- Pół na pół: jedna noga w Polsce, druga już za granicą
- Nowe pokolenie polskiego kapitalizmu?
- Kto inwestuje? Gdzie? I po co?
- Ukraina? Jeszcze nie teraz – zbyt duże ryzyko dla większości firm
- Zostają tylko najsilniejsi? Polska baza się kurczy
Pół na pół: jedna noga w Polsce, druga już za granicą
Jeszcze rok temu tylko co piąta firma myślała o inwestycjach zagranicznych. Dziś to już niemal co druga! Wzrost z 21% do 49,4% w ciągu zaledwie 12 miesięcy mówi sam za siebie – polski biznes chce globalnych wyzwań. Przygotowany z udziałem PWC raport „Globalne horyzonty polskich inwestycji” pokazuje, że ekspansja staje się elementem strategii, a nie tylko marzeniem.
Eksperci nie mają wątpliwości – polskie firmy stają się coraz bardziej pewne siebie, kapitałowo silniejsze i gotowe na rywalizację z globalnymi gigantami. Zdaniem Piotra Dmuchowskiego z PFR TFI, to już nie są ostrożni debiutanci, ale wizjonerzy, którzy świadomie wychodzą poza krajowe granice.
Nowe pokolenie polskiego kapitalizmu?
Jeszcze trzy dekady temu nikt nie uwierzyłby, że Polacy będą przejmować zagraniczne firmy. A dziś? Przykładów nie brakuje: Sescom kupuje brytyjskie spółki, Sanok Rubber Company przejmuje zakłady w Finlandii, a SECO/WARWICK rozbudowuje swoje zakłady w USA. To nie incydenty – to trend, który wyznacza nowy rozdział w historii polskiego biznesu.
Czy jednak każda ekspansja to sukces? Eksperci ostrzegają – za granicą ryzyko jest inne: polityczne, walutowe, prawne. Dlatego firmy coraz częściej sięgają po wsparcie KUKE czy Funduszu Ekspansji Zagranicznej. Bez tego nawet najlepszy pomysł może zakończyć się spektakularnym fiaskiem.
Kto inwestuje? Gdzie? I po co?
Z raportu wynika że największe zainteresowanie wzbudzają rynki europejskie – zwłaszcza Niemcy, Francja, Włochy i Skandynawia. Ale coraz więcej firm patrzy też na Czechy, Bałkany, a nawet... Amerykę Północną. USA są oceniane jako najbardziej atrakcyjny kierunek inwestycyjny przez ponad 60% badanych firm. Kuszą technologią, rynkiem i prestiżem.
Wśród form ekspansji dominuje greenfield – czyli budowa od zera. Ale rośnie też zainteresowanie przejęciami. Co ciekawe, firmy z doświadczeniem międzynarodowym są znacznie bardziej otwarte na ryzyko. Te bez wcześniejszego obycia raczej nie wyściubiają nosa poza kraj.
Ukraina? Jeszcze nie teraz – zbyt duże ryzyko dla większości firm
Choć Ukraina pojawia się w rankingach jako potencjalny kierunek ekspansji, eksperci studzą entuzjazm. Jak podkreślają, rynek ten był trudny już przed wybuchem wojny, a dziś – przy wysokim ryzyku geopolitycznym – wymaga szczególnej ostrożności.
Polskie firmy interesują się Ukrainą, śledzą sytuację, ale decyzje inwestycyjne odkładają na później. Pojawiają się co prawda zachęty do inwestowania – zwłaszcza ze strony instytucji rozwojowych – jednak zdaniem analityków PwC i KUKE, działania powinny być bardzo dobrze przemyślane.
Wielu przedsiębiorców zauważa, że obecnie bardziej opłaca się otworzyć działalność w Polsce i eksportować na Ukrainę, niż podejmować fizyczne inwestycje w kraju ogarniętym wojną. Rynek ukraiński, mimo pewnego potencjału, nie oferuje obecnie wystarczającej siły nabywczej, by zrekompensować ryzyko. Z ostatnich analiz wynika, że siła nabywcza obywateli walczącej Ukrainy jest porównywalna z tą, jaką mają mieszkańcy województwa mazowieckiego – to wciąż za mało, by uznać Ukrainę za strategiczny rynek (chyba że w grę wchodzą inwestycje z zakresu obronności).
Zostają tylko najsilniejsi? Polska baza się kurczy
Choć raport mówi o ambicji i sukcesie, można zadać pytanie: dlaczego tylu przedsiębiorców patrzy poza Polskę? Czy to tylko naturalny etap rozwoju, czy też sygnał, że warunki w kraju przestają być atrakcyjne?
Nie brakuje głosów, że rosnące obciążenia, niepewność legislacyjna i brak stabilności fiskalnej w Polsce wypychają firmy za granicę. – Jeśli nie da się rozwijać tu, trzeba szukać tam, gdzie się da – komentuje jeden z anonimowych przedsiębiorców.
Nowe kierunki: Azja, Afryka, Ameryka Południowa?
W raporcie znajdziemy także ranking najbardziej perspektywicznych rynków świata, który dzieli je na dobrze znane (jak Niemcy) i te mniej oczywiste, ale obiecujące (np. kraje Afryki czy Azji Południowo-Wschodniej). Te drugie mogą dać polskim firmom przewagę „pierwszego gracza” – ale to także większe ryzyko.
Czy polski biznes jest gotowy na taką grę? Wygląda na to, że tak – przynajmniej ten, który już liznął globalnego rynku. Reszta jeszcze się przygląda – ale trendu zatrzymać się już nie da.
Polska ofensywa: czas na globalne marki znad Wisły
To moment, w którym Polska może przestać być tylko rynkiem zbytu, a stać się źródłem globalnych marek. Ale to wymaga nie tylko odwagi przedsiębiorców, lecz także mądrego wsparcia państwa i stabilnego otoczenia gospodarczego.
Jeśli połowa firm rzeczywiście zrealizuje swoje plany – świat jeszcze o nas usłyszy. Oby nie tylko wtedy, gdy polska firma coś kupi – ale również wtedy, gdy coś wielkiego zbuduje.
Pełną wersję raportu „Globalne horyzonty polskich inwestycji - atrakcyjne okazje inwestycyjne w warunkach niepewności” można znaleźć tutaj: https://www.pfrtfi.pl/raport-globalne-horyzonty-polskich-inwestycji