Ciekawy nie oznacza jednak przekonujący. Porównywanie dzisiejszej Grecji i Niemiec z 1953 roku to czysta demagogia.

Wierzyciele RFN – 20 krajów, w tym Grecja – podczas konferencji w Londynie w 1953 roku rzeczywiście zgodzili się na odpisanie ponad 55 proc. niemieckiego długu, który sięgał wówczas 32,3 mld marek.

„Ponad 50 proc. greckiego długu musi zostać umorzone. Rozwiązanie, które zostało zaoferowane Niemcom w 1953 roku teraz powinno być przedstawione Grecji” – twierdzi teraz główny ekonomista Syziry John Milios. Milios studiował w Niemczech. Zrobił doktorat na Uniwersytecie w Osnabrücku w Dolnej Saksonii. Doskonale zdaje on sobie sprawę, że przypominanie Niemcom ich historii z XX wieku i odwoływanie się do ich sumienia może być skuteczne. Diabeł tkwi jednak w szczegółach.

Około połowa niemieckiego długu, który był tematem obrad podczas londyńskiej konferencji – 16,1 mld marek – pochodziła jeszcze sprzed II wojny światowej. Część długu powstała z niewypłaconych odszkodowań po I wojnie światowej. Te olbrzymie roszczenia wobec niemieckiej gospodarki pośrednio pomogły nazistom przejąć władzę. Obiecali pozbyć się długów. W 1933 roku Hitler zakazał wykupu obligacji wydanych przez Republikę Weimarską po zakończeniu I wojny światowej.

Reklama

Dopiero Konrad Adenauer, pierwszy powojenny kanclerz RFN, w ramach próby przywrócenia zrujnowanym Niemcom statusu odpowiedzialnego członka zachodniego systemu gospodarczego, w 1951 roku uznał istniejące długi. Był to akt dobrej woli. Znaczna część długu była wyemitowana w walutach, które później straciły większość swojej wartości, ciężko było też wyliczyć odsetki za okres międzywojenny. Z tego względu, gdy Adenauer zobowiązał się do przekonwertowania długu na warunkach akceptowalnych dla wierzycieli, „już na początku założono, że od Niemców nie będzie oczekiwać się spłacenia całego długu wynikającego z czysto technicznej kalkulacji wartości zaległych zobowiązań” – pisał w 2004 roku Timothy Guinnane z Uniwersytetu Yale w swoim raporcie na temat umorzenia niemieckiego długu z 1953 roku.

Niemcy potrzebowały mnóstwa pieniędzy, by odbudować zniszczoną infrastrukturę i osiedla zrównane z ziemią w czasie wojny. W niektórych niemieckich miastach nie ma dziś żadnych budynków sprzed wojny, z wyjątkiem tych, które zostały dokładnie odrestaurowane w ciągu minionych 70 lat. Poza tym, po II wojnie światowej Niemcy zostały podzielone na dwie części przez zwycięskich aliantów. 10 milionów uchodźców z kontrolowanej przez Sowietów wschodniej części kraju (niemal tyle samo osób zamieszkuje dziś Grecję) ruszyło na zachód.

Niemcy oczywiście były same sobie winne, jednak kraj nie był już rządzony przez nazistów. Władze robiły, co mogły, by odpokutować swoją przeszłość. Starania te trwają do dziś i to właśnie definiuje naturę dzisiejszego przywództwa Niemiec w Europie. Wierzyciele mieli poczucie, że muszą wspomóc ten wysiłek.

Okoliczności, które doprowadziły do narastania długu Grecji są zupełnie inne. Po przywróceniu demokracji w 1974 roku po siedmiu latach dyktatury wojskowej, grecki rząd zaczął na szeroką skalę rozdawać przywileje socjalne – podnosił pensje, wprowadził powszechną opiekę zdrowotną. Finansował linię kolejową, w której pracowników było więcej niż pasażerów. Jeszcze przed wojskowym zamachem stanu, rząd Grecji wypłacał prawosławnym duchownym państwowe pensje. I wciąż to robi, choć wynagrodzenia te zostały ograniczone po interwencjach międzynarodowych wierzycieli. Przez trzy dekady Grecja notowała niestabilne deficyty budżetowe i pożyczała pieniądze na ich pokrycie, potem fałszowała statystyki raportowane Eurostatowi, by móc dołączyć do strefy euro w 2001 roku.

>>> Czytaj też: SYRIZA - spadek zaufania rynków. S&P blisko obniżenia ratingu Grecji

Istnieje ogromna różnica między dobrowolnym przejmowaniem długów wygenerowanych przez poprzednie, nieuczciwe rządy - i to po kursach walutowych korzystnych dla wierzycieli, a beztroskim gromadzeniem własnych zobowiązań i ukrywaniem prawdziwych rozmiarów deficytów budżetowych. W pierwszym przypadku mamy do czynienia z narzuconą sobie ostrą dyscypliną i skruchą, w drugim – z rozrzutnością.

Wciąż jednak można spierać się o to, że jeśli Niemcy zasłużyły na drugą szansę po tym, co zrobiły Europie, Grecja także powinna ją dostać. Jest na to techniczna odpowiedź. Jak pisze Timothy Guinnane, „mieszkańcy niektórych państw pracują dziś na spłatę międzynarodowych długów zaciągniętych przez poprzednie rządy, których nie wybierali i nie chcieli. Często długi te były wykorzystywane do prowadzenia luksusowego stylu życia przez skorumpowane elity albo do zapłaty za represje wobec wielkiej części populacji. Jednak zgodnie z zasadami międzynarodowego systemu finansowego, mieszkańcy danego kraju wciąż odpowiadają za dług lub ryzyko utraty dostępu do międzynarodowych rynków finansowych”. To silny argument za tym, że umorzenie greckiego długu za rządów Syrizy byłoby błędem.

Podczas negocjacji w Londynie w 1953 roku nie było przedstawicieli krajów bloku wschodniego. NRD, marionetkowa republika Sowietów, nie wzięła na siebie żadnej części starego długu Niemiec. W 1953 r. na wschodzie kraju wybuchły zamieszki wśród robotników i sowieckie czołgi zostały wezwane do ich stłumienia. NRD nie potrzebowała żadnych dodatkowych obciążeń finansowych. Po zjednoczeniu Niemiec w 1990 roku, kraj musiał więc spłacić także część długu przypadającą na NRD.

Zachodnim Niemcom umorzono dług po części także z powodu roli, jaką RFN odgrywała w walce z komunizmem. Jak pisał Jurgen Kaiser w zeszłorocznej analizie przygotowanej dla Friedrich Ebert Stiftung, „w przypadku Niemiec należy uwzględnić fakt, że były to czasy zimnej wojny i walki systemu zachodniego z ZSRR i jego sojusznikami. W interesie największych wierzycieli – USA, a także w mniejszym stopniu – Wielkiej Brytanii - było to, by jak najszybciej ustabilizować kraj zarówno politycznie, jak i gospodarczo”.

Władze Niemiec Zachodnich, które skorzystały z umorzenia długu, były zdecydowanie antykomunistyczne i antymarksistowskie. CDU, dziś partia kanclerz Angeli Merkel, rządziła Niemcami Zachodnimi przez pierwsze dwie dekady istnienia. Była mniej liberalna gospodarczo niż teraz i przez kolejne lata udało jej się zbudować silne państwo dobrobytu. Wciąż jednak była centroprawicową, kapitalistyczną siłą, która wierzyła, że tylko prywatna inicjatywna może prowadzić do powszechnego dostatku.

Bardziej lewicowe siły polityczne nie brały udziału w rozmowach z 1953 roku, działały w NDR. Teraz skrajnie lewicowa Syriza, razem ze swoim planem nacjonalizacji banków i niektórych przedsiębiorstw oraz kosztownymi obietnicami złożonymi wyborcom, chce być w centrum takich negocjacji. Wykorzysta umorzenie długu do zapewnienia darmowych dostaw energii dla gospodarstw domowych, dopłat do czynszów, przywrócenia świątecznych premii dla emerytów, podniesienia płacy minimalnej – w praktyce oznacza to powrót do praktyk, które doprowadziły do spiętrzenia się greckiego długu. To ekstremalny przykład pokusy nadużycia, której powojenne Niemcy sumiennie unikały.

Oczywiście istnieją polityczne przesłanki za odpisaniem greckiego długu, tak jak 62 lata temu miało to miejsce w przypadku Niemiec. Europejscy przywódcy obawiają się, że Grecja może opuścić strefę euro i zagrozić europejskiej integracji. Może okazać się, że umorzenie części długu będzie mniej kosztowne niż radzenie sobie z konsekwencjami takiego posunięcia. Wtedy jednak można będzie powiedzieć, że wierzyciele Grecji będą w ten sposób płacić okup skrajnie lewicowemu rządowi, by ten nie zniszczył wspólnej waluty. Powinniśmy zatem oszczędzić sobie porównywania obecnej sytuacji z konferencją z 1953 roku. Jej cele były o wiele szczytniejsze, a Niemcy były znacznie lepiej przygotowane to tego, by dobrze wykorzystać wielkoduszność wierzycieli, niż teraz grecka Syriza.

>>> Czytaj też: Grecja sprzymierzy się z Rosją? Niemcy martwią się o jedność UE