Rząd zapowiada, że zdolności przeładunkowe węgla w polskich portach mają w tym roku wzrosnąć o 4,5 mln ton. Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że to może nie wystarczyć, i nie wyklucza, że surowiec będzie trafiał do nas także przez kraje bałtyckie. O wykorzystaniu portu w Rydze minister infrastruktury Andrzej Adamczyk rozmawiał we wtorek w stolicy Łotwy ze swoim tamtejszym odpowiednikiem. Węgiel mógłby do nas trafiać także przez litewską Kłajpedę. – Z portów u naszych sąsiadów będziemy korzystać, jeśli nie wystarczą nasze. Dywersyfikacja dostaw węgla powinna być jak najszersza – mówi DGP wiceminister infrastruktury Rafał Weber.
Jeśli nawet uda się sprowadzić odpowiednią ilość węgla, to trzeba się liczyć z innymi problemami przy jego rozwożeniu po kraju. W przypadku kolei, na której opiera się transport surowca, mamy teraz wiele wąskich gardeł. Michał Litwin, dyrektor Związku Niezależnych Przewoźników Kolejowych (zrzesza prywatne spółki transportujące towary), zauważa, że oprócz znacznie zwiększonego popytu na przewozy węgla notujemy też duże zapotrzebowanie na transport towarów z Ukrainy: zboża czy rudy żelaza. Poza tym mamy szczyt sezonu przewozów kruszyw na budowy dróg.
– Tymczasem przepustowość, zarówno w portach, jak i na dojazdach do portów, ma określone granice. W ostatnim czasie już tworzą się długie kolejki pociągów, a oczekiwanie na wjazd do portu oraz przeładunek często wydłużają się nawet do kilku dni. Przyczyn opóźnień należy szukać przede wszystkim po stronie operacji w portach – jeśli byłyby prowadzone efektywnie, to na pewno dałoby się przewieźć więcej węgla. Niestety, nie są też optymalne organizacja pracy i punktualność niektórych przewoźników – mówi Michał Litwin.
Reklama