Państwo musi rygorystycznie pilnować wydobycia jantaru. I – czego nie ukrywa – na tym zarabiać. Nowy projekt jednak może nadmiernie uderzyć w najmniejszych bursztynników.
Resort środowiska już kilkukrotnie robił zakusy na rynek bursztynu. Kończyło się na propozycjach, dyskusjach, dwukrotnie nawet opracowaniu projektu przepisów. Ale bez efektu. Właśnie administracja rządowa podejmuje kolejną próbę. Najnowszy projekt nowelizacji prawa geologicznego zakłada drastyczne utrudnienie nielegalnego wydobycia jantaru. Jest bliźniaczo podobny do rozwiązania przygotowanego półtora roku temu, które wówczas odłożono na później.

Fachowiec od koncesji

Kluczowa zmiana, którą chciałby wprowadzić resort środowiska, przewiduje rozszerzenie katalogu złóż kopalin objętych własnością górniczą o bursztyn. W praktyce oznaczałoby to poddanie go procedurze koncesyjnej. Ci, którzy chcieliby go legalnie wydobywać, musieliby mieć na to zgodę nie starosty (czasem marszałka województwa), lecz ministra. Jak bowiem tłumaczy ministerstwo w uzasadnieniu projektu, dziś postępowaniami dotyczącymi wydobycia bursztynu często zajmują się osoby bez odpowiedniego wykształcenia i wiedzy. W efekcie doprowadzają wydawanymi przez siebie decyzjami do strat dla państwa. Największe zastrzeżenia resortowi urzędnicy do swych kolegów z samorządu terytorialnego mają o zatwierdzanie projektów robót geologicznych opartych na wykonywaniu otworów metodą hydrauliczną o gęstej siatce otworów. Dlaczego to kłopot? Otóż przy takiej metodzie często dochodzi do znacznego wyeksploatowania złoża. Po zakończeniu robót w ramach projektów przedsiębiorcy zaś z reguły nie występują o wydanie koncesji wydobywczej. Jak informuje projektodawca, pod koniec 2017 r. w województwie pomorskim obowiązywała zaledwie jedna koncesja i 167 decyzji zatwierdzających projekty robót. W resorcie zaś – zachwala sam resort – są fachowcy, którzy doskonale będą wiedzieli, kiedy koncesję wydać, a kiedy odmówić. I czego przy tym pilnować, by nie doprowadzić do sytuacji, w której przedsiębiorcy będą zarabiali, ale nie podzielą się zyskiem ze Skarbem Państwa.

Amerbiznes

Reklama
Kwestia kolejna: zmieni się stawka opłaty eksploatacyjnej za wydobycie bursztynu. Dziś jest to niespełna 11 zł za kilogram. Będzie – 200 zł. Zdaniem urzędników chodzi o urealnienie stawek. Skoro bowiem kilogram bursztynu jest wart co najmniej 3 tys. zł, często 8 tys. zł, a niekiedy nawet kilkadziesiąt – czymże jest 200 zł od każdego kilograma? Bursztyn przecież – przekonuje projektodawca – na przestrzeni ostatniej dekady bardzo podrożał, zatem nie ma powodów, by części zysków z jego wydobycia nie miało państwo. Tyle że zdaniem samych bursztynników – o czym mówili przy okazji poprzedniej próby zwiększenia opłat – ministerialni urzędnicy nie mają pojęcia o rynku jantaru. Jakkolwiek bowiem rzeczywiście duże bryły w dobrym stanie mogą być warte nawet kilkanaście tysięcy złotych za kilogram, to ok. 70 proc. polskiego wydobycia to miał nadający się co najwyżej na skromną biżuterię. A on – co każdy może sprawdzić u pobliskiego jubilera – nie kosztuje po kilka tysięcy złotych za kilogram. Jego wartość sięga co najwyżej 100 zł za kilogram.
Podniesienie opłat więc dobije polską branżę, której biznes przestanie się kalkulować. Zostaną jedynie ci najwięksi, którzy nastawiają się na duże bryły.

Kara musi być

Ministerstwo proponuje wreszcie cały wachlarz sankcji, które będzie się nakładało na łamiących przepisy. Resort środowiska podkreśla bowiem, że dobre przepisy dotyczące wydobycia to jedno, a konieczność przeciwdziałania patologiom – drugie. I tak opłata za nielegalne poszukiwanie lub rozpoznawanie złóż bursztynu wyniesie 400 tys. zł za każdy kilometr kwadratowy objęty czynem niedozwolonym (dziś opłata za tenże delikt administracyjny wynosi 50 tys. zł). Ponadto nielegalne poszukiwanie, rozpoznawanie lub wydobycie przestanie być wykroczeniem, lecz będzie przestępstwem. Grozić za to będzie nawet rok pozbawienia wolności.
„Dopiero wprowadzenie odstraszających sankcji w tym zakresie uczyni nieopłacalnym nielegalną działalność i przyczyni się do zmniejszenia skali, a może nawet wyeliminowania w całości tego procederu” – przekonuje projektodawca. Teraz do swych propozycji będzie musiał przekonać inne ministerstwa oraz parlamentarzystów. Do tej pory mu się to nie udawało.
Turysta w kopalni

Projekt nowelizacji przewiduje też zmiany dotyczące podziemnych tras turystycznych. Chodzi o ponad 50 miejsc, głównie kopalnie i jaskinie. Dziś zarządzający tymi atrakcjami muszą spełniać wiele wymogów z zakresu prawa górniczego. Tymczasem większość z nich dostosowana jest do miejsc, w których prowadzone są prace wydobywcze. W efekcie wielu atrakcjom turystycznym grozi zamknięcie, gdyż przychody z turystyki nie wystarczają na pokrycie irracjonalnie dużych wydatków.

Po wejściu w życie nowych przepisów podmiot planujący prowadzenie działalności opartej na wykorzystywaniu podziemnej trasy turystycznej będzie musiał zgłosić się do marszałka województwa, a do zgłoszenia dołączyć opracowane zasady bezpiecznego użytkowania. Konieczny będzie także dokument ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej.

Projektodawca uważa, że obiekty są na tyle różne, że wymogi bezpieczeństwa należy zindywidualizować, bo przecież w bezpiecznej jaskini zbędny jest górniczy zespół ratunkowy, który z kolei może być konieczny w kopalni w nie najlepszym stanie technicznym.

Etap legislacyjny:

Projekt przekazany do konsultacji