- W mainstreamowych kręgach modna była ostatnimi czasy teza, że kończy się era Angeli Merkel. Kanclerz nie zamierza jednak rezygnować, ani dać się obalić – pisze w felietonie dla Bloomberga Leonid Bershidsky.

Głosy wieszczące koniec Merkel mają po części związek z paniką wśród członków rządzącej partii wobec jej postępowania w związku z napływem uchodźców. Kanclerz prowadzi egzystencjalną wojnę pomiędzy wizją Europy, jaką chce prowadzić, a kształtem Wspólnoty proponowanym przez premiera Węgier Viktora Orbana.

Merkel wyraźnie znajduje się pod presją przed zaplanowanym na ten weekend (opinia wyrażona w piątek – przyp. red.) spotkaniem z Horstem Seehoferem, premierem Bawarii i liderem CSU, siostrzanej partii CDU w tym regionie Niemiec. Seehofer uosabia problemy Merkel w kraju; w poprzednim tygodniu postawił przed nią ultimatum: albo zrobi coś z napływem uchodźców do Halloween, albo „rozważy, jakie akcje ratunkowe mogą przeprowadzić”. Większość z napływających do Niemiec zarejestrowanych we wrześniu i październiku 10 tys. imigrantów dziennie przedostaje się poprzez granicę z Austrią. Seehofer chce skłonić Merkel do współpracy z tym krajem, aby zatrzymać napływ.

Obawy Seehofera są zrozumiałe: Bawaria jest regionem, w którym większość imigrantów rozpoczyna swoje życie w Niemczech, a obywatele tego landu mogą z bliska zaobserwować chaos jaki towarzyszy mniej lub bardziej uporządkowanemu rozkładowi uchodźców na terenie kraju. Przeprowadzone w tym miesiącu badania pokazały, że dwie trzecie mieszkańców Bawarii chce zahamowania imigracji.

Jednakże Merkel nie ma powodów do paniki. Popularność CDU spadła w całym kraju, prawie na pewno ze względu na kwestię migracji, na której skorzystała tylko jedna eurosceptyczna i antyimigrancka partia - Alternatywa dla Niemiec. Sondażowe wyniki partii Merkel na poziomie od 35 do 39 proc. nie są katastrofą. Chociaż podczas odbywających się przed dwoma laty wyborów partia ta otrzymała 41,5 proc. głosów, podczas ostatnich 10 lat wiele razy notowała niższe poparcie:

Reklama

(wykres)

Kryzys imigracyjny został określony przez Merkel jako „moment Schroedera”. Poprzednik Angeli Gerhard Schroeder stracił posadę tuż po wprowadzeniu niepopularnych gospodarczych reform. Ale w momencie, w którym został zmuszony do odejścia w 2005 roku, jego partia była mniej popularna niż CDU. Obecnie różnica pomiędzy CDU i SPD jest duża, a lider drugiej z tych partii, minister gospodarki Sigma Gabriel, wspiera kanclerz w sprawie uchodźców. Trudno uwierzyć, że obecny kryzys mógłby doprowadzić do zerwania koalicji: Alternatywa dla Niemiec posiada poparcie w granicach 5-6 proc. i nie ma sojuszników wśród innych ugrupowań.

Panika w szeregach części CDU/CSU wynika z jej własnych preferencji w zakresie polityki imigracyjnej, a nie jakiegokolwiek bezpośredniego zagrożenia dla partii. Merkel, pomimo reputacji osoby zdolnej do konsensu i kompromisów, jest skuteczna w eliminowaniu konkurencji zarówno wewnątrz własnej partii (w której nie ma żadnych przekonywujących rywali), jak również poza nią.

W rozmowach z sojusznikami Merkel będzie zapewne zapewniała, że nie ma powodów do obaw. Powinna także zachęcać inne niemieckie mainstreamowe partie do poparcia dla niej w walce, jaką prowadzi poza krajem, która zdefiniuje pozycję Niemiec w UE oraz być może przyszłość centrowych partii we Wspólnocie.

Największe wyzwanie przychodzi od Orbana, najbardziej na kontynencie zdeterminowanego „budowniczego” murów i przeciwnika uchodźców. W piątek wystąpił on przeciwko dystrybucji uchodźców na terenie UE w systemie kwotowym. – Kto głosował za pozwoleniem na dystrybucję na obszarze UE milionów uchodźców, którzy nielegalnie przekroczyli granice? – pytał w węgierskim państwowym radiu. – To co teraz się dzieje, ukazuje braki w funkcjonowaniu podstaw demokracji – dodał.

Merkel była oskarżana o deptanie demokracji już w przeszłości przez greckiego premiera Aleksisa Tsiprasa, czyli przedstawiciela lewicy, która znajduje się po przeciwnej stronie prawicowej partii Orbana. Merkel radziła sobie z zagrożeniem z lewej strony z typowym dla niej wdziękiem, połączonym ze skuteczną powagą. Tsipras zaakceptował nałożony na Grecję przez UE plan, a lewicowe partie w Europie w duchu greckiej antyoszczędnościowej rebelii nie stanowią już zagrożenia. Teraz pochodzi ono ze strony nacjonalistycznych, populistycznych partii od Francji do Szwecji.

Wyzwaniem jest przede wszystkim Europa Wschodnia. Polska właśnie wybrała antyimigracyjny rząd. Kraje tranzytowe dla północnego szlagu migracyjnego zastanawiają się, czy nie powinny zrobić więcej, by zatrzymać uchodźców. Minister Słowenii Miro Cerar powiedział w zeszłym tygodniu, że paneuropejski plan radzenia sobie z uchodźcami wkrótce zostanie wprowadzony w życie, a jego partia zamierza chronić własnych granic.

Jeśli Niemcom nie uda się skłonić innych europejskich krajów do zaangażowania się we wspólny plan postępowania wobec osób ubiegających się o azyl, będzie to zwycięstwem prawicowych ugrupowań na całym kontynencie, ciosem dla niemieckiego przywództwa oraz dominacji partii centrowych w UE. Jeśli Merkel ulegnie naciskom na ograniczenie napływu uchodźców, rezultat dla UE nie będzie dużo lepszy. Kanclerz i reszta niemieckiego establishmentu nie może sobie pozwolić na wycofanie się lub poddanie.

Merkel być może zapłaci za to cenę w przyszłości, ale to do niej należy zdefiniowanie kierunku, w którym podąży UE.

>>> Polecamy: PiS idzie drogą Orbana i uderza w hipermarkety. Nowy podatek od pierwszego kwartału 2016 roku