatywą, przy założeniu, że macie stanowcze poglądy. Bo rynek spot będzie po prostu tkwił sobie w jednym miejscu i wystawiał na próbę waszą cierpliwość, że nie wspomnę o rolowaniu pozycji przez noc i kosztach ich utrzymywania.

Gadanina o ograniczaniu QE trwa

Reklama

Poza tym nadal słyszę Muppety (chociaż na szczęście już nie tak głośno), które przewidują wszelkiego rodzaju ograniczanie (zmniejszanie przez Rezerwę skali programu zakupu aktywów) – w przyszłym miesiącu, za miesiąc, itp., itd. Innymi słowy nonsens. Pomylili się przewidując je za pierwszym razem, a od tamtego czasu nie widzę żadnego realnego, konkretnego powodu, dla którego w najbliższych miesiącach dane napływające z USA miałyby się w znaczący sposób poprawić, tak, by rozpoczęcie zmniejszania ilości „taniego pieniądza” było uzasadnione. Teraz jednak (przynajmniej jeśli chodzi o mnie) wygląda na to, że najprawdopodobniej zaniknie dotychczasowa (z ostatnich trzech do czterech miesięcy) rzekoma korelacja między danymi a reakcjami rynku, tzn. tendencja do reagowania na gorsze/lepsze dane napływające z USA w trybie zerojedynkowym, tj. odpowiednio kupowanie/sprzedawanie USD z założeniem, że QE zostanie/nie zostanie ograniczone. Rynek jest po prostu zdezorientowany i niepewny, co to wszystko znaczy. Bez wątpienia tak samo jest z Rezerwą. Dodajcie do tego więcej bezsensownego gadania o zbliżającym się pułapie zadłużenia w Stanach i gotowe – będziecie długo siedzieć z założonymi rękami, gdyż nikt tak naprawdę nie wie, co z tym zrobić, poza ględzeniem i wzdryganiem się na widok i dźwięk różnych wiadomości.

Dużo paplaniny banków centralnych

Dzień, który mamy przed sobą, jest w dużej mierze pozbawiony realnych danych i tak jak wczoraj (w rzeczywistości jak przez większą część tego tygodnia) różni przedstawiciele banków centralnych na obu brzegach sadzawki, z bliska i daleka, będą ucinać sobie pogawędkę. Spodziewajcie się, że Europejczycy będą tu łagodni dla waluty, a Amerykanie... cóż, oni będą gmatwać.

Dla porządku, nie podaję dziś żadnych poziomów. Powiem tylko, że w chwili obecnej nie nastawiam się już tak bardzo na spadki dolara amerykańskiego, jak w ostatnich miesiącach. Nie znaczy to, że całkowicie zmieniłem śpiewkę, ale nawet coś tak prostego jak powrót do średniej może spowodować zniesienie kursu „zielonego" i skonsolidować jego kapitulację po posiedzeniu Federalnego Komitetu Otwartego Rynku.

Tymczasem, moi drodzy, kaski włóż! I powodzenia!