Unia Europejska zadecyduje o składzie rad nadzorczych prywatnych firm. Do 2020 r. w radach nadzorczych dużych spółek giełdowych w 28 państwach UE ma być co najmniej 40 proc. kobiet. Obecnie jest ich ponaddwukrotnie mniej, bo jedynie 17,6 proc. Wczoraj Parlament Europejski przyjął projekt dyrektywy w tej sprawie.

Bruksela chce, by w przypadku, w którym o stanowisko w radzie nadzorczej stara się dwoje kandydatów o równych kwalifikacjach, wybór padał na kobietę. I ma się tak dziać, dopóki założona granica nie zostanie osiągnięta. – Konieczny jest rozwój notowanych spółek, który dokonuje się także przez włączanie w proces decyzyjny wykwalifikowanych kobiet. Spółki stają się bardziej konkurencyjne, respektując przy tym wartości UE związane z równością – mówiła grecka europosłanka Rodi Kratsa-Tsagaropoulou, reprezentująca konserwatywną Nową Demokrację.

– Przykład, jaki dają nam Belgia, Francja i Włochy, które ostatnio przyjęły podobne ustawodawstwo i zaczęły wykazywać postęp, w jasny sposób ukazuje, że interwencja za pomocą regulacji z wyznaczonym terminem może spowodować znaczącą zmianę – argumentowała przed rokiem komisarz sprawiedliwości UE Viviane Reding, pomysłodawczyni projektu. Luksemburska polityk również wywodzi się z prawicowej Chrześcijańsko-Społecznej Partii Ludowej.

Obecnie żadne państwo UE nie spełnia wskaźnika 40 proc. Najbliżej propagowanego przez Komisję ideału znajdują się Finlandia (30 proc.) i Łotwa (29 proc.). To o kilkanaście punktów mniej niż w przypadku nienależących do UE Islandii i Norwegii (odpowiednio 49 proc. i 44 proc.). Polska z 10-proc. udziałem kobiet znalazła się poniżej średniej unijnej. Na Malcie jest ich zaledwie 3 proc.

Reklama

>>> Czytaj również: Indeks feminizacji DGP: Polska wypada dobrze na tle UE

Projekt dyrektywy dotyczy jedynie firm zatrudniających co najmniej 250 pracowników. Przedsiębiorstwa prywatne – o ile teraz przepisy zaakceptują państwa członkowskie za pośrednictwem Rady UE – będą miały czas do 2020 r. na dostosowanie się do płciowych parytetów. W przypadku podmiotów o przeważającym udziale państwa ten okres ma być o dwa lata krótszy. Nawet jeśli spółkom nie uda się osiągnąć granicy 40 proc., nie będą za to karane. Wystarczy, jeśli wytłumaczą władzom, dlaczego plan się nie powiódł i co zamierzają w związku z tym zrobić.

Grzywny będą mogły być nakładane wówczas, gdy duże firmy giełdowe nie wdrożą przejrzystej procedury rekrutacyjnej personelu, która miałaby gwarantować, że w przypadku identycznych pod względem poziomu kompetencji kandydatów faworytem będzie kobieta (aż do osiągnięcia poziomu 40 proc.). Wysokość kar mają ustalić poszczególne państwa członkowskie.

Nowe regulacje nie wszystkim się podobają. – Parytety mogą leczyć objawy, ale nie wyleczą choroby. Podobne rozwiązania nie tylko obrażają kobiety, lecz także stanowią zagrożenie dla biznesu – dowodziła brytyjska eurodeputowana Marina Yannakoudakis. Bezskutecznie. Propozycja przeszła znaczną większością głosów 459 do 148. Głosowała za nią, poza lewicą i liberałami, znaczna część grupującej chadeków Europejskiej Partii Ludowej.

Więcej kobiet w małych firmach

Polska wypada słabo na tle reszty Unii Europejskiej, jeśli chodzi o udział kobiet w zarządach dużych spółek giełdowych. Zupełnie inaczej wygląda jednak sytuacja, jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie zarejestrowane przedsiębiorstwa. Polki stanowią w nich aż 39 proc. menedżerów. Lepszy wynik osiągnęły jedynie Łotwa (45 proc.), Węgry (41 proc.) i Francja (40 proc.). Średnia dla całej Unii wynosi 31,6 proc.

Najmniej sfeminizowane są firmy w państwach śródziemnomorskich. Na Cyprze panie stanowią 15 proc. menedżerów, w Grecji – 23 proc., a na Malcie – 24 proc. Poniżej średniej znalazły się też spółki z Danii, Holandii, Niemiec (28–30 proc.), państw zaliczanych do grona liderów równego traktowania kobiet.

>>> Polecamy: To oni trzęsą rynkami. 50 najbardziej wpływowych osób świata