Przywódca Partii Pracy Ed Miliband zapowiedział, że po dojściu do władzy zamknie furtkę prawną, która umożliwia zaniżanie zarobków osób mających czasowe umowy o pracę.

Centrala związkowa TUC oblicza, że pracownicy zatrudniani za pośrednictwem agencji zarabiają średnio do 135 funtów tygodniowo mniej niż wykonujący tę samą pracę "etatowcy". W pewnych sektorach - jak rolnictwo, hotelarstwo czy gastronomia - agenci naruszają regularnie ustawę o płacy minimalnej albo potrącają robotnikom za zakwaterowanie, wyżywienie i dowożenie do pracy. Pracodawcy argumentują, że system agencyjny umożliwia utrzymanie stałej liczby etatowych pracowników nawet w czasach kryzysu i jest alternatywą dla przenoszenia produkcji zagranicę.

>>> Zobacz też, jak wygląda portret polskiego emigranta

Ed Miliband potępia praktykę zatrudniania znacznej liczby źle opłacanych pracowników agencyjnych. Jego zdaniem, pomaga to zaniżać poziom płac miejscowych pracowników. "Większość ludzi zgodzi się, że trzeba zapobiec temu wyścigowi do dna" - uważa lider opozycji.

Reklama

Ed Miliband zapomniał jednak dodać, że tę furtkę otworzyła brytyjskim pracodawcom jego własna Partia Pracy, kiedy jeszcze była u władzy.

Konfederacja Brytyjskiego Przemysłu CBI zdystansowała się już od inicjatywy lidera labourzystów, tłumacząc, że elastyczny rynek pracy pomógł brytyjskiej gospodarce przetrwać trudne chwile recesji.

>>> Czytaj też: Praca w Wielkiej Brytanii: Cameron chce odebrać Polakom zasiłki na dzieci