Leonid Bershisdky w felietonie opisuje osobliwą technikę negocjacji francuskich pracowników i pyta, co lewicowy prezydent postanowi w tej sprawie zrobić.

Prezydent Francji François Hollande to zdeklarowany socjalista, dla którego równość jest najważniejszym z haseł Wielkiej Rewolucji. A jednak to za jego kadencji policja zainterweniowała, gdy pracownicy postanowili po raz kolejny porwać swojego szefa. Praktyka, nazwana „boss-nappingiem”, stała się wręcz tradycją pracowniczych negocjacji. W tym tygodniu znów trafiła na pierwsze strony, gdy niezadowoleni z zamknięcia fabryki Goodyear w Amiens robotnicy zatrzymali kierownika produkcji i szefa personelu jako kartę przetargową w negocjacjach o lepsze warunki odprawy. 7 stycznia policja wkroczyła do fabryki i zagroziła władzom związków zawodowych więzieniem, jeśli nie uwolnią szefów.

W ochronie swoich miejsc pracy francuscy robotnicy wykazują się wyjątkową kreatywnością. W 2009 r. pracownicy fabryki camperów w Alzacji zaczęli rozmontowywać po jednym aucie dziennie, aby zmusić kierownictwo do renegocjacji decyzji o jej zamknięciu. Robotnicy na stacji przeładunkowej grozili wylaniem 8 tys. litrów toksycznych chemikaliów do jednego z dopływów Sekwany, pracownicy fabryki łożysk kulkowych podpalali swoje maszyny, a całe załogi przystępowały do strajku głodowego.

>>> Czytaj również: Zamiast gospodarki we Francji rośnie bezrobocie. Hollande ma coraz więcej wrogów

Potem pojawił się boss-napping. Graeme Hayes, badacz z brytyjskiego uniwersytetu Aston, naliczył w latach 2008-2010 32 przypadki, m.in. w placówkach 3M, Sony, Siemens, Caterpillar, a także wielu francuskich przedsiębiorstw. Właściciela sieci sklepów FNAC przez godzinę przetrzymywano w taksówce, chcąc go zmusić do zmiany zdania w sprawie zwolnień. Inni szefowie byli „w odosobnieniu” nawet przez 24 godziny.

Reklama

Francuscy związkowcy znają prawo. Za bezprawne przetrzymywanie kogoś dłużej niż tydzień grozi 20 lat więzienia, 30 jeśli nastąpi uszkodzenie ciała. Uwięzienie kierownika na krócej niż tydzień to 5 lat więzienia lub 100 tys. USD grzywny. Jednak podobne porwania od lat 40. uchodziły robotnikom na sucho. Odbywały się bez użycia przemocy, a szefów prędko uwalniano, więc władze starały się unikać otwartego konfliktu z potężnymi związkami zawodowymi. Takie działania nie były tolerowane tylko w sektorze państwowym.

Zdaniem Hayesa brak reakcji ze strony policji oraz nieskuteczne skargi sektora prywatnego wskazują na istnienie cichej zgody na traktowanie tych „porwań” jako akcji protestacyjnej, a nie przestępstwa.

>>>Polecamy: Związki zawodowe w Europie: Trwa konferencja central związkowych

Francja to kraj paternalistyczny, a robotnicy, niczym awanturujące się dzieci, drastycznymi działaniami zmuszają władze do udziału w pracowniczych bataliach. Były prawicowy prezydent Nicolas Sarkozy, choć gorąco potępiał porywanie szefów, nie zrobił nic, by proceder ukrócić. To lewicowy Hollande zerwał z tradycją, wysyłając policję.

Fabryka w Amiens jest od dawna punktem zapalnym. Pracownicy protestują od roku, kiedy Goodyear ogłosiło jej zamknięcie. Minister odnowy produkcji, Arnaud Montebourg, poszukiwał potencjalnych kupców, ale jego plany spełzły na niczym, kiedy amerykański Titan, który przejął część produkcji Goodyear, nie chciał mieć nic wspólnego z robotnikami z Amiens. CEO Titana Maurice Taylor wyjaśnił ministrowi w liście, że „tak zwani pracownicy” byli dobrze opłacani, choć pracowali zaledwie 3 godziny dziennie – pozostały czas spędzali na przerwie obiadowej i pogaduszkach.

>>> Czytaj również: Dlaczego amerykański koncern nie kupi fabryki we Francji

Taylor nie był bez racji. Zdaniem amerykańskiego Biura Statystyki Pracy, średnie wynagrodzenie za godzinę we Francji jest o 10 proc. wyższe niż w USA, choć wydajność pracowników jest o 24 proc. mniejsza. Francja ma socjalistyczną, związkową kulturę i tradycyjnie jakość życia ceni się tam wyżej niż sukces zawodowy, co zdaje się obniżać konkurencyjność kraju.

Ale Hollande, najmniej lubiany prezydent w historii Francji, nie przyjął konsekwentnej strategii. Robotnikom każe porzucić zwyczajowe, radykalne metody negocjacji, ale nie robi nic w sprawie uciążliwego klimatu podatkowego, hamującego francuski biznes. W 2014 r. podatek od osób prawnych podniesiono do 38 proc. Podatek od wynagrodzeń należy do najwyższych na świecie – jest to jeden z powodów stosunkowo niskiej produktywności Francji. Za zamykanie fabryk, powodujące tyle konfliktów, w dużym stopniu odpowiada więc krótkowzroczność rządu, a nie lenistwo Francuzów.

Robotnicy z Amiens, mimo policyjnej interwencji, nie stracili polotu. Słowo „Good” w logo firmy zamieniają na „Bad”. Palą opony przed fabryką i przygotowują się do jej okupowania. Taylor może nazywać ich głupimi i szalonymi, ale za ich zapamiętaniem stoi słuszne przesłanie dla rządu Hollande’a: pozwólcie na prowadzenie interesów. Co oznacza obniżenie zarówno i wydatków i podatków, czyli zadanie dla socjalistycznego prezydenta znacznie trudniejsze niż nasłanie na robotników policji.

Leonid Bershisdky jest felietonistą Bloomberga