Wtorkowe ataki w Brukseli były zdaniem eksperta podobne do tych, których dokonano w Paryżu 13 listopada 2015 roku: skoordynowane, zorganizowane w różnych lokalizacjach w mieście i najprawdopodobniej, tak jak zamachy w stolicy Francji, zostały przeprowadzone przez bojowników Państwa Islamskiego (IS).

Te dwa skoordynowane ataki w Brukseli "z pewnością były planowane od dawna, ale powstaje pytanie, czy zostały przyspieszone" - powiedział w telewizji CNN Weiss, ekspert ds. Państwa Islamskiego, autor książki "ISIS: Inside the army of terror". Jego zdaniem ataki "mogły być rewanżem za (Salaha) Abdeslama", czyli schwytanego kilka dni temu w Brukseli domniemanego organizatora zamachów w Paryżu.

Podobne zdanie wyraził Will McCants, inny znany amerykański ekspert ds. IS. "Zamachy takie jak te przygotowuje się tygodniami albo miesiącami. (...) Jeśli zamachowcy są związani z Abdeslamem, to prawdopodobnie przyspieszyli je, by uniknąć schwytania" - powiedział, cytowany w "Bussines Insider".

Zdaniem Weissa sprawcami ataków w Brukseli są najprawdopodobniej terroryści Państwa Islamskiego, które obecnie "przegrywa w Syrii". Atakując kolejny raz w Europie i biorąc na cel międzynarodowe lotnisko oraz metro w pobliżu instytucji unijnych w Brukseli, gdzie pracują urzędnicy różnych narodowości, "chcą, byśmy wierzyli, że to wojna globalna".

Reklama

W jego przekonaniu bojownicy, atakując w różnych krajach, liczą też na sterroryzowanie ich mieszkańców. "Chcą osłabienia jedności NATO i międzynarodowej koalicji walczącej z IS" - powiedział.

>>> Czytaj też: Ekspert: Polska nie żyje w próżni. Terroryzm też do nas dotrze [WIDEO]

Pentagon: zamachy w Brukseli nie wpłyną na walkę z dżihadystami z IS

Poranne zamachy terrorystyczne w Brukseli, w których zginęły co najmniej 34 osoby, nie podważą woli Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników do walki z Państwem Islamskim (IS) - zapowiedział we wtorek przed Kongresem amerykański minister obrony Ash Carter.

"Żaden atak nie wpłynie na nasze postanowienie wzmocnienia działań mających na celu pokonanie ISIL (Islamskie Państwo Iraku i Lewantu - poprzednia nazwa IS)" - zapewniał Carter, przemawiając przed parlamentarną komisją ds. sił zbrojnych. Podczas wystąpienia nie wskazał jednak konkretnej organizacji, która może odpowiadać za ataki terrorystyczne w stolicy Belgii.

Minister obrony USA podkreślił, że Waszyngton bacznie monitoruje sytuację w Brukseli. "Jesteśmy również gotowi, aby zapewnić niezbędną pomoc naszym przyjaciołom i sojusznikom w Europie" - powiedział Carter.

Tymczasem amerykańskie służby dyplomatyczne poinformowały we wtorek, że sekretarz stanu John Kerry rozmawiał przez telefon z ministrem spraw zagranicznych Belgii Didierem Reyndersem. Kerry i Reynders mieli uzgodnić konieczność wymiany informacji na temat postępów w śledztwie dotyczącym zamachów w Brukseli.

W oświadczeniu amerykańskiego resortu dyplomacji podkreślono, że Stany Zjednoczone pracują nad "określeniem sytuacji amerykańskich obywateli w Brukseli". Tymczasem ambasada USA w stolicy Belgii zaapelowała do przebywających tam Amerykanów o pozostanie w miejscu pobytu i o "podjęcie kroków w celu zwiększenia własnego bezpieczeństwa".

Najnowszy bilans wtorkowych zamachów terrorystycznych w Brukseli to 34 ofiary śmiertelne i ponad 200 rannych. Policja przeszukuje domy i poszukuje osób, które mogły być powiązane z zamachami. Wprowadzono najwyższy stopień zagrożenia terrorystycznego.

Celem zamachów bombowych było lotnisko Zaventem i stacja metra Maelbeek położona 350 metrów od głównej siedziby Komisji Europejskiej. Burmistrz stolicy Belgii Yvan Mayeur powiedział na konferencji prasowej, potwierdzając wcześniejsze doniesienia mediów, że na stacji metra zginęło co najmniej 20 ludzi, a 106 zostało rannych. Według belgijskiej straży pożarnej na lotnisku zginęło 14 osób, a 92 zostały ranne.

>>> Czytaj też: "Muzułmanie mają teraz państwo, które ich broni". Zwolennicy IS cieszą się z ataków w Brukseli