Ratujemy planetę przed katastrofą klimatyczną. A przynajmniej bardzo byśmy chcieli uratować. W tym celu rządy na świecie – a najbardziej na Zachodzie – mocno podkręcają tempo zazieleniania gospodarki. Jednak rozwój energetyki odnawialnej to nie tylko czystsze powietrze, lecz także skokowy wzrost zużycia niektórych metali potrzebnych do produkcji zielonych technologii (głównie ogniw). Co oznacza wiele nowych zagrożeń, zarówno ekologicznych, jak i geopolitycznych.
Miedź, nikiel, kobalt i lit to cztery metale, bez których nowy zielony ład nie jest możliwy. Im szybsza będzie transformacja energetyczna, tym więcej będziemy ich potrzebowali. A teraz zajrzyjmy do pracy ekonomistów Lukasa Boera (Uniwersytet Humboldtów w Berlinie), Andrei Pescatorego (Międzynarodowy Fundusz Walutowy), Martina Stuermera (Rezerwa Federalna w Dallas) i Nocy Valckxa (Międzynarodowy Fundusz Walutowy), którzy podadzą nam konieczne szczegóły.
Miedź i nikiel już są w powszechnym użyciu. Światowy popyt na tę pierwszą wynosi ok. 25 mln ton rocznie, niklu potrzeba globalnej gospodarce ok. 3 mln ton. Załóżmy, że świat na serio idzie w kierunku zeroemisyjności i realizuje ten cel do 2040 r. Co się dzieje z popytem na te metale?
Reklama