Już teraz w umowach gminy często określają, że w przypadku gdy odpady w pojemnikach są nieposegregowane, firmy odbierające muszą je o tym powiadomić. Jednak do tej pory gminy rzadko korzystały z możliwości nałożenia wyższej opłaty za odbiór śmieci, by nie narażać się mieszkańcom. Nowelizacja ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, która weszła w życie 6 września, wywraca do górny nogami istniejący porządek. Gminy mają rok na dostosowanie regulaminów do nowych przepisów, zgodnie z którymi nie można już deklarować: nie segreguję odpadów. Dzielić śmieci na frakcje ma każdy, a za brak segregacji grożą sankcje: od dwukrotności do czterokrotności przyjętej stawki podstawowej. Na mieszanie odpadów muszą być jednak dowody. Zgodnie z art. 6ka ust. 1. u.c.p.g. (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 2010) podmiot odbierający odpady komunalne powiadamia wójta, burmistrza lub prezydenta miasta, a także właściciela nieruchomości o „niedopełnieniu obowiązku selektywnego zbierania odpadów komunalnych”. Włodarz na podstawie tego powiadomienia wszczyna postępowanie w sprawie określenia podwyższonej stawki za odbiór śmieci. – Materiał dowodowy formalnie powinien być gromadzony przez podmiot prowadzący postępowanie administracyjne, czyli wójta, burmistrza, prezydenta. Ze względu na specyfikę tego postępowania, czynności faktyczne będą przede wszystkim – a być może i wyłącznie – prowadzone niejako w imieniu organu administracji przez wykonawcę usługi. Zakres tych czynności powinien być określony w umowie lub w ramach roboczych ustaleń służących wykonywaniu umowy – mówi Daniel Chojnacki z Kancelarii Domański Zakrzewski Palinka.

Pytanie o dowody w sprawie

Samorządowcy mają wątpliwości, jak zebrać dowody, by były wystarczające w sprawach odwoławczych: czy konieczne jest na przykład zabezpieczenie worka, w którym śmieci są zmieszane, choć nie powinny. – W moim przekonaniu tymi dowodami mogą być w szczególności zdjęcia pojemnika czy worka, z jednej strony pokazujące jego zawartość, z drugiej pokazujące ich usytuowanie w celu umożliwienia identyfikacji nieruchomości, na której pojemnik lub worek się znajdowały, czyli co najmniej dwa różne ujęcia. Dodatkowym materiałem może być notatka sporządzona przez pracownika wykonawcy usługi. Nie widzę konieczności zabezpieczenia pojemnika – mówi Daniel Chojnacki. Pytanie jednak, czy te dowody wystarczą w postępowaniach odwoławczych? – W wielu przypadkach może dochodzić do sporów, a udowodnienie właścicielowi nieruchomości, że to jego odpady, będzie trudne. Śmieci są często wystawiane przed posesją. Jak udowodnić, że ktoś tego worka nie podrzucił? – mówi Karol Wójcik ze Związku Pracodawców Gospodarki Odpadami. Jego zdaniem najskuteczniejszym narzędziem jest edukacja, a nie „dotkliwa finansowo i trudna do obrony decyzja wójta inicjowana w zasadzie uznaniem personelu śmieciarki”.
Wątpliwości budzi też konieczność powiadamiania przez śmieciarza właściciela nieruchomości, że nie posegregował odpadów. Skąd pracownik firmy odpadowej ma mieć jego dane? I czy nie podlegają one ochronie? – W moim przekonaniu ustawodawcy chodziło w tym przypadku o „powiadomienie robocze”, czyli o pozostawienie przez wykonawcę usługi w miejscu odbioru odpadów informacji o wyżej wymienionym fakcie, na przykład notatki według przyjętego wcześniej formatu. Nie powinno chodzić w tym przypadku o prowadzenie jakiejkolwiek dalszej korespondencji pomiędzy wykonawcą usługi a właścicielem nieruchomości. W założeniu systemu odbioru odpadów komunalnych z właścicielem nieruchomości kontaktuje się gmina. Przy tym ujęciu pytania o pochodzenie danych, jak i o RODO, są bezprzedmiotowe – mówi Daniel Chojnacki.
Reklama

Bezzębne prawo?

Sprawę dochodzeń śmieciowych komplikuje to, że nie ma jednolitych standardów selektywnej zbiórki określonych ani w ustawie, ani w rozporządzeniu. Resort środowiska nie zdecydował się na takie rozwiązanie i pozostawiono gminom do określenia to, w których przypadkach można mówić, że odpady zostały zanieczyszczone. Oznacza to, że w każdej gminie te standardy mogą być inne i dopuszczać przykładowo 5, 10 proc. zanieczyszczeń lub nie dopuszczać ich w ogóle. – Personel śmieciarki, który nie musi być wysoko wykwalifikowany i zazwyczaj przecież nie jest, musi ocenić jakość odpadów, zrobić notatkę służbową, dokumentację fotograficzną, czyli to, co pozwoli wójtowi gminy wszcząć postępowanie zmierzające do wydania decyzji. To od oceny naszego pracownika ma zależeć dalsze postępowanie organu zwieńczone dotkliwymi konsekwencjami dla mieszkańca. Nie jest to dla nas radosna kompetencja, choć oczywiście zdajemy sobie sprawę, że odbierane odpady nie mogą pozostawać poza kontrolą – komentuje Karol Wójcik.
Niektóre samorządy, które dopiero przymierzają się do zmiany swoich regulaminów, uważają, że standardów selektywnej zbiórki najlepiej nie określać w ogóle lub przyjąć, że odpady muszą być w 100 proc. czyste. W innym wypadku trudno będzie wykazać na podstawie fotografii, że odpad jest zanieczyszczony ponad dopuszczalną normę. – Gdyby operator śmieciarki rygorystycznie przypatrywał się każdemu workowi, to zakwestionowałby 95 proc. selektywnej zbiórki, bo w Polsce jest ona cały czas na niskim poziomie. Czasem są to przypadki ewidentne. Ale jak postąpić w sytuacji, gdy będziemy mieli do czynienia z tłustym, zanieczyszczonym papierem, który powinniśmy wrzucić do odpadów zmieszanych? – zastanawia się Karol Wójcik.
Eksperci przewidują, że w związku z tym rozstrzygnięcia w instancjach odwoławczych na korzyść samorządów będą zapadać tylko w jaskrawych przypadkach naruszeń ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach. Ze szkodą finansową dla gmin. Gdy bowiem dostosują swoje regulaminy, nie będą mogły już pobierać comiesięcznych wyższych stawek za gospodarowanie odpadami od mieszkańców, którzy deklarują, że nie chcą segregować śmieci. Samorządowcy wstępnie wyliczali, że budżety przeznaczone na gospodarowanie odpadami skurczą się przez to nawet o jedną piątą. ©℗