Ofiarami takiej filozofii państwa stali się chociażby rodzice niepełnosprawnych dzieci oraz opiekunowie dorosłych osób wymagających pomocy. Najpierw dostawali pieniądze na wsparcie, potem części z nich je odebrano. A jak się okazało, że miarka się przebrała, że nie są stadem owiec i oni też wiedzą, jak protestować, rząd pieniądze znalazł. Teraz gminy płacą, i to z nawiązką.

Strategię oszczędzania państwa na własnej skórze odczuł też NFZ. Resort zdrowia z jednej strony za wszelką cenę próbuje maksymalnie chronić jego finanse i wprowadza ograniczenia w dostępie do leczenia za granicą na podstawie dyrektywy transgranicznej. Z drugiej, opóźniając wejście w życie nowych przepisów, naraża NFZ na kosztowne procesy z pacjentami. Ci bowiem, nie czekając na łaskawość ustawodawcy, wyjeżdżają na leczenie do Czech czy Niemiec. Najpierw z własnej kieszeni płacą za uzyskane usługi, a po powrocie domagają się zwrotu pieniędzy z funduszu. Ten oczywiście odmawia.

Sprawy więc trafiają do sądów. I tu zaskoczenie. Wbrew temu, co się wydawało resortowi zdrowia, sądy przyznają racje chorym. Ministerstwo robi więc woltę i już nie twierdzi, że nie zapłaci za leczenie tym, którzy wyjechali do innych krajów UE, nie czekając na właściwe przepisy. Wręcz przeciwnie – sypnie kasą. Wielki Brat po raz kolejny pokazał klasę.

>>> Czytaj także: Jak zarabiać, to tylko w Warszawie. Zobacz zarobki w miastach wojewódzkich

Reklama