Związkowcy w Przedsiębiorstwie Państwowym „Porty Lotnicze”, które zarządza warszawskim lotniskiem, nie wykluczają strajku w reakcji na wypowiedzenie przez nowego dyrektora Michała Kaczmarzyka zakładowego układu zbiorowego pracy (ZUZP) z lat 90.

– Użyjemy wszelkich przewidzianych prawem środków, z zatrzymaniem lotniska włącznie – zapowiadają anonimowo przedstawiciele związków zawodowych działających w przedsiębiorstwie. Nie chcą się wypowiadać pod nazwiskami – jak argumentują – by ich stanowisko nie zostało wykorzystane w złej woli przez dyrekcję w trakcie czekającej obie strony batalii.

A będzie się działo, bo pracownicy nie zostawiają na Kaczmarzyku suchej nitki. Twierdzą, że nie tylko nie zna się na zarządzaniu lotniskiem, lecz także od początku nie chciał załatwić ugodowo sprawy uszczuplenia przywilejów pracowników. W dokumencie kluczowy jest zapis, który zwalnianym pracownikom daje prawo do dużych odpraw. Jeżeli pracownik jest zatrudniony w przedsiębiorstwie od trzech do pięciu lat, ma prawo do 12-miesięcznej odprawy; od pięciu do dziesięciu lat do 24-miesięcznej; powyżej dziesięciu lat do 36-miesięcznej odprawy. W ZUZP są też dodatki do wynagrodzenia, m.in. zwrot kosztów za pranie ubioru służbowego i umundurowania czy dodatek za prace przy obsłudze elektronicznych monitorów ekranowych.

– To przedsiębiorstwo nigdy nie wzięło od Skarbu Państwa ani złotówki, a co roku odprowadza do budżetu wiele milionów z podatków. Zyski, jakie wypracowuje, są także efektem naszej pracy – mówią przedstawiciele czterech z siedmiu działających w PPL związków zawodowych.

Reklama

Zaznaczają, że w tym porozumieniu chodzi też o kwestie bezpieczeństwa. – Do skomplikowanych zadań związanych z obsługą samolotów w trakcie startu czy lądowania trudno skierować osobę, która będzie szkolona trzy miesiące – mówią związkowcy.

>>> Polecamy: Ryanair potwierdza: będą tanie loty z Europy do USA, w tym z Polski

Dyrekcja odpiera jednak argumentację związkowców, podając biznesowe uzasadnienie swojej decyzji. – Działalność PPL cechuje bardzo duży udział kosztów o charakterze stałym – ok. 90 proc., w tym udział kosztów pracy na poziomie 53 proc. To powoduje, że nasza firma jest bardzo mało elastyczna w stosunku do zmieniających się warunków rynkowych – podkreśla Przemysław Przybylski, rzecznik prasowy PPL.

Wypowiedziany układ, według niego, był w dotychczasowej formie bardzo dużym obciążeniem, uniemożliwiającym elastyczne zarządzanie przedsiębiorstwem i skuteczne konkurowanie z innymi europejskimi lotniskami.

– Zaktualizowane prognozy finansowe przewidują, że nadchodzące lata będą dla przedsiębiorstwa okresem trudnym, pełnym ryzyka i napięć finansowych, w którym skumuluje się kilka istotnych dla naszej działalności czynników – dodaje Przybylski. Należą do nich m.in.: potencjalne zobowiązania związane z roszczeniami utworzonego Obszaru Ograniczonego Użytkowania (OOU), rozliczenie kosztów wstrzymanych i zaniechanych inwestycji, jak system paliwowy Hydrant, czy też potencjalne odpisy związane z zaangażowaniem kapitałowym PPL w spółki z grupy kapitałowej. Chodzi o spadek wartości udziałów PPL w lotniskach Modlin oraz Goleniów.

>>>> Czytaj też: Dreamlinery mają kolejne kłopoty?

Te elementy w ubiegłym roku zmusiły firmę do zawiązania rezerw. W efekcie przedsiębiorstwo, które rok w rok generowało zyski, za 2013 r. wykaże stratę. Z nieoficjalnych informacji wynika, że będzie to 197 mln zł.

Jednak związki taką argumentację przyjmują za fałszywą. Przypominają, że jeszcze w lutym w formularzu F01, który dyrekcja składała do GUS, widniał zysk na poziomie 43 mln zł. – Ta zła sytuacja finansowa jest więc efektem zapisu księgowego. Nasza firma nie jest bankrutem. Mamy dodatnie przepływy finansowe i generujemy zysk z działalności operacyjnej – mówią pracownicy.

Według nich taki ruch jest tylko pretekstem do wykonania skoku na kasę, którym ma być utworzenie Polskiego Holdingu Lotniczego w celu ratowania LOT-u. – To, co się u nas dzieje, to tylko przykrywka do realizacji tego planu – mówią związkowcy.

Chodzi o koncepcję skupienia w jednej spółce wszystkich lotniczych aktywów Skarbu Państwa, do której jednak oficjalnie w żadnym ministerstwie nikt się nie przyznaje. – Nie chcemy holdingu, bo dziury finansowej, jaką wypalił LOT, nikt nie jest w stanie załatać, a wydrenowanie naszego przedsiębiorstwa ściągnie na dno także nas – dodają związkowcy.