Należące do władz regionalnych kasy oszczędnościowe dzięki staraniom niemieckich lobbystów zostaną wyłączone spod nadzoru unii bankowej, który ma ruszyć w przyszłym roku. W ten sposób Sparkassen zaoszczędzą miliardy euro. Choćby dzięki temu, że nie będą zobligowane do wprowadzania unijnych norm kapitałowych. Niemcy nie będą musiały się również dorzucać do funduszu ratunkowego, który powstanie wraz z powołaniem unii bankowej.
Pomysłowi poddania kas nadzorowi unijnemu od początku był przeciwny minister finansów Wolfgang Schaeuble. Europejski Bank Centralny nie będzie przyglądał się instytucjom finansowym, których bilans jest poniżej 30 mld euro.
W RFN – w przeciwieństwie do pozostałych krajów UE – kluczową rolę odgrywają banki regionalne. Autonomię zachowa aż 417 instytucji finansowych z wyjątkiem jednej największej – Hamburger Sparkasse. Oznacza to, że na odmiennych od unijnych warunkach będzie funkcjonowało ok. 38 proc. niemieckiego rynku pożyczek i depozytów o łącznej sumie bilansowej powyżej 1 bln euro.
Z ich usług korzysta większość niemieckich małych przedsiębiorstw o rocznych przychodach mieszczących się w przedziale 50–500 mln euro. Takie firmy to prawdziwa siła napędowa gospodarki RFN. Zatrudnienie tam znajduje 70–90 proc. niemieckiej siły roboczej.
Reklama
Zdaniem Niemców Sparkassen nie mogą znajdować się w jednej lidze z bankami w Hiszpanii czy Grecji, o większą kontrolę nad którymi walczył wcześniej Berlin. Wszystko dlatego, że zasady prawne działania niemieckich kas są już wystarczająco restrykcyjne. Nie mogą one prowadzić biznesów poza własnym regionem, co ogranicza ryzyko oddziaływania na nie kryzysów światowych. Ponadto banki te działają w ramach odrębnego systemu bezpieczeństwa, który zobowiązuje je do wzajemnej pomocy finansowej. Zarówno poprzez fuzje, jak i wspólny fundusz ratunkowy.
– Mamy ten system od 30 lat i w ciągu tego czasu ani razu nie doszło do bankructwa choćby jednego banku – powiedział w rozmowie z dziennikiem „Wall Street Journal” główny lobbysta niemieckich kas oszczędnościowych w Brukseli Lothar Blatt-von Raczeck.
Dla porównania to właśnie problemy finansowe hiszpańskich kas oszczędnościowych (cajas) – po załamaniu się rynku nieruchomości – spotęgowały kryzys finansowy w kraju. W zarządach takich instytucji w Hiszpanii zasiadali z reguły lokalni politycy, którzy bez głębszej analizy udzielali kredytów i finansowali inwestycje, z których wiele pozostało niedokończonych. W efekcie po kryzysie ocalało zaledwie 4 z 45 cajas.
>>> Więcej o unii bankowej czytaj tutaj.
Wątpliwości co do niezawodności niemieckich kas oszczędnościowych dotyczą także tego, że wiele z nich ma udziały w dużo większych bankach publicznych – Landesbanken. Do czasów kryzysu w 2008 r. właśnie dzięki takim instytucjom Sparkassen mogły inwestować na rynkach zagranicznych m.in. w takie ryzykowne aktywa jak amerykańskie kredyty hipoteczne.
W efekcie ratowanie takich banków jak saksoński Sachsen LB czy Bayern LB kosztowało Niemców łącznie 67 mld euro.
Mimo to Berlin nie chce, by lokalne banki były objęte nadzorem EBC. Lobbyści niemieckich kas oszczędnościowych nie ukrywają, że za wszelką cenę chcą uniknąć ryzyka dopłacania do unijnych funduszy ratunkowych.
Wyłączenie regionalnych banków spod nadzoru EBC to niejedyny wyraz niemieckiej troski o własną gospodarkę. Podobnie sprawy się mają w promowaniu przez Niemcy postulatów ekologicznych. Berlin nie zważał na środowisko, gdy przyszło mu bronić przemysł motoryzacyjny. Niemcy próbują o kilka lat opóźnić wprowadzenie nowych mniejszych norm dopuszczalnych spalin dla aut. Wszystko po to, by ochronić niemieckich producentów dużych, luksusowych samochodów przed konkurencją ze strony mniejszych aut z Francji i Włoch.
Niedawno Niemcom udało się również wygrać prestiżowy spór o kontrolę nad koncernem Volkswagen. 22 października Trybunał Sprawiedliwości UE stwierdził, że Niemcy nie naruszyły unijnego prawa o wolnym przepływie kapitału. Tym samym RFN zachował prawo weta w decyzjach strategicznych Volkswagena, pomimo że państwo ma w koncernie jedynie mniejszościowe udziały.
  • 42 proc. co najmniej tyle kredytów udzielonych niemieckiemu biznesowi pochodzi z kas oszczędnościowych
  • 50 mln klientów korzysta z usług Sparkassen
  • 4 razy o tyle zmalała liczba kas oszczędnościowych w Niemczech w ciągu ostatnich stu lat
  • Berlin wie, jak obejść prawo UE, choćby w kwestii środowiska