Rosyjska próba zmiany granic na Ukrainie nie jest czymś bezprecedensowym, bo już od upadku ZSRR europejskie granice ulegały wielu zmianom. Oczywiście może to być powodem do obaw, bo zazwyczaj brak stabilizacji na granicy poprzedzał wybuchy wojen - pisze George Friedman z ośrodka Stratfor.

Europa jest dziś kontynentem granic. Drugi najmniejszy kontynent świata ma więcej niż 50 oddzielnych, suwerennych państw. Wiele z nich należy do Unii Europejskiej. W samym sercu europejskiego projektu leży próba ograniczenia wpływu i wagi granic przy jednoczesnym zachowaniu tych granic. W teorii to osiągalny cel. Historia jednak nie lubi tego typu teoretycznych rozwiązań.

Obecnie Europa zmaga się z trzema zbieżnymi kryzysami, które sprowadzają się do kwestii narodowych granic. Kryzysy te wydają się niezależne od siebie. Imigracja z państw muzułmańskich, kryzys finansowy w Grecji i konflikt na Ukrainie faktycznie zdają się nie mieć ze sobą nic wspólnego. W rzeczywistości jednak wszystkie te kryzysy wypływają z tego samego źródła – pytania o to, czym są granice.

Na europejskich granicach zasadzają się zarówno polityczna molarność Starego Kontynentu, jak i europejskie katastrofy. Oświecenie w Europie występowało przeciw wielonarodowym monarchiom, a opowiadało się za suwerennym państwami narodowymi, rozumianymi jako terytoriami, które miały być zamieszkiwane przez narody. Narody definiowano jako ludzkie zbiorowości, które miały wspólną historię, język, zespół wartości i religię. W skrócie, wspólną kulturę, w której funkcjonowały. Narody miały prawo do samostanowienia, określania narodowego stylu rządzenia oraz wyłaniania przedstawicieli, którzy rządzili. Ponad wszystkim narody żyły na terytorium z określonymi granicami.

Dzięki prawu do samostanowienia powstało w Europie wiele narodów. I jak to zwykle bywa, niektóre narody nie ufają innym i boją się innych. Czasami prowadzi to do wojen. Narody także przechowują wspomnienia o zdradach, o ofiarach. Wspomnienia te często sięgają kilka wieków wstecz, do czasów zanim narody przekształciły się w państwa. Niektóre narody postrzegały granice jako niesprawiedliwe, ponieważ często w wyniku ich nałożenia część narodu znajdowała się pod panowaniem zagranicznych władz albo przebieg granic był odbierany jako niepasujący do narodowych potrzeb. Prawo do samostanowienia w sposób nieuchronny prowadziło do budowania granic, a kwestia granic w nieunikniony sposób prowadziła do sporów pomiędzy państwami. W latach 1914-1945 Europejczycy toczyli wojny o narodowe granice i o to, kto ma prawo zamieszkiwać w jakim miejscu. Doprowadziło to do jednej z największych rzezi w historii ludzkości.

Reklama

Pamięć o tych wydarzeniach poskutkowała stworzeniem Unii Europejskiej. Jedną z zasad założycielskich Unii było dążenie do uniknięcia podobnych masakr w przyszłości. Unii jednak brakowało władzy, aby znieść państwa narodowe. Twór ten był bowiem fundamentalnym elementem europejskiej tożsamości. A jeśli przetrwała idea państwa narodowego, to musiała też przetrwać idea przestrzeni i granic.

Nawet jeśli nie udało się porzucić idei państwa narodowego, to można było osłabić znaczenie granic. W związku z tym po II wojnie światowej pojawiły się dwie zasady. Pierwsza, która istniała jeszcze przed wojną, a mianowicie, że europejskie granice nie mogą być zmienione. Stała za tym nadzieja, że jeśli Europa zamrozi swoje granice, to uniknie wojny. Druga zasada pojawiła się wraz z dojrzewaniem Unii Europejskiej i dotyczyła ona wewnętrznych granic europejskiego bloku. Otóż wewnętrzne granice jednocześnie istniały i zostały zawieszone. Granice istniały w tym sensie, że określały terytoria państw narodowych i umożliwiały realizację doktryny samostanowienia. Nie istniały natomiast w odniesieniu do wolnego przepływy dóbr, siły roboczej i kapitału. Oczywiście nie funkcjonowało w sposób całościowy, bowiem niektóre państwa wprowadzały swoje ograniczenia. Druga zasada znajduje się obecnie pod ostrzałem z trzech różnych pozycji.

1. Ruch muzułmanów w Europie

Chaos na Bliskim Wschodzie spowodował napływ uchodźców w kierunku Europy. Nałożyło się to na wcześniejsze problemy Europejczyków, którzy zachęcali i przyjmowali muzułmańskich imigrantów. Po tym, jak Europa podniosła się z wojennych zniszczeń, potrzebowała taniej siły roboczej. Tak jak wiele uprzemysłowionych krajów, państwa europejskie szukały imigrantów, w tym imigrantów ze świata islamskiego. Początkowo Europejczycy traktowali imigrantów jak czasowych rezydentów. Z czasem jednak państwa Europy przyznały im obywatelstwa i stworzyły doktrynę multikulturalizmu. Miało to być gestem tolerancji. Zakładano, że umożliwi to muzułmanom asymilację. Doktryna ta przyczyniła się jednak do wykluczenia wyznawców islamu z pełnego uczestnictwa w kulturze kraju przyjmującego – nawet wtedy, gdy muzułmanie otrzymali już obywatelstwo.

Stało się tak częściowo dlatego, że Europejczykom nie udało się w pełni zintegrować imigrantów, a częściowo z powodu ataków terrorystycznych. Sprawiły one, że europejskie społeczeństwa zaczęły postrzegać europejskich muzułmanów jako zagrożenie.

Niektóre kraje już wcześniej dyskutowały o powrocie do wewnętrznych granic na Starym Kontynencie. Potencjalny powrót granic miałby zapobiec nie tylko ruchom muzułmanów, ale także innych Europejczyków, którzy szukali na pracy w innym kraju zamieszkania. Ostatnia fala uchodźców sprawiła, że kwestia ta nabrała nowego znaczenia.

Kryzys w związku z uchodźcami zmusił Europejczyków, aby zmierzyli się z podstawowym problemem. Humanitarne zasady Europy nakazują, aby dać schronienie uchodźcom, ale kolejna fala uchodźców zmierzająca w kierunku Europy zagraża społecznej i kulturowej równowadze wielu krajów. Niektóre z państw są przerażone na myśl o przyjęciu kolejnej fali imigrantów. Co więcej, jeśli już raz jakiś kraj pozwoli imigrantom, aby wjechali na teren Unii Europejskiej, inne państwa Unii nie mogą powstrzymać ruchu imigrantów.

Kto kontroluje zewnętrzne granice Europy? Czy to Hiszpania decyduje, kto wjedzie na jej teren, czy może już Unia Europejska? Ktokolwiek to jest, to czy idea wolnego przepływu pracowników w UE odnosi się także do uchodźców? Jeśli tak, to oznacza to, że kraje Wspólnoty straciły zdolność do określania, kto może wjechać na ich teren, a kto może być wykluczony. Dla Europy, biorąc pod uwagę europejską definicję narodu, nie jest to tylko problem o charakterze prawnym. Kwestia ta leży bowiem w samym centrum europejskiego postrzegania narodu oraz odnosi się do zasady samostanowienia narodów.

Problem ten nie dotyczy tylko muzułmanów. W XIX i XX wieku, Żydzi przybywający ze wschodu na zachód Europy – choć zdolni do większej integracji – stanowili to samo wyzwanie dla Starego Kontynentu.Wówczas jednak kwestia granic była bardziej jednoznaczna, nawet jeśli kwestia integracji Żydów pozostawała nierozwiązana.

W wielu krajach status mniejszości z sąsiednich państw był dręczącym problemem, ale istniały narzędzia, aby sobie z tym radzić. W przypadku muzułmanów kwestia ta stała się wyjątkowa w stopniu, w jakim sama Unia Europejska taką ją uczyniła. Unia bowiem chciała zachować granice, jednocześnie pozbawiając je znaczenia. Dziś natomiast Wspólnota zmaga się z rosnącym sprzeciwem nie tylko wobec muzułmańskich imigrantów, ale także wobec europejskiego sposobu rozumienia granic oraz zasad wolnego przepływu osób.

>>> Czytaj też: Stratfor: Trwa wojna cywilizacji. Europa znów zetrze się z islamem

2. Grecki kryzys

Kwestia granic dotyczy także kryzysu w Grecji. Widzimy tu dwie sprawy – jedną o mniejszym znaczeniu, drugą znacznie poważniejszą. Ta pierwsza odnosi się do kontroli przepływu kapitału. Unia Europejska utrzymuje wspólny rynek finansowy, w obrębie którego kapitał może przepływać swobodnie.

Grecy, w obawie przez skutkami obecnego kryzysu, zaczęli przenosić swoje środki finansowe do zagranicznych banków. Pamiętają bowiem, co się działo na Cyprze, gdzie cypryjski rząd, ugiąwszy się pod żądaniami szczególnie Niemiec, zamroził i przejął pieniądze zgromadzone w cypryjskich bankach. W ramach zasad Unii, transfer depozytów z jednego kraju członkowskiego do innego, czy też nawet poza Unię, jest uznawany za legalny. Mimo to na Cyprze wolny przepływ kapitału przez granice został wstrzymany. To samo może stać się w Grecji.

W każdym razie rodzi się pytanie: która zasada jest ważniejsza - wolny przepływ kapitału czy możliwość, aby Unia Europejska mogła ten przepływ kontrolować? Czy obywatele Grecji są osobiście odpowiedzialni za dług ich rządu, że ponoszą teraz skutki polityki zaciskania pasa, ale też skutki kontroli kapitału, nałożonego pod presją Unii Europejskiej? Jeśli jednak to Unia rości sobie prawo do kontroli przepływu wbrew zasadzie swobodnego przepływu, wówczas granice dla kapitału mogą być czasowo tworzone.

Drugą i znacznie poważniejszą kwestią, która wyłania się przy okazji kryzysu w Grecji, jest wolny przepływ dóbr. Wolny handel stanowi istotny wymiar obecnego kryzysu. Niemcy eksportują ponad 50 proc. swojego PKB, a od tego eksportu zależy niemiecki dobrobyt. Uważam, że niezdolność do kontroli przepływu niemieckich dóbr na południe Europy doprowadziła do problemów gospodarczych Grecji i innych krajów. Pamiętajmy, że w latach 50. XX wieku to właśnie niemiecka możliwość kontroli napływu dóbr z USA pozwoliła ożywić gospodarkę RFN

Unia Europejska co prawda pozwala na pewne ograniczenia w przepływie niektórych dóbr, szczególnie tych o charakterze rolniczym – poprzez subsydia i kwoty. W teorii wolny handel jest korzystny dla wszystkich. W praktyce jednak krótkoterminowe zyski jednego kraju mogą być znacznie niższe niż długoterminowe zyski innego. Możliwość kontroli przepływu dóbr jest narzędziem, które może spowolnić wzrost, ale jednocześnie zmniejszyć straty.

Kluczowa zasada Unii Europejskiej to właśnie zasada wolnego handlu – w tym znaczeniu, że na granicy nie można dokonać oceny, które dobra mogą wjechać do danego kraju oraz pod jaką taryfą celną. W teorii brzmi to świetne, ale w praktyce zupełnie nie uwzględnia, że korzyści z wolnego handlu są rozłożone nierównomiernie. Oznacza to, że prawo do samostanowienia nie dotyczy już prawa do kontroli granic.

>>> Polecamy: Wolny handel nie jest dobry dla wszystkich. Zobacz, jak rosła potęga Niemiec i jak zniszczono Grecję

3. Ukraina i “nienaruszalność” granic

Dochodzimy wreszcie do sprawy Ukrainy, która w gruncie rzeczy nie dotyczy samej Ukrainy, ale jednej z kluczowych zasad Europy, o której mówiliśmy na początku, a mianowicie zasady, że nie można zmieniać granic. U podstaw tej zasady leży założenie, że zamiana granic prowadzi do niestabilności. Zasadę tę stosowano w latach 1945-1992. Upadek Związku Radzieckiego w sposób dramatyczny zmienił wewnętrzne granice Europy, przesuwając granicę Rosji na północny-wschód. Upadek ZSRR doprowadził także uwolnienia 8 krajów w Europie Środkowo-Wschodniej, które wcześniej były sowieckimi satelitami oraz 15 nowych, niepodległych państw – łącznie z Rosją – które wcześniej tworzyły części ZSRR.

Można argumentować, że upadek ZSRR nie zmienił zasady niezmienności granic, ale twierdzenie to byłoby dalece naciągane. W gruncie rzeczy zmieniło się wszystko. Po upadku ZSRR przyszedł „Aksamitny rozwód” Republiki Czeskiej i Słowacji, a teraz potencjalny rozwód grozi Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Belgii.

Być może najważniejszym przykładem złamania zasady niezmienności granic była Jugosławia, gdzie jeden kraj podzielił się na liczne, niezależne państwa, zaś jedną z konsekwencji tego podziału była wojna o granice. Konflikt zakończył się oddzieleniem Kosowa od Serbii i podniesieniem jego rangi do statusu niepodległego narodu. Rosja wykorzystała tę zmianę do usprawiedliwienia zmian granicy z Gruzją oraz ustanawiając autonomię i kontrolę nad wschodnią Ukrainą. Podobnie dramatycznym zmianom, w wyniku wojny, ulegała granica pomiędzy Azerbejdżanem i Armenią. Warto w tym miejscu dodać, że Cypr podzielił się na turecką północ i greckie południe, i jako taki został przyjęty w 2004 roku do Unii Europejskiej.

Od czasu zakończenia zimnej wojny, zasada nienaruszalności granic była stale naruszana – poprzez tworzenie nowych granic, poprzez uznawanie nowych narodów, poprzez pokojowe podziały i w wyniku krwawych wojen.
Zasada nienaruszalności granic w większości obowiązywała do 1991 roku, zanim świat doświadczył serii radykalnych zmian. W większości przypadków Europejczycy przyjęli zmiany granic, a tylko w jednym z nich – w Kosowie – sami zaprojektowali zmianę.

I właśnie w tym kontekście należy rozważać wojnę na Ukrainie. Europa wraz z Ameryką twierdzą, że Rosja chce zmieniać nienaruszalne granice. Oczywiście jest wiele dobrych argumentów przeciw obecności Rosji na Ukrainie, ale twierdzenia, jakoby Rosjanie robili coś bezprecedensowego, próbując zmieniać ukraińskie granice, trudno obronić. Już od jakiegoś czasu europejskie granice są poddawane zmianom. Oczywiście może to być powodem do obaw, bowiem z historycznego punktu widzenia niestabilne granice poprzedzały wybuchy wojen – tak jak miało to miejsce w Jugosławii, na Kaukazie czy teraz na Ukrainie. Trudno jednak argumentować, że działania Rosji na Ukrainie są dramatycznym wydarzeniem bez precedensu.

Zasada samostanowienia narodów zależy od jasnego rozumienia pojęcia naród oraz od zgody co do jego granic. To przecież sami Europejczycy ustanowili precedens, ze granice nie są niezmienne.

Obecnie Europa stara się realizować dwie konkurencyjne zasady. Pierwsza odnosi się do Unii Europejskiej, która chce, aby granice były przepuszczalne przy jednoczesnym zachowaniu prawa do samostanowienia narodów. Niestety ciężko dostrzec spójność braku kontroli granic z prawem do samostanowienia.

Druga konkurencyjna zasada to ta, aby nie zmieniać istniejących granic. Z jednej strony Unia chce zmniejszyć znaczenie granic, z drugiej zaś strony ta sama Unia chce, aby ich istnienie pozostało bezsporne.

Żadna z tych zasad nie jest realizowana. W Europie coraz więcej sił chce, aby władza nad granicami powróciła do państw. Pod wieloma względami kryzys związany z muzułmańskimi imigrantami oraz kryzys w Grecji odnoszą się do pytania o to, kto kontroluje granice. Natomiast zasada nienaruszalności granic jest martwa od czasu upadku ZSRR.

Pogląd, jakoby granice miałyby być archaiczne, jest zasadny tylko wtedy, gdy samo państwo narodowe stanie się archaiczne.

Nie ma żadnych dowodów, że w Europie właśnie tak się dzieje. Jest wręcz przeciwnie – wszystkie aktywne i widoczne siły skłaniają nas ku twierdzeniu, że idea narodowa nie tylko przetrwała, ale jej znaczenie w Europie dramatycznie wzrosło.

Nie ma także dowodu na to, że maleje znaczenie granic. W rzeczywistości, przez ostatnie 25 lat, liczba zmian – tych dobrowolnych jak i wymuszonych – zwiększyła się. A każde kwestionowanie narodowych granic – tak jak ma to miejsce obecnie na Ukrainie – jest wyzwaniem dla narodowej rzeczywistości i tożsamości.

Unia Europejska obiecała pokój i dobrobyt. Dobrobyt jest dziś nadszarpnięty. Pokój zaś był nieregularnie zakłócany – nie w Unii Europejskiej, ale wokół niej. Wszystko to jest powiązane z kwestią granic i pytaniami o to, czym są granice i jak poważnie do nich podchodzimy. Granica oznacza, że „to jest mój kraj, a nie twój”. Idea granicy była już dla Europy źródłem wielkiego cierpienia. Niemniej jednak tak wygląda rzeczywistość, która jest osadzona w kondycji ludzkiej. Granice mają znaczenie, i to pod wieloma różnymi względami. Europejski kryzys, gdy popatrzymy na niego jako na pewną całość, swoje źródła ma właśnie w granicach. Próba zniesienia granic w teorii może być atrakcyjna. Ale teoria musi się zmierzyć się z granicą, którą wyznacza jej rzeczywistość.

Tekst opublikowano za zgodą ośrodka Stratfor.

"What Borders Mean to Europe" is republished with permission of Stratfor.