Poprzedni boom inwestycyjny na indyjskim rynku nieruchomości rozpoczął się w 2005 roku, kiedy to zniesienie barier dla zagranicznych inwestorów przyciągnęło do sektora aż 15 mld dolarów obcego kapitału. W wyniku kryzysu wielu zagranicznych inwestorów postanowiło szybko opuścić kraj, a rozwiązanie spółek z lokalnymi przedsiębiorstwami niejednokrotnie wymagało stoczenia sądowej batalii.

Dane Cushman & Wakefield sugerują jednak, że zagraniczni inwestorzy chcą do Indii wrócić. Wolumen ich inwestycji poczynionych przez pierwsze 6 miesięcy roku firma oszacowała na 675 mln dolarów. To dwukrotnie więcej niż w analogicznym okresie przed rokiem i najwięcej od 2009 roku.

Warunki współpracy są jednak obecnie zupełnie inne niż te, do których przyzwyczaić mógł przedkryzysowy boom. Firmy deweloperskie pozostające w rękach hindusów nie potrzebują już zagranicznego kapitału tak jak kiedyś. Po pierwsze, indyjskie prawo pozwala deweloperom na to, aby na posiadanej ziemi finansowali budowę wpłatami klientów, którzy w okresie przedsprzedaży i budowy będą kupować mieszkania w powstającym bloku. Po drugie, w razie braku funduszy, indyjscy deweloperzy mogą też sięgnąć po kredyty inwestycyjne udzielane przez banki kontrolowane przez rząd. Ich przewagą jest niskie, jak na warunki indyjskie, oprocentowanie. Wynosi ono bowiem około 13-14 proc.. Dla porównania dług zabezpieczony na nieruchomości zaciągnięty u zagranicznych inwestorów może kosztować 20 proc..

Przykładem lokalnej firmy, która skorzystała na ostatniej fali przypływu, a potem odpływu zagranicznych inwestorów jest Lodha Development. Dekadę temu była to jedna z wielu lokalnych firm deweloperskich z rocznymi przychodami na poziomie 10 mld rupii (około 512 mln złotych). Dziś przychody tej firmy wynoszą 85 mld rupii, a w 2013 roku deweloper ten oddał do użytkowania 8,5 tys. mieszkań, czyli tyle ile wszyscy rodzimi deweloperzy oddali do użytkowania przez dwa miesiące bieżącego roku.

Reklama

>>> Czytaj też: UOKiK: Deweloperzy bezprawnie zarabiają na reklamach umieszczanych na budynkach

>>> Czytaj też: Galopujący wzrost PKB i 170 mln konsumentów. Zobacz, dlaczego świat zainteresował się