Jeżeli poseł powiada, że jego sumienie mu na coś nie pozwala, a wiceminister głosi poglądy zgodne z własnym sumieniem, ale niekoniecznie z postawą rządu, to zdecydowanie przekraczają oni swoje uprawnienia. Wybieramy posłów, żeby reprezentowali nas, a nie swoje sumienie, urzędnik państwowy zaś nie ma sumienia, tylko powinien umiejętnie podejmować decyzje zgodne z prawem. A jak jest z radnym?
Teoretycznie tak samo. Radny reprezentuje swoich wyborców, a nie siebie i swoje prywatne poglądy, także w dziedzinie moralnej. Dlatego radni nie mogą narzucać lokalnej szkole programu w dziedzinach związanych z moralnością seksualną, z odpowiednią edukacją czy z religią.
Radni, zwłaszcza w niewielkich gminach, mają możliwość poznania sytuacji konkretnych wyborców lub mieszkańców. Oczywiście posłowie też utrzymują lokalne biura i co pewien czas dla popisu podejmują się interwencji w indywidualnych sprawach, ale to tylko gra pod publiczność. Radni rzeczywiście mogą – do pewnego stopnia – pełnić także funkcje pracowników socjalnych. A nawet powinni. Na czym bowiem polega specyfika samorządu i specyfika relacji między radnym a jego elektoratem, a teraz, po wprowadzeniu okręgów jednomandatowych, będzie polegała jeszcze bardziej? Na tym, że – jak można domniemywać – radni doskonale znają konkretne potrzeby lokalne. Oto na przykład wiemy, że w całym kraju istnieje problem umów śmieciowych, ale ich częstotliwość, charakter i sposób traktowania pracowników przez pracodawców bywa bardzo różny zależnie od wielu czynników, ale przede wszystkim od zamożności lokalnego społeczeństwa. Kiedy słyszę, że młoda osoba zatrudniona w pizzerii w pobliskim miasteczku zarabia 6 zł za godzinę (na czarno), to się oburzam. Ale skoro ja o tym wiem, to musi o tym wiedzieć także lokalny radny. I powinien interweniować. A nawet jest to jego obowiązek. I to nie w celu zwalczenia szarej czy czarnej strefy zatrudnienia, bo nie jest w stanie tego dokonać, tylko w celu utrzymania w tych strefach elementarnej przyzwoitości płacowej.
Reklama
Słyszymy co chwila o tragediach w patologicznych lub tylko bardzo ubogich rodzinach. Czy radni o tym nie wiedzą? Czy wiedzę posiada jedynie ośrodek pomocy społecznej? Nie wierzę. A nawet gdyby radni nie wiedzieli, to powinni zachęcać swoich wyborców, żeby ich o takich faktach lub podejrzeniach informowali. Reprezentują przecież także gminną czy lokalną biedę i powinni na wszystkie możliwe sposoby z nią walczyć.
Wiemy już po wielu doświadczeniach, że nie da się utrzymać ideałów dawnej „Solidarności”, jednak jeżeli ludzka solidarność, solidarność społeczna przez małe „s” jest w ogóle możliwa, to najprędzej na poziomie lokalnym. Tyle że radny musi wykazywać, że nie tylko jest wybrańcem ludu, lecz także że ma sumienie, że współczuje swoim sąsiadom, chce mieć z nimi kontakt i możliwie dużo wiedzieć o ich kłopotach. Kiedyś, w dobrych czasach Kościoła, bywało, że taką funkcję pełnił rozumny i wrażliwy proboszcz. Teraz zdarza się to coraz rzadziej. Radny powinien zatem zastąpić proboszcza i znać dolegliwości mieszkańców swojego okręgu.
Innymi słowy, wszyscy powinniśmy wykazywać się wrażliwością społeczną, tyle że na poziomie posła czy ministra dotyczy to przede wszystkim ustaw i praktyk administracyjnych, z kolei na poziomie radnego – zwłaszcza w niewielkim okręgu wyborczym – wrażliwość powinna być wykazywana w stosunku do konkretnych ludzkich przypadków. Kiedy więc słyszymy coraz częściej o zdumiewającej społecznej znieczulicy, to pamiętajmy, że jest to w znacznej mierze wina samorządu lokalnego, czyli radnych.
Poseł jest politykiem, minister jest administratorem i wszyscy powinni przede wszystkim umiejętnie wykonywać funkcje, do jakich zostali powołani. Radny musi być lokalnym politykiem, ale przede wszystkim lokalnym społecznikiem. Nie wszyscy ludzie nadają się na społeczników, więc przy wybieraniu radnego warto mieć na uwadze jego wrażliwość i sumienie.