Nie musieliby mieć przy tym opinii z poradni psychologiczno-pedagogicznej. PiS szykuje taką zmianę niezależnie od wyniku referendum.

To wariant, który wejdzie w życie, jeśli dojdzie do referendum proponowanego przez prezydenta Andrzeja Dudę, a Polacy opowiedzą się w nim za obowiązkową pierwszą klasą dla siedmiolatków. Jak wynika z informacji DGP, będzie on także realizowany, jeśli do referendum nie dojdzie, a PiS uda się wygrać wybory i utworzyć rząd. Wprowadzenie pierwszych zmian politycy tego ugrupowania zapowiadają zaraz po wyborach.

Choć zniesienie obowiązku szkolnego dla sześciolatków mogłoby wejść w życie za rok – we wrześniu 2016 roku. Pierwszy rocznik sześciolatków objętych obowiązkiem szkolnym trafi do szkół jesienią tego roku. Z tego powodu PiS zapowiada, że przygotowałby przepisy przejściowe: już w trakcie tego roku szkolnego rodzice mieliby możliwość wycofać dziecko ze szkoły i przenieść je do zerówki. Równolegle z tym przywrócono by do przedszkoli możliwość nauki pisania i czytania. – To da się szybko zmienić, nie wymaga zmian ustawy, a jedynie podjęcia decyzji w resorcie edukacji – podkreśla poseł PiS Sławomir Kłosowski. Jak argumentuje, zakaz nauczania liter został wprowadzony razem z reformą sześciolatków, by wywrzeć presję na rodziców do wysyłania sześciolatków do szkół, a nie przetrzymywania ich w przedszkolach.

Zdaniem posła Kłosowskiego nie byłoby problemu z miejscami dla wycofywanych ze szkół uczniów, w sporej liczbie samorządów nadal są bowiem wolne miejsca w przedszkolach. I wylicza, np. we Wrocławiu około 400, w Warszawie podobnie.

Reklama

>>> Czytaj też: Efekt cofnięcia reformy obniżającej wiek szkolny? Ze szkół może zniknąć jeden rocznik

Przenoszenie dzieci do przedszkoli w trakcie roku mogłoby częściowo rozwiązać problem pustego rocznika – czyli braku siedmiolatków w roku 2016. Zdaniem Tomasza i Karoliny Elbanowskich, inicjatorów akcji „Ratuj maluchy”, wielkiego problemu nie będzie, bo część rodziców może zostawić dzieci na kolejny rok w I klasie. Ponadto wielu sześciolatków nie pójdzie obecnie do szkoły, bo otrzymało odroczenie. I to one zasilą I klasy we wrześniu przyszłego roku. Może to dotyczyć nawet 30 proc. najmłodszych dzieci. W Krakowie, jak podają Elbanowscy, nawet połowa sześciolatków nie stawi się do szkoły. – Poza tym im mniejszy rocznik, tym lepiej. Dzięki temu zamiast 15 klas pierwszych w roczniku będzie tylko kilka – podkreślają Elbanowscy.

Politycy PiS przyznają, że problem „małego rocznika” lub „rocznika hybrydowego” istnieje. – To mankament wynikający z nieprzemyślanego działania dotyczącego obniżenia wieku szkolnego. Ten jeden rocznik będzie dotknięty, choć będziemy starać się minimalizować te skutki w rozwiązaniach ustawowych – podkreśla poseł Kłosowski.

Kto miałby trafić do szkoły? Precyzowałaby to ustawa. Obowiązek objąłby siedmiolatki. Przy sześciolatkach decyzje podejmowaliby rodzice. – Nie musieliby mieć przy tym opinii z poradni psychologiczno-pedagogicznej, choć mieliby możliwość jej zdobycia – podkreśla poseł PiS. To identyczna propozycja zmian, z jaką wystąpili Tomasz i Karolina Elbanowscy, inicjatorzy projektu obywatelskiego "Rodzice chcą mieć wybór", który zakładał, że obowiązek szkolny obejmuje siedmiolatki, zaś przy dziecku sześcioletnim wystarczy oświadczenie woli.

Przed wprowadzeniem w roku 2009 reformy obniżającej wiek szkolny sześciolatek mógł zasiąść w szkolnej ławie tylko wtedy, kiedy dostał na to glejt z poradni potwierdzający, że się nadaje.

Poseł Kłosowski uważa, że docelowo w wyniku odwrócenia reformy sześciolatki w pierwszych klasach będą stanowiły około 10 proc. uczniów, czyli podobny odsetek jak przed 2009 rokiem. Jak wyjaśnia posłanka PiS Elżbieta Witek, wszelkie zmiany byłyby wpisane także w całościowy plan reformy PiS dotyczący edukacji, który zakłada przywrócenie ośmioklasowej szkoły podstawowej i likwidację gimnazjów.

Ewentualne zmiany to zła wiadomość dla samorządów. Barbara Czołowska, zastępca dyrektora wydziału oświaty i wychowania Urzędu Miasta Lublin, tłumaczy, że od strony organizacyjnej nie byłoby to proste. – Problemem byłoby zapewnienie miejsc dla sześciolatków, które by nie poszły do szkół we wrześniu 2016 roku. Zbiega się to z reformą wprowadzającą obowiązek przygotowania przez samorządy miejsc dla wszystkich chętnych cztero- i trzylatków w przedszkolach, więc byłoby to trudne do pogodzenia – opowiada Czołowska.

>>> Czytaj też: Prywatne szkolnictwo to katastrofa dla edukacji? Polska nie powinna iść drogą Szwecji

Podobnie uważa Marek Olszewski, wójt gminy Lubicz, a zarazem przewodniczący Zarządu Związku Gmin Wiejskich. – Od sześciu lat dostosowujemy działanie szkół i przedszkoli do dat i terminów wyznaczonych przez ustawę obniżającą wiek szkolny. I choć MEN było niekonsekwentne, graniczne daty określono. Odwrócenie tego porządku wprowadziłoby ogromne zamieszanie – kwituje Olszewski. Zgadza się też, że kolidowałoby to z wprowadzeniem miejsc dla wszystkich cztero- i trzylatków.

Jakie widzą rozwiązanie? – Część samorządów zapewne przekształciłaby obecne oddziały przedszkolne w przedszkola. Na to musiałyby się znaleźć jednak dodatkowe środki finansowe, to bowiem dla niektórych placówek mogłaby być kosztowna zmiana – mówi Barbara Czołowska. Powód? Nowe przepisy, które wejdą w życie w 2016 roku, nie pozwolą na funkcjonowanie oddziałów przedszkolnych na dotychczasowych zasadach jako części szkoły.