Bez oszczędności nie da się zbudować polskiego kapitału, a skłonność do oszczędzania naszego społeczeństwa w ostatnim roku zmalała. Paradoksalnie – powodem jest poprawa sytuacji gospodarczej. Podstawowe warunki zwiększenia oszczędności to odbudowa zaufania i edukacja. Oba wyzwania są długoterminowe.

Skłonność społeczeństwa do gromadzenia oszczędności, a szczególnie oszczędności długoterminowych zahamowała, a nawet cofnęła się – tak dowodzą prowadzone od dziewięciu lat badania Fundacji Kronenberga.

Tegoroczne zrealizowano we wrześniu na próbie 1028 osób w wieku od 15 do 75 lat.

Nadal zdecydowana większość społeczeństwa podziela pogląd, iż warto oszczędzać. Odsetek oszczędzających stale jednak spadał – w tym roku do 13 proc. z 16 proc. w roku 2015. Co więcej, do ubiegłego roku zarysowywał się wyraźny kilkuletni trend. Malał odsetek tych, którzy wydawali wszystkie pieniądze na bieżące potrzeby (z 56 proc. w 2012 roku do 35 proc. w ubiegłym), a rósł (z 8 proc. w 2012 r. do 16 proc. w ubiegłym) odsetek osób deklarujących, że oszczędzają systematycznie. Ten trend teraz się załamał.

– Od wielu lat około 70 proc. osób mówi, że warto oszczędzać. Ta wartość pozostaje niezmienna – powiedział prezentując badania Krzysztof Kaczmar, prezes Fundacji.

Reklama

– Odsetek realnie oszczędzających natomiast rośnie lub maleje. Wydarzenia takie, jak upadek Lehman Brothers, kryzys w Grecji, czy likwidacja OFE powodują, że liczba regularnie oszczędzających rośnie i stajemy się bardziej zmotywowani do tego, żeby aktywnie podejść do naszych finansów – dodał.

Dlatego – prawdopodobnie i paradoksalnie ­– poprawa sytuacji gospodarczej demotywuje do oszczędzania. Taką hipotezę potwierdzają ostatnie badania NBP sytuacji finansowej gospodarstw domowych w I kwartale tego roku.

NBP stwierdza w nich, że po okresie wysokiej niepewności związanej z globalnym kryzysem finansowym i kryzysem fiskalnym w Unii, do gospodarstw domowych przestały docierać negatywne informacje o podobnie silnym wydźwięku. Rosną wskaźniki ufności konsumenckiej, oceny bieżącej i przyszłej sytuacji gospodarczej. Zniknęły psychologiczne powody, by zachowywać się przezornie.

Oszczędności mają zbudować krajowy kapitał

Plan na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju diagnozuje, że rozwój gospodarczy Polski przez okres transformacji był zbyt uzależniony od kapitału zagranicznego, finansowany powtarzającymi się deficytami na rachunku bieżącym, co doprowadziło do silnie ujemnej międzynarodowej pozycji inwestycyjnej wynoszącej na koniec 2014 roku niemal 1,2 bln zł. Stwarza to nierównowagę makroekonomiczną. Dla jej złagodzenia wzrost w następnych latach, napędzany inwestycjami (powinny wynosić do 25 proc. PKB, wobec ok. 21.9 proc. obecnie), powinien być w większym stopniu oparty na oszczędnościach krajowych.

Co jednak zrobić, skoro oszczędności krajowych brakuje? Odpowiedzią na to ma być „Program budowy kapitału”, który wicepremier Mateusz Morawiecki określa jako „kluczowy element planu”. Jego głównym filarem są programy budowania oszczędności, w tym oszczędności długoterminowych.

– Musimy zbudować system oszczędzania. Takiego systemu nie widać w sektorze publicznym, możemy więc liczyć na sektor prywatny. Nie uda nam się zbudować kapitału krajowego bez prywatnych oszczędności – mówił na konferencji po prezentacji badań wiceminister rozwoju Jerzy Kwieciński.

Najważniejszym elementem systemu budowania długoterminowych oszczędności są powszechne, lecz dobrowolne programy emerytalne w tzw. III filarze. „Plan” prezentuje koncepcję Pracowniczych Planów Kapitałowych (PPK) oraz Indywidualnych Planów Kapitałowych (IPK), których efekt szacowany jest od 2019 roku na ok. 15–20 mld zł nowych oszczędności rocznie.

Plan zakłada zachęty ze strony państwa, rzędu 0,08 proc. PKB rocznie, w absorbowaniu oszczędności w PPK i IPK. W przypadku PPK Fundusz Pracy dopłacałby co miesiąc 0,5 punktu procentowego składki ubezpieczeniowej, a poza tym miałaby być tzw. składka powitalna w wysokości 250 zł. Zachęty te są zgodnie z oczekiwaniami większości ankietowanych w różnych badaniach.

W ostatnim badaniu Fundacji Kronenberga na pytanie, czy państwo powinno zachęcać do długoterminowego oszczędzania, 57 proc. ankietowanych odpowiedziało, że tak.

– Chcemy, żeby to państwo kreowało potrzebę długotrwałego oszczędzania – powiedział Krzysztof Kaczmar.

Dobrowolna emerytura nie nęci

Podobne jest stanowisko warszawskiej giełdy. Jej prezes Małgorzata Zaleska uważa, że skutecznym sposobem zachęcenia społeczeństwa do długoterminowego oszczędzania są zwolnienia podatkowe dla długoterminowych inwestycji na rynku kapitałowym. Równie ważna jest edukacja ekonomiczna.

– Wprowadzenie ulg podatkowych pomoże w oszczędzaniu długoterminowym. Myślę o horyzoncie 5–10-letnim. Na przykład inwestycje na pięć lat w połowie zwolnione z podatku, a na 10 lat – w całości. Chodzi o to, żeby suma i wartość inwestycji się zgadzała, co nie znaczy, że nie można nimi obracać, bo to jest konieczne dla płynności – mówiła na konferencji.

– Jestem przekonany, że muszą być rozwiązania fiskalne, które dałyby bodziec, ale w długim okresie – powiedział Jerzy Kwieciński.

– Każdy zgłasza propozycje rozwiązań fiskalnych i mówi, że jego sytuacja jest wyjątkowa – dodał.

W ciągu minionych dwóch lat częściowa likwidacja otwartych funduszy emerytalnych z 2014 roku – co pokazują wszystkie dotychczasowe badania – zmobilizowała pewien, lecz jak się okazuje wciąż niewielki odsetek Polaków do bardziej intensywnego gromadzenia oszczędności z myślą o emeryturze. W badaniach Fundacji Kronenberga odsetek oszczędzających dobrowolnie na emeryturę wzrósł z 9 proc. w roku poprzednim do 16 proc. w 2014 roku, a w kolejnym roku – aż do 21 proc.

>>> Czytaj też: Raport DB: Osoby wykonujące wolne zawody chętniej oszczędzają na emeryturę

Dane statystyczne potwierdzają zwiększony napływ środków do emerytalnych programów z III filara w tym okresie. W 2015 roku wzrosły o 9 proc. aktywa pracowniczych programów emerytalnych, o 13 proc. Indywidualnych Kont Emerytalnych, a działających od 2012 roku Indywidualnych Kont Zabezpieczenia Emerytalnego – aż o 111 proc.

Ten rok prawdopodobnie pokaże, że efekt obaw o emeryturę związany z „reformą” OFE wygasł. W badaniach Fundacji Kronenberga odsetek oszczędzających na emeryturę spadł w ciągu minionego roku niemal dwukrotnie, do 11 proc. To mniej więcej tyle, ilu w relacji do ogółu pracowników jest oszczędzających we wszystkich trzeciofilarowych programach emerytalnych (ok. 1,8 mln osób na koniec 2015 roku). Z drugiej strony jednak znaczna cześć kont w IKE i IKZE to „martwe konta”, zasilane sporadycznie lub zasilone tylko raz.

Badania pokazują, że nawet 11 proc. oszczędzających na emeryturę Polaków to jednak zbyt optymistyczny obraz. Wśród wszystkich, którzy oszczędzają, blisko jedna trzecia twierdzi, że „odkłada na czarną godzinę”, a jedynie 2 proc. przyznaje się do gromadzenia oszczędności na okres przekraczający 10 lat.

– Oznacza to, że na 11 proc. mówiących, iż oszczędza na emeryturę. można spojrzeć z dystansem – interpretuje te wyniki Krzysztof Kaczmar.

„Program budowy kapitału” zakłada, że w PPK i IPK od 2019 roku będzie uczestniczyło ok. 7,3 mln pracowników. Marginalne w skali całego społeczeństwa skłonności do długoterminowego oszczędzania powodują, że oczekiwania te mogą się nie sprawdzić, jeżeli będą to programy dobrowolne.

Przede wszystkim konsumpcja

Liczne dotychczasowe badania na temat oszczędzania, w tym długoterminowego oraz na temat poglądów Polaków na system emerytalny przynoszą tyle samo odpowiedzi, co znaków zapytania. Nieliczna populacja oszczędzających niekoniecznie należy do górnych decyli dochodowych. Mówią o tym odkładane kwoty. 70 proc. badanych przez Fundację Kronenberga odkłada nie więcej niż 250 zł miesięcznie, a blisko połowa z nich – nie więcej niż 100 zł. Naprawdę zamożni, których stać na odkładanie powyżej 1000 zł miesięcznie, stanowią zaledwie 2 proc.

Przyspieszenie wzrostu gospodarki, które nastąpiło od III kwartału 2013 roku, poprawa na rynku pracy i wzrost realnych wynagrodzeń powinny dać większy margines dla gromadzenia oszczędności. Tak się jednak nie dzieje. Odsetek osób, które „przeznaczają wszystko na bieżące potrzeby” wzrósł w tegorocznym badaniu do 41 proc., czyli o 6 punktów proc.

Prawdopodobnie wynika to z przyspieszenia konsumpcji, która wobec osłabienia inwestycji jest od początku tego roku głównym filarem wzrostu PKB. W cytowanym raporcie NBP zauważa, że niskie stopy procentowe zniechęcają do lokat, a słabość rynku kapitałowego powoduje, że relacja stóp zwrotu do ryzyka jest na nim nieatrakcyjna.

Raport mówi, że prawdopodobnie po długim okresie spowolnienia i wzrostu bezrobocia część gospodarstw domowych może przeznaczać pieniądze w pierwszej kolejności na zaspokojenie tych potrzeb, na które w poprzednich latach nie było ich stać. Słowem, następuje wymiana rzężących pralek i przeciekających lodówek na nowe. Można zadać pytanie, czy jest taki pułap zaspokojenia potrzeb konsumpcyjnych, od którego zacznie się budowanie oszczędności.

Gospodarstwa domowe nie wszystkie nadwyżki przeznaczają na konsumpcję, a zwłaszcza w bardzo umiarkowanym stopniu lewarują ją kredytem. Świadczy o tym wysoka dynamika wzrostu depozytów i niska – kredytów. W I kwartale tego roku ulokowały w postaci gotówki i depozytów krótkoterminowych ok. 16,9 mld zł, co dało wzrost licząc rok do roku o 13,9 proc. – mówią dane z raportu NBP.

Można postawić hipotezę – optymistyczną – że gromadzone na ROR-ach wciąż rosnące środki są ekwiwalentem oszczędności, ale ankietowani nie postrzegają ich jako oszczędności, gdyż są w zasadzie cały czas do dyspozycji. To rodzaj płynnościowej „poduszki” na wypadek ewentualnych zawirowań. NBP odnotowuje w cytowanym raporcie, że wobec niskiego oprocentowania lokat i awersji do ryzyka wśród gospodarstw domowych rośnie ich zainteresowanie płynnością.

Można postawić też hipotezę pesymistyczną: wzrost średniego wynagrodzenia napędzany jest przez wzrost zatrudnienia, ale i płac z wyższego pułapu. Czyli że średnia rośnie szybciej niż mediana. Taki trend pokazywały badania GUS z ostatnich lat, w tym za 2014 rok, opublikowane pod koniec 2015 r. Kolejne dane o medianie wynagrodzeń GUS ogłosi pod koniec przyszłego roku.

Mamy awersję do ryzyka

Awersja do ryzyka – jak pokazują badania – jest wzmacniana przez dwie przesłanki. Pierwsza to brak wiedzy. Blisko połowa Polaków nie wie, jaka jest rola giełdy w systemie gospodarczym, w tym nie wie tego 38 proc. badanych z wyższym wykształceniem.

Drugą jest brak zaufania. Ponad połowa Polaków w sprawach związanych z oszczędzaniem i inwestowaniem nikomu nie ufa, a jedynie sobie. Pracownicy instytucji finansowych cieszą się zaufaniem zaledwie 10 proc., a eksperci oraz media – kolejnych 4 proc. ankietowanych.

To prawdopodobnie dwie krytyczne przeszkody, z którymi będzie musiał się zmierzyć „Plan budowy kapitału”. Odbija się on na profilu gromadzenia oszczędności. Aż 17 proc. „oszczędzających” trzyma gotówkę w domu. Zaledwie 5 proc. interesuje się funduszami inwestycyjnymi, a giełdą – 1 proc.

– Nie mamy nawyków z powodu niskiej edukacji finansowej – mówił Krzysztof Kaczmar.

Waldemar Zbytek ze Związku Banków Polskich prowadzi program edukacyjny dla studentów, w którym uczestniczy 130 uczelni, a wzięło udział 30 tys. osób. Po rozmowach ze studentami, a więc ludźmi młodymi i mającymi największy potencjał dla budowy kapitału, mówi, że we wszystkich takich środowiskach powtarzają się preferencje inwestycyjne: złoto, ziemia, nieruchomości. Zupełnie nieliczni zainteresowani są „pośrednimi” instrumentami własności, jak akcje czy uczestnictwo w formach zbiorowego inwestowania.

– Młodzi ludzie mówią, że chcą inwestować wtedy, gdy mają coś namacalnego, coś w ręku, wiedzą, że coś posiadają – mówił na konferencji po prezentacji badań.

Jego zdaniem powodem takiej sytuacji jest zarówno brak wiedzy, jak brak zaufania. Co do konieczności edukacji ekonomicznej nie ma sporu.

– Poziom wiedzy jest przerażający. Zwłaszcza wśród tych, którzy mają kłopoty z matematyką, a to zdarza się nawet na takich wydziałach, jak ekonomia – powiedział.

Edukacja finansowa ma być drugim filarem zachęcania do inwestycji przez giełdę.

– Musimy zacząć edukować. Najlepiej od przedszkola – mówiła Małgorzata Zaleska.

– Edukacja ekonomiczna musi być wbudowana w system edukacji powszechnej – powiedział Jerzy Kwieciński.

Misja: odbudowa zaufania

Z brakiem wiedzy splata się brak zaufania, który obejmuje wszystkie sfery życia publicznego. Dotyczy instytucji i rynku finansowego. Wprawdzie zaufanie do banków notuje wciąż wysokie poziomy, ale zdaniem specjalistów dotyczy ono bezpieczeństwa pieniędzy w nich zgromadzonych, a już niekoniecznie sprzedaży produktów, również oszczędnościowych czy inwestycyjnych. Transfer oszczędności z OFE do ZUS podważył zaufanie do publicznych systemów zbiorowego oszczędzania.

– Aby inwestować na giełdzie konieczne jest zaufanie. Zostało nadszarpnięte i jesteśmy w procesie odbudowy – mówiła Małgorzata Zaleska.

Problemem sektora finansowego pozostaje misselling. Artur Nowak-Gocławski, szef grupy ANG zajmującej się pośrednictwem finansowym, twierdzi, że spotkał się z produktami inwestycyjnymi, które zakładały stratę po stronie klienta.

– Miałem do czynienia z produktami, w których było pewne, że klient straci. Tak były skonstruowane – powiedział na Kongresie Pośrednictwa Finansowego Konferencji Przedsiębiorstw Finansowych w Polsce.

– Praktyki missellingu spowodowały, że najwięcej energii trzeba poświęcić na uwiarygodnienie się, że się klienta nie okradnie – dodał Łukasz Lefanowicz, prezes Gerda Broker.

– Zaufanie jest problemem i to bardzo trudnym. Jeśli komuś mówi się – zainwestuj, odpowiada – nie ufam. Chodzi o zaufanie do rynku, ale również do polityków. Chodzi o brak zaufania do całej sfery publicznej – mówi Waldemar Zbytek.

Plan budowy kapitału może natrafić na poważne przeszkody bez wsparcia go planem budowy zaufania.

>>Badanie Fundacji Kronenberga

Autor: Jacek Ramotowski

>>> Polecamy: Życie na kredyt. Kiedy powinniśmy zacząć bać się długów?