Jak wynika z naszych informacji, kwota dodatku zależałaby od obecnej wysokości świadczenia: im wyższa emerytura czy renta, tym niższy dodatek. Emeryci z najniższą emeryturą mogliby liczyć na jednorazową wypłatę od co najmniej 300 do ponad 400 zł. Jednorazowy dodatek nie byłby adresowany do wszystkich, a tylko do tych, których świadczenia nie są wyższe od przeciętnej emerytury lub tylko nieco ją przekraczają.

Rozważane są dwa warianty wypłaty – podstawowy to wypłata w marcu razem z coroczną waloryzacją świadczeń. Ale jest i drugi pomysł: wypłata jeszcze w tym roku we wrześniu, co oznaczałoby, że ekstra pieniądze trafiłyby do portfeli emerytów i rencistów bezpośrednio przed październikowym terminem wyborów. Nie wiadomo jednak, czy w takim przypadku nie byłaby wymagana nowelizacja budżetu. To, czy pomysł wejdzie w życie, z jednej strony zależy od możliwości finansowych budżetu: koszt takiej operacji byłby spory, bo wyniósłby około 3 mld zł. Z drugiej – od decyzji politycznych.

Jak już pisaliśmy, rozważanych jest kilka pomysłów, których celem jest pokazanie, że solidny wzrost gospodarczy wrócił i Polacy mogą to odczuć w portfelach, np. wcześniejsza obniżka VAT, podwyżka kwoty wolnej lub podwyżka kosztów uzyskania przychodów. Do tej palety rozwiązań doszedł pomysł jednorazowego dodatku dla emerytów, bo z powodu deflacji przyszłoroczna waloryzacja ma być niska.

Dziś wskaźnikiem waloryzacji emerytur na 2016 r. ma się zająć Komisja Trójstronna. Rząd proponuje 0,52 proc., co oznacza np. w przypadku emerytur minimalnych podwyżkę na poziomie niepełnych 5 zł miesięcznie. Jednorazowe dodatki miałyby uzupełniać dochody rencistów i emerytów, którzy dostają najniższe świadczenia.

Reklama

Jeśli rząd zdecyduje się na taki krok, pójdzie w ślady SLD i PIS , które – gdy rządziły – wprowadziły podobne rozwiązania. Eksperci nie mają wątpliwości, że intencje autorów są głównie polityczne.

>>> Czytaj też: Emerytury wyborcze. Ile będą kosztowały budżet państwa?

Emerytury wyborcze

Jednorazowe dodatki emerytalne, o których myśli rząd, to próba uniknięcia niskich kwot podwyżek najniższych świadczeń. W praktyce to korekta waloryzacji mieszanej, którą mieliśmy w tym roku.

Przyszłoroczna waloryzacja będzie bardzo niska, bo nadal mamy deflację. Dla emerytury najniższej prognozowana przez rząd podwyżka o 0,52 proc. wyniosłaby 5 zł, dla przeciętej około 10 zł, a dla emerytury w okolicach 5 tys. złotych byłoby to 26 zł, czyli mniej niż w tym roku. A jak podkreślają politycy rządowi, z którymi rozmawialiśmy, jeśli emeryci zobaczą kilkuzłotowe podwyżki, to efekt polityczny dla obecnej koalicji będzie bardzo zły.

Rozważane są jeszcze dwa inne pomysły powtórki waloryzacji mieszanej lub znaczącej podwyżki emerytur minimalnych. Ale oba mają swoje wady. Gdyby powtórzyć waloryzację mieszaną z identyczną kwotą podwyżki 36 zł, to na kwotowej podwyżce skorzystaliby wszyscy, których świadczenie jest nie niższe niż 6920 zł. Czyli także spora część emerytów, którzy nie wymagają specjalnego wsparcia. Z kolei drugi pomysł kosztowałby budżet około 3 mld zł za podwyżki emerytur minimalnych do 1000 zł. Wadą obu rozwiązań jest to, że w trwały sposób zwiększają wydatki na emerytury i renty.

Stąd pojawiał się pomysł obdarowania emerytów jednorazowymi dodatkami. W przeciwieństwie do waloryzacji można objąć nimi wybraną grupę, a nie wszystkich. Więc dodatkowe pieniądze można zaadresować do tych z najniższymi świadczeniami. Z drugiej strony z uwagi na ich nadzwyczajny i epizodyczny charakter nie powiększają na trwałe wydatków FUS czy KRUS na świadczenia. W praktyce to znaczy, że waloryzacja w 2017 r. będzie dotyczyła sumy świadczeń z 2015 r. powiększonych o wskaźnik waloryzacji 0,52 proc., czyli 900 mln zł, więc dla budżetu będzie tańsza, niż gdyby np. rząd ponowił waloryzację mieszaną.

Jak wynika z naszych informacji, koszt dodatków wyniósłby około 3 mld zł. – Rzeczywiście z punktu widzenia pragmatyki resortu finansów to bardziej cwane rozwiązanie niż zwiększanie waloryzacji, ale to się wpisuje w polską tendencję, by szukać rozwiązań ad hoc – podkreśla Piotr Lewandowski z Instytutu Badań Strukturalnych.

Na pewno wprowadzenie dodatków wymagałoby uchwalenia specjalnej ustawy. Gdyby miały być wypłacane w marcu, to zapewne trafiłaby ona do Sejmu razem z projektem przyszłorocznego budżetu. Natomiast gdyby faktycznie rząd myślał o tym, by wypłacić je jeszcze w tym roku, to musiałaby zostać przyjęta ekspresowo przez Sejm. Punktem spornym jest to, czy wymagałaby nowelizacji budżetu. Dodatki wypłacałby ZUS i KRUS, więc trzeba byłoby zmienić plany finansowe funduszy w obu instytucjach, do czego wymagana jest zgoda Komisji Finansów Publicznych, ale na ich wypłatę FUS mógłby zaciągnąć pożyczkę w budżecie.

Pytanie, czy takie rozwiązanie jest niezbędne. – Analiza ubóstwa pokazuje, że emeryci nie są grupą narażoną na szczególne ubóstwo. Dużo lepiej być emerytem niż członkiem rodziny wielodzietnej. Jeśli są takie pomysły, to powinny być adresowane do 10 proc. najuboższych emerytów – podkreśla Piotr Lewandowski.

Dodatkowo ostatnie dane GUS pokazują, że dochód rozporządzalny w gospodarstwach emeryckich wzrósł. Z jednej strony wpływ na to ma deflacja, bo tanieje żywność, a to ona jest jednym z głównych wydatków emerytów i rencistów. Z drugiej strony waloryzacja kwotowa w 2011 r. i mieszana w obecnym spowodowały szybszy realny wzrost najniższych emerytur i rent. – Nie o to chodzi, by bronić tezy, że ci, którzy otrzymują najniższe świadczenia, mają je wystarczająco wysokie, ale nie powinno się poprawić ich sytuacji za pomocą jednorazowych prezentów, które do końca demolują system waloryzacji – mówi Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.

Eksperci nie mają wątpliwości, że pomysł ma podłoże polityczne. Emeryci i renciści to potężna dziewięciomilionowa grupa wyborców. Nawet jeśli liczba beneficjentów zostanie ograniczona od tych, których świadczenie nie jest wyższe od przeciętnej emerytury, to będzie to ponad 6 milionów osób. – Jesteśmy świadkami odchodzenia od pomysłu powiązania emerytur z odprowadzanymi składkami na rzecz socjalnego charakteru świadczeń wpisanego w wyborczy kalendarz – ocenia Roland Paszkiewicz z Centralnego Domu Maklerskiego Pekao.

Idea jednorazowych datków dla emerytów i rencistów to powielenie pomysłów, które wcielił w życie najpierw rząd SLD, a później PiS. W przypadku PiS w 2007 r. nazywano je zapomogami i były w wysokości od 420 zł dla najuboższych emerytów do 120 zł dla tych, których emerytura zbliżała się do przeciętnej.