ikona lupy />
Media

Choć według GUS, bezrobocie spada, a przeciętne miesięczne dochody rozporządzalne na osobę wzrosły w zeszłym roku o 3,2 proc., statystyki dotyczące biedy w naszym kraju wciąż pozostają na tym samym poziomie, co w 2013 roku.

Zdaniem dr Krzysztofa Szwarca z Katedry Statystyki i Demografii na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu, poziom ubóstwa skrajnego w Polsce tak naprawdę wcale nie stanął w miejscu, ale się pogorszył.

„Według danych GUS w roku 2014 7,4 proc. Polaków żyło w skrajnym ubóstwie, tyle samo co w roku 2013. Ale to jest złudne. Zmieniła się bowiem granica ubóstwa skrajnego, za które przyjmowane jest minimum egzystencji. W 2013 roku wynosiło ono 551 złotych w gospodarstwach 1-osobowych, a w gospodarstwach 4-osobowych 1486 złotych. W 2014 roku spadło odpowiednio do 540 złotych i 1458 złotych” – mówi dr Krzysztof Szwarc.

Reklama

>>> Polecamy: Przezroczysty Polak. Dlaczego państwo gardzi tymi, którzy potrzebują jego pomocy?

Zamożni się bogacą, biedni w coraz większej nędzy

Stopa ubóstwa relatywnego w 2014 roku również nie zmieniła się wobec 2013 roku i wyniosła 16,2 proc. (6,2 mln osób) – wynika z badania budżetów gospodarstw domowych. Nieznacznie tylko obniżył się wskaźnik ubóstwa ustawowego – spadł do 12,2 proc. (4,6 mln osób) z 12,8 proc. rok wcześniej.

W całym ubiegłym roku poprawiła się sytuacja materialna Polaków, ale wzrost wynagrodzeń nie ma większego wpływu na statystyki dotyczące ubóstwa.

„Wynagrodzenie jest dość luźno zwiane ze stopą ubóstwa – po pierwsze dlatego, że ubóstwo dotyczy tylko i wyłącznie określonej grupy osób. Jak wynika z wszelkich analiz, zdecydowana większość z nich należy do gospodarstw domowych bez osób pracujących. Nawet jeśli są to osoby pracujące, to pracują za minimum, które w ostatnich latach znacząco się nie zmienia. Zmiany wynagrodzeń mierzone przez GUS dotyczą zaś całej populacji. Druga rzecz - dochody gospodarstw domowych to coś zupełnie innego wynagrodzenie – są to dochody wszystkich członków gospodarstw domowych” – mówi prof. Tomasz Panek, wicedyrektor Instytutu Statystyki i Demografii w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, współtwórca "Diagnozy społecznej".

Sytuacja dochodowa nie poprawia się równomiernie we wszystkich grupach społecznych. „Można nawet powiedzieć, że w grupach najbiedniejszych jest ciągle zła. Jeśli podzielić grupy dochodowe na kwintyle, to - nawet w danych GUS - widać, że najbogatsi mają coraz więcej dochodu do dyspozycji, natomiast wśród najbiedniejszych wydatki znacznie przekraczają dochody. Tak więc średnia poprawa wynika ze znaczącej poprawy u zamożnych i średniozamożnych oraz braku poprawy lub pogorszenia sytuacji wśród najbiedniejszych” – komentuje dr hab. Piotr Broda-Wysocki z Katedry Polityk Publicznych Instytutu Politologii na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

Dr Krzysztof Szwarc z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu zwraca uwagę na jeszcze jeden czynnik, który trzeba uwzględnić analizując dane GUS. „Próbując uzasadnić stabilizację stopy ubóstwa na pewno należy wspomnieć o zmniejszeniu liczby ludności Polski, a więc mianownika wzoru na stopę ubóstwa. Według danych GUS na dzień 31 grudnia 2013 Polskę zamieszkiwało 38495659 osób, rok później było już o blisko 20 tys. mniej – 38478602” – mówi ekspert.

>>> Czytaj też: Prawda o polskiej biedzie. Śmieciówki i pensje poniżej minimum nie pozwalają godnie żyć

Bieda biedzie nie równa

Czym różnią się poszczególne wskaźniki biedy? Jak wspomnieliśmy wyżej, wyznacznikiem skrajnej biedy jest tzw. minimum egzystencji, obliczane przez Instytut Pracy i Spraw Socjalnych (IPiSS). Jest to minimalna kwota wydatków, która pozwala na zaspokojenie bieżących potrzeb, które nie mogą być odłożone w czasie. Jak podaje GUS, konsumpcja niższa niż poziom minimum egzystencji prowadzi do „biologicznego wyniszczenia”.

O ubóstwie relatywnym mówimy, gdy wydatki wynoszą mniej niż 50 proc. średnich wydatków ogółu gospodarstw domowych. W czwartym kwartale 2014 roku kwota ta wynosiła 713 zł miesięcznie.

Z kolei ubóstwo ustawowe, czyli próg interwencji socjalnej, to kwota, która zgodnie z obowiązującą ustawą o pomocy społecznej uprawnia do ubiegania się o przyznanie świadczenia pieniężnego z pomocy społecznej. Od października 2012 r. dla osoby samotnie prowadzącej gospodarstwo kwota ta wynosi 542 zł, a dla członka wieloosobowego gospodarstwa domowego – 456 zł.

Ofiary ubóstwa - młodzi, bezrobotni, rodziny wielodzietne

W ciągu ostatniej dekady statystyki dotyczące ubóstwa wśród Polaków wyraźnie się poprawiły, jednak w ostatnich latach znów widać niepokojący wzrost odsetka ludzi dotkniętych skrajną biedą. Jeszcze w 2005 roku stopa ubóstwa skrajnego w naszym kraju wynosiła 12,3 proc. Najniższy poziom ubóstwa notowano w 2008 roku (5,6 proc.) – od tego czasu wskaźnik ten powoli rośnie.

Czynniki, które sprzyjają popadnięciu w biedę wciąż są te same. Nie jest niespodzianką fakt, że najbardziej zagrożone skrajnym ubóstwem są osoby bezrobotne. Jak wynika z danych GUS, w gospodarstwach domowych, w których co najmniej jedna osoba była bezrobotna, stopa ubóstwa skrajnego wynosiła 15 proc., czyli dwa razy tyle co średnia dla Polski. Gdy na bezrobociu pozostawały co najmniej dwie osoby, stopa ubóstwa skrajnego rosła już do 33 proc.

Pod względem podziału na źródło dochodów, najbardziej zagrożeni skrajną biedą są Polacy utrzymujący się ze źródeł pozazarobkowych. W tej grupie stopa ubóstwa skrajnego wynosi 21 proc. Na drugim miejscu plasują się renciści (12,5 proc.), a na trzecim rolnicy (12,1 proc.). Skrajna bieda – choć w mniejszym stopniu - dotyka też pracujących – współczynnik ten wynosi tu 6,5 proc. Dopiero na kolejnych pozycjach znajdują się emeryci (5,8 proc.) i osoby pracujące na własny rachunek (4,1 proc.).

ikona lupy />
Media

Ubóstwo jest też silnie związane z niskim poziomem wykształcenia. W grupie gospodarstw domowych, które utrzymuje osoba, która swoją edukację zakończyła co najwyżej na poziomie gimnazjalnym, stopa ubóstwa skrajnego wynosi aż 18,2 proc. W przypadku osób z wyższym wykształceniem wskaźnik ten spada już do 0,9 proc.

Częściej niż dorośli biedą w Polsce zagrożone są osoby młode i dzieci. Stopa skrajnego ubóstwa wśród osób poniżej 18. roku życia wynosiła w 2014 roku 10 proc. Dla porównania, wśród osób w wieku 18-64 lata skrajna bieda dotyka 7 proc. Polaków.

ikona lupy />
Media
ikona lupy />
Media

W fatalnej sytuacji są rodziny wielodzietne. W grupie małżeństw z trójką dzieci stopa skrajnego ubóstwa przekraczała w 2014 roku 11 proc. Tymczasem w gospodarstwach domowych, w których na utrzymaniu jest co najmniej 4 dzieci, poniżej minimum egzystencji żyło aż 26,9 proc. Czynnikiem, który zwiększa ryzyko wystąpienia skrajnej biedy jest też obecność osoby niepełnosprawnej w rodzinie.

Mapa polskiej biedy

Wyraźną różnicę widać też w podziale na miejsce zamieszkania Polaków. Wśród mieszkańców wsi w skrajnej biedzie żyło w ubiegłym roku 11,8 proc. osób. W największych miastach, liczących ponad 500 tys. mieszkańców, bieda dotykała już tylko 1 proc. mieszkańców.

Mapa polskiej biedy nie zmienia się od lat. Najwięcej ubogich Polaków żyje w województwach warmińsko-mazurskim i świętokrzyskim, a więc w regionach typowo rolniczych, w których panuje wysokie bezrobocie (18 proc. w warmińsko-mazurskim i 14,1 proc. w świętokrzyskim – dane za kwiecień 2015), a poziom płac jest niski (odpowiednio – 3441 zł i 3530 zł brutto według danych za I kwartał 2015 roku). Stopa ubóstwa skrajnego w tych regionach wynosi 15 proc. i 12 proc.

„Warmińsko-mazurskie to obszar rolniczy i to z niezbyt rozwiniętym rolnictwem, popegeerowski, oddalony od aglomeracji, z niewielkim udziałem nowoczesnej infrastruktury” – mówi dr hab. Piotr Broda-Wysocki z Uniwersytetu Kardynała Wyszyńskiego w Warszawie.

Problem ubóstwa w dużym stopniu dotyczy też województwa podlaskiego i wielkopolskiego, w których stopa skrajnej biedy przekracza 10 proc.

Na drugim końcu rankingu znajduje się województwo śląskie – tu notuje się najniższy w kraju wskaźnik skrajnego ubóstwa, który wynosi 4,7 proc.

„Śląsk, nawet jeśli dotykany bywa przez kryzysy związane z restrukturyzacją przemysłu, jest obszarem znacznie bogatszym we wszystkie wyżej wymienione atuty, ma lepiej zorganizowane grupy społeczne. Nawet brak pracy - dzięki szeregowi rozwiązań politycznych - nie doprowadza w nich do natychmiastowego zubożenia, jak ma to miejsce na północy. Ponadto bliskość wielu aglomeracji stwarza nowe szanse np. dla osób młodych. Tego na północy również nie ma w takim wymiarze” – tłumaczy dr hab. Piotr Broda-Wysocki.

>>> Czytaj też: Polska prowincja się zbuntowała. Teraz czeka nas rewolta młodych

Tuż za Śląskiem pod względem stopy ubóstwa skrajnego plasuje się Mazowsze (5,2 proc.) oraz województwo łódzkie (5,4 proc.). Pamiętajmy jednak, że po wyłączeniu ze statystyki większych aglomeracji, pozycja tych regionów na polskiej mapie biedy mocno by się zmieniła. Dla przykładu, jeśli z woj. mazowieckiego wyodrębnimy bogatą Warszawę, stopa ubóstwa skrajnego w tym regionie wzrośnie już do 7,7 proc. i będzie wyższa niż średnia dla Polski.

„Od wielu lat województwa wschodnie są gorsze pod względem rozwoju gospodarczego niż zachodnie. Jednak do tej opinii nie pasuje mi stosunkowo wysoki odsetek ubogich w województwie wielkopolskim. Odsetek ubogich jest związany z odsetkiem ludności wiejskiej. W 2014 roku w województwie warmińsko-mazurskim na wsi mieszkało 41 proc. ludności (stopa ubóstwa 14,8 proc.), w świętokrzyskim – 55 proc. (12,2 proc.), w wielkopolskim – 41 proc. (10,1 proc.), a z kolei w śląskim 23 proc. (4,7 proc.), dolnośląskim 31 proc. (5,6 proc.), zachodniopomorskim 31 proc. (7,2 proc.) itd. Na wsiach zagrożenie ubóstwem jest większe” – mówi dr Krzysztof Szwarc z UE w Poznaniu.

Jak wygląda polskie ubóstwo na tle UE?

Unijne biuro statystyczne nieco inaczej podchodzi do pomiaru ubóstwa w społeczeństwie. Według metodologii Eurostatu, za granicę ubóstwa w UE przyjmuje się 60 proc. ekwiwalentu średniego krajowego dochodu po transferach socjalnych w danym kraju.

Z najnowszych dostępnych danych Eurostatu wynika, że w całej Unii Europejskiej 24,5 proc. mieszkańców jest zagrożonych biedą lub wykluczeniem społecznym.

Najwyższy odsetek mieszkańców zagrożonych ubóstwem notuje się w Bułgarii. Bieda i wykluczenie społeczne dotyczy tu nawet 48 proc. społeczeństwa. W Rumunii wskaźnik ten sięga 40,4 proc., a w przygniecionej kryzysem Grecji – 35,7 proc. Najlepiej w UE wypada pod tym względem Islandia (13 proc.), Czechy (14,6 proc.) i Holandia (15,9 proc.).

W Polsce wskaźnik ten wynosi 25,8 proc., jest więc tylko nieznacznie wyższy od unijnej średniej. Plasuje nas to na 13. miejscu we Wspólnocie. Wyprzedzamy pod tym względem m.in. Węgry, Włochy, Portugalię i Hiszpanię.

„Okres po roku 1989 nie był czasem trwałego ubożenia i permanentnego kryzysu. Można zastanowić się, czy wypracowywany w tym czasie dobrobyt był rozdzielany jak najlepiej i sprawiedliwie. I pewnie można tu zgłosić szereg zastrzeżeń. Ale też nie należy produkować mitów, że pogrążamy się jako kraj w nędzy. Jako kraj bogacimy się i to na płaszczyźnie unijnych wskaźników jest właśnie widoczne” – mówi dr hab. Piotr Broda-Wysocki z UKSW w Warszawie.

Ekspert podkreśla, że nie należy dziwić się, iż niektóre kraje tzw. starej Unii wypadają gorzej od nas. „Po pierwsze, nigdy nie były to kraje nad wyraz zamożne - tyle że my byliśmy bardzo biedni. Po drugie, w czasie, gdy my nadrabialiśmy, one nie rozwijały się w takim tempie lub wpadały w okresy dekoniunktury. W takich warunkach dystans ulega zmniejszeniu”.

Analizując dane Eurostatu widać wyraźnie, że nasz kraj jest absolutnym liderem, jeśli chodzi o postęp w zwalczaniu ubóstwa. Jeszcze w 2005 roku odsetek Polaków zagrożonych biedą wynosił 45,3 proc. Wyższy poziom wskaźnika notowano wówczas jedynie na Łotwie (46,3 proc.). Do 2013 roku odsetek zagrożonych biedą w Polsce spadł aż o 19,5 proc. Żaden inny kraj nie ma na tym polu takich dużych osiągnięć.

„Metoda na sukces była dość prosta - mało ambitnie ustawiono cel. Mówi o tym dobrze analiza dr Ireny Topińskiej przygotowana dla EAPN. W skrócie można powiedzieć, że z ubóstwa wyciągnięto tych, którzy byli w tym ubóstwie "najpłycej", którym pomóc można było najłatwiej. Wszystkie strukturalne problemy, takie jak ubóstwo dzieci, problem niskich progów dochodowych, braku ich waloryzowania praktycznie przez dekadę itp., pozostawały bez zmian. W tej ostatnie sprawie ogromnym impulsem stał się wynik wyborów prezydenckich” – mówi dr hab. Piotr Broda-Wysocki.

W maju tego roku Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej ogłosiło, że chce podnieść kryterium dochodowe uprawniające do zasiłku rodzinnego do 754 zł z 574 zł (wzrost o 31,4 proc.). Chodzi o dochód rodziny w przeliczeniu na osobę. Zwiększyć ma się też kryterium dla rodzin z dzieckiem niepełnosprawnym – do 844 z 664 zł (o 27 proc.). Propozycje zmian zostały przekazane do Komisji Trójstronnej.

„Zapowiedziana zmiana progów dochodowych w systemie pomocy społecznej jest wyjątkowo hojna. Z jednej strony, cieszy, bo po 10 latach warto jednak się było nad tym pochylić. Z drugiej jednak martwi, bo pokazuje kompletny brak wizji polityki społecznej - wszak jeszcze w roku 2013 nikomu nie przeszkadzało, że w niektórych kategoriach gospodarstw domowych próg dochodowy uprawniający do otrzymania pomocy społecznej był poniżej progu minimum egzystencji” – dodaje ekspert z UKSW w Warszawie.

Prof. Tomasz Panek z SGH przestrzega jednak przed wyciąganiem błędnych wniosków z danych Eurostatu. „Wskaźnik zagrożenia ubóstwem to zła nazwa. Jest to prostu stopa ubóstwa. Danych Eurostatu nie powinno się jednak wykorzystywać do porównań między krajami, bo granice ubóstwa dla każdego kraju są inne. Porównywanie państw na ich podstawie to tylko narzędzie polityków” – mówi profesor. Według Unii, ubogim jest ten, kto żyje w gospodarstwie domowym o dochodach nie przekraczających 60 proc. przeciętnych dochodów w danym kraju. Zdaniem ekonomisty, wykorzystując taką definicję, okaże się, że w Wielkiej Brytanii będzie wyższa stopa ubóstwa niż w Polsce, co jest absurdem.

„Dane Eurostatu są tak naprawdę miarą nierówności dochodowych w różnych krajach” – mówi prof. Tomasz Panek. „Z danych Eurostatu można wywnioskować tylko i wyłącznie, że w Polsce w stosunku do innych krajów zmniejszyły nierówności dochodowe. Jest to związane z polityką UE, która zakłada, że transfery mają zmniejszać te nierówności. Spadek nierówności w Polsce jest tylko relatywny. One zostały tylko zahamowane” – dodaje ekonomista.