Jak mówi gazecie prezes firmy doradczej IPK i ekspert od różnic kulturowych Marek Suchar, z przedsiębiorcą zza wschodniej granicy niczego nie da się załatwić e-mailami, faksami czy nawet przez telefon. Konieczne jest spotkanie. I serdeczna atmosfera, oznaczająca często zatarcie granicy między sferą zawodową a prywatną.

"Puls Biznesu" dodaje, że Niemcy też wolą kontakt twarzą w twarz, ale bardzo formalny. I biada, jeżeli zapomnimy o tytule naukowym klienta. Anglicy z kolei lubią luz i inteligentne dowcipy. A nie cierpią, gdy ktoś zadziera nosa.

Holendrzy - zwraca uwagę doktor Suchar - nie rozumieją i nie cierpią improwizowania na spotkaniach. "Jeśli chcemy, by traktowali nas poważnie, musimy pokazać, że przygotowaliśmy się do rozmowy" - tłumaczy. Zdaniem doktora Suchara, najbardziej zrelaksowanym narodem są Australijczycy, z którymi można dyskutować o wszystkim. Nie obrażą się nawet wtedy, gdy głośno i wyraźnie wyrazimy niezadowolenie z ich usług.

Więcej na ten temat w "Pulsie Biznesu".

Reklama