U podstaw tak optymistycznych założeń leży to, co w ostatni piątek stało się na Wall Street. Mianowicie, obrona przed silną przeceną. W efekcie na wykresach dziennych DJIA i S&P500 zostały wyrysowane popytowe świece, mogące zwiastować osiągnięcie przez te indeksy średnioterminowych dołków.

Tę wizję silniejszego i trwającego przynajmniej kilka tygodni odbicia, w pełni podzieliły giełdy azjatyckie. Na większości z nich dominacja popytu była wyraźna. Również ponad 4 proc. poranne plusy kontraktów terminowych na główne amerykańskie indeksy sprawiają, że poniedziałek na GPW zapowiada się niezwykle byczo.

Do tej rynkowej układanki, należy dodać jeszcze dwa klocki. Po pierwsze, rynek walutowy. Bardzo silny wzrost notowań EUR/USD, osłabienie japońskiego jena i zauważalne wzrosty walut krajów zaliczanych do rynków wschodzących, to dość jednoznaczny sygnał, że spadła awersja do ryzyka. A więc sygnał, że zeszłotygodniowa paniczna wyprzedaż, może przerodzić się teraz w paniczne kupno.

Drugim klockiem, jest przebieg piątkowej sesji na warszawskiej giełdzie. Sesji, która zakończyła się przeceną indeksu WIG20 o 8,1 proc. do 1991,62 pkt., ale która do historii przejdzie z uwagi na paniczną wyprzedaż i spadek w pewnym momencie indeksu dużych spółek aż o 13,5 proc.

Reklama

Ta piątkowa sesja ma szanse przejść również do historii jako koniec spadków. Przynajmniej tych w ujęciu średnioterminowym. Skala przeceny w czasie notowań nie pozostawia najmniejszych wątpliwości, co do tego, że obserwowaliśmy panikę. Zważywszy, że spadki były dwukrotnie większe, niż w czasie innych wyprzedaży z poprzednich dni, to jest duża szansa na to, że ta panika będzie właśnie tą historycznie kończącą spadki. Szczególnie, że na punkt zwrotny może wskazywać rów nież, utworzona w piątek na wykresie dziennym formacja młota. (ISB/X-Trade)

Marcin R. Kiepas