Listopadowy indeks PMI wyniósł 54,4 pkt, aż o punkt więcej niż miesiąc wcześniej. Dane opublikowane wczoraj przez Markit Economics okazały się znacznie lepsze od oczekiwań ekonomistów, którzy obstawiali minimalny wzrost rzędu 0,2 pkt.

Informacje o PMI wpisują się w ogólnoeuropejski trend: w największych gospodarkach Starego Kontynentu stopniowo postępuje ożywienie. Jeden z wyjątków to Francja, gdzie nastroje przedsiębiorców wyraźnie się pogorszyły. Ale już w Niemczech, czyli u głównego odbiorcy polskiego eksportu, PMI wzrósł o punkt i wyniósł w listopadzie 52,7 pkt. A w Wielkiej Brytanii (jeden z głównych kierunków polskiej emigracji ostatnich lat) wynik jest jeszcze lepszy: indeks wyniósł 58,4 pkt, o prawie 2 pkt więcej niż miesiąc wcześniej.

– Ożywienie gospodarcze w Wielkiej Brytanii jest głównie wewnętrzne, wspiera je bardzo luźna polityka pieniężna i coraz mniejsza niepewność. Teraz, gdy główne rynki eksportowe, czyli strefa euro i USA, zaczęły się odbudowywać, przepływy handlowe również powinny się poprawić – mówił wczoraj agencji Bloomberg Rob Wood, ekonomista Berenberg w Londynie.

>>> Czytaj też: Brytyjczycy w pętli zadłużenia. Poziom zobowiązań bije rekordy

Reklama

To samo można powiedzieć o sytuacji, w jakiej znalazł się polski przemysł. Dobry wynik PMI w listopadzie to przede wszystkim zasługa poprawy popytu krajowego. Wskazuje na to wskaźnik nowych zamówień. Ich liczba wzrosła w tempie nienotowanym od początku 2011 r. To z kolei przełożyło się na wzrost produkcji – największy od dwóch i pół roku.

– Rosnąca produkcja podtrzymała wzrost zatrudnienia piąty miesiąc z rzędu, po wcześniejszej serii spadków trwających jedenaście miesięcy – oceniła Agata Urbańska-Giner, ekonomistka HSBC ds. Europy Środkowo-Wschodniej. To na zlecenie HSBC instytut Markit Economics bada koniunkturę w polskim przemyśle. Z najnowszej ankiety wśród firm rzeczywiście wynika, że rosnąca produkcja wymusza na przedsiębiorcach zwiększanie zatrudnienia – ale w listopadzie tempo wzrostu liczby miejsc pracy nieco osłabło. Autorzy badania zwracają uwagę, że firmy spodziewają się większego zapotrzebowania na siłę roboczą w przyszłym roku, gdy gospodarka rozpędzi się na dobre.

Dariusz Winek, główny ekonomista Banku BGŻ, podkreślił, że informacje z badań PMI to potwierdzenie trendów z III kw., kiedy to popyt krajowy po raz pierwszy od wielu miesięcy wspierał wzrost PKB. – Wcześniej gospodarka była ciągnięta właściwie tylko przez eksport. Nadal jest on jednym z silników napędzających wzrost PKB, ale jego rola nieco osłabła. To samo widzimy w badaniach PMI: zamówienia w eksporcie rosną, ale wolniej niż w poprzednich miesiącach. Przemysł może się rozpędzać i nie bazuje tylko na popycie z zagranicy – powiedział Winek.

Według Rafała Beneckiego, ekonomisty ING Banku Śląskiego, ożywienie popytu można tłumaczyć poprawą w konsumpcji prywatnej i odbudowującymi się inwestycjami.

– Realne dochody gospodarstw domowych poprawiły się dzięki niskiej inflacji. Ale nie tylko: trzeba pamiętać też o wysokiej waloryzacji niektórych świadczeń, np. emerytur i rent. W sumie dochody w gospodarce narodowej poprawiły się o mnie więcej 3–4 pkt proc. w ujęciu realnym. I to zaczyna obecnie procentować – wskazał ekspert. Jego zdaniem przyspieszenie w inwestycjach, które było już widoczne w danych o wzroście gospodarczym w III kw., to efekt zwiększania mocy produkcyjnych przez eksporterów.

– Działa efekt mnożnikowy: przedsiębiorcy widzą, że są już na granicy swoich możliwości produkcyjnych w porównaniu do zapotrzebowania z zagranicy. Drugi czynnik to nakłady inwestycyjne sieci handlowych, które ciągle się rozwijają – powiedział Benecki. Jego zdaniem gospodarka na dobre rozpędzi się w przyszłym roku. Według jego prognoz wzrost PKB może wynieść nawet 3,1 proc. – sporo powyżej np. rządowej prognozy (2,5 proc.).

Według ekspertów znaczenie ma jeszcze jeden czynnik: działalność firm przemysłowych jest coraz bardziej rentowna. To dobrze wróży na przyszłość, lepszy wynik finansowy może być dodatkowym impulsem dla wzrostu popytu. Na poprawiającą się rentowność wskazują wskaźniki kosztów i cen wyrobów gotowych. Ten pierwszy w listopadzie spadł i przybliżył się do granicy 50 pkt (jeśli spadnie poniżej tego pułapu, będzie to oznaczać, że koszty zaczęły maleć). Drugi nieznacznie wzrósł, choć nadal utrzymuje się poniżej 50 pkt (co oznacza, że ceny maleją – ale wolniej).

– Gdy ten rozdźwięk między rosnącymi kosztami a spadającymi cenami jest duży, oznacza to tyle, że jest silna presja na ograniczanie marż. Teraz ta różnica maleje. To daje nadzieję na stopniową odbudowę marż – podsumował Dariusz Winek.

>>> Polecamy: Klienci ze Wschodu zostawiają w polskich sklepach miliardy złotych

Historyczny PMI dla Polski - dane od 1998 roku