Jeśli wesprze kredytobiorców, co jest bardzo prawdopodobne, zmaleje znaczenie ugód forsowanych przez prezesa Komisji Nadzoru Finansowego, bo te mogą rozwiązać problem frankowy tylko tam, gdzie klient przyjmie propozycję banku. Po korzystnej uchwale SN mniej kredytobiorców uzna, że ugoda jest dla nich lepsza niż spór z bankiem o większą stawkę. Nie oznacza to, że nie ma rozwiązania tego zapętlonego problemu. Podobnie jak źródło kryzysu sektora bankowego znajduje się w dokonanej przez TSUE wykładni dyrektywy konsumenckiej 93/13, tak i w tej wykładni – wciąż zakopany – spoczywa klucz do zażegnania kryzysu. Trzeba tylko wiedzieć, gdzie szukać.
Ale najpierw warto opisać dwa mity związane z kredytami frankowymi. Według pierwszego – sprawa dotyczy szerokiego spektrum zagadnień i jest skomplikowana. Drugi mit to duża swoboda wyboru argumentacji przez SN.
Spory między bankami a frankowiczami dotyczą w istocie jednej, wąskiej, prawniczej kwestii: tabel kursowych wprowadzanych do podpisywanych kilkanaście lat temu konsumenckich umów kredytowych. Gdy tabele warunkują kurs spłaty raty od dyskrecjonalnej decyzji banku i tym samym przyznają mu dodatkową oraz ukrytą marżę, stanowią niedozwolone postanowienia i powinny zniknąć z umowy. SN ma przesądzić o konsekwencjach prawnych tej sytuacji dla rozliczeń między bankiem a kredytobiorcą.
Zaś swoboda Sądu Najwyższego jest mocno ograniczona konsekwentnym i wyraźnie prokonsumenckim orzecznictwem TSUE. Choć dopiero w 2019 r. istota tego orzecznictwa przeniknęła do rozstrzygnięć SN, trudno spodziewać się, by uchwała mogła nie stanowić wyniku analizy dorobku trybunału w Luksemburgu, dokonanej według tzw. unijnej wykładni zgodnej.
Reklama