Chcąc utrzymać wartość w czasie zaoszczędzonych pieniędzy, by zachowały one swoją siłę nabywczą, powinniśmy je inwestować w taki sposób i w takie produkty oszczędnościowo-inwestycyjne, by stopa zwrotu (nasz zysk) była co najmniej równa stopie inflacji.

Inwestować możemy w wiele rodzajów aktywów: akcje, obligacje, waluty, surowce (ropa, złoto), nieruchomości, instrumenty pochodne, dzieła sztuki. Do tego dochodzą nowe produkty jak coraz popularniejsze w ostatnich latach cyfrowe waluty. Każdy z nich wiąże się z innym poziomem ryzyka, dodatkowo na każdy rodzaj aktywów i ich wycenę wpływ będą miały różne czynniki. Dla tych prostszych będą one w miarę łatwe do zdefiniowania, dla bardziej złożonych – może to już być bardziej skomplikowane.

Schemat nie zawsze czytelny

Wizja szybkiego osiągnięcia wysokiej stopy zwrotu rozpala wyobraźnię początkującego inwestora. Zapomina on w tych sytuacjach o ryzyku, które zawsze jest związane z inwestowaniem i które obrazuje stopień prawdopodobieństwa utraty części, a nawet całości kapitału. Zbyt często liczy się wysoki zysk i nic ponadto. A przecież jest to najprostsza droga do straty odłożonych środków.

Reklama

Wiele czynności związanych m.in. z przyjmowaniem depozytów, zarządzaniem naszymi pieniędzmi, proponowaniem lub sprzedażą produktów inwestycyjnych wymaga przez świadczące je podmioty uzyskania zgody Komisji Nadzoru Finansowego. Warto o tym pamiętać i zawsze sprawdzać, czy dana instytucja działa na rynku legalnie. Bowiem – jak ostrzega Komisja Nadzoru Finansowego w raporcie „Piramidy i inne oszustwa na rynku finansowym” (Marcin Pachucki, 2016) – ogólny poziom ryzyka danego produktu inwestycyjnego dodatkowo rośnie, gdy podmiot, któremu przekazujemy pieniądze, działa bez wymaganego prawem zezwolenia.

Natknąć się na taką firmę działającą poza prawem wcale nie tak trudno. De facto przykładów z ostatnich lat jest całkiem sporo, gdy podmioty oferujące usługi finansowe okazywały się niczym innym jak piramidami finansowymi.

Ryzyka, jakie wiążą się z wyborem podmiotu zarządzającego naszymi pieniędzmi, nie ograniczają się jednak wyłącznie do pułapek, jakimi są piramidy finansowe. Komisja Nadzoru Finansowego przypomina, że jest nią też nielegalnie wykonywana działalność depozytowa, bezprawne zarządzanie aktywami, pośredniczenie w nabywaniu/zbywaniu instrumentów finansowych bez odpowiedniej licencji i ich rekomendowanie, publiczne oferowanie lub promowanie papierów wartościowych bez spełnienia wymogów przepisów prawa (np. prospektu emisyjnego) lub nielegalna dystrybucja jednostek uczestnictwa funduszy inwestycyjnych.

Coś tu nie gra

Czy można się przed tego typu podmiotami ustrzec? Urząd Komisji Nadzoru Finansowego na swojej stronie internetowej publikuje listę podmiotów, co do których ma podejrzenia, że działają one bez wymaganych prawem licencji lub działają w oparciu o schemat Ponziego. W modelu takim, który nazywamy właśnie piramidą finansową, zyski danej osoby zależą od wpłat osób znajdujących się na niższych poziomach całej struktury. To oznacza, że czas funkcjonowania piramidy zależy od zdolności pozyskiwania nowych klientów, a w zasadzie od napływu ich środków finansowych i dynamiki tego procesu. W końcu każda taka struktura musi jednak upaść.

Sprawdzenie informacji o danym podmiocie, któremu chcemy powierzyć pieniądze, to ważny krok. Ale niejedyny. Już na etapie oceny danego produktu oszczędnościowo-inwestycyjnego powinniśmy być szczególnie uważni i zwracać uwagę na oferowane warunki czy przekazywane nam informacje. Zapewnienie wysokich zysków – to pierwsza lampka ostrzegawcza. Jeśli dany produkt ma przynosić stopę zwrotu tygodniowo rzędu 1,5 proc., a rocznie np. 15 proc., gdy w tym samym czasie instrumenty finansowe o podobnym poziomie ryzyka oferują znacząco mniej, to można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że coś się za tą ofertą kryje. Nie zawsze musi to być od razu próba oszustwa. Niekiedy sprzedawca nie jest do końca szczery i nie przekazuje wszystkich informacji odnośnie do poziomu ryzyka (a więc i prawdopodobieństwa straty), profilu wypłaty środków czy warunków, które muszą się zmaterializować, by tego typu, wspomniane wyżej zyski, stały się dla nas faktem. Jeśli jednak obudowuje on tak wysokie stopy zwrotu dodatkowo zapewnieniem bezpieczeństwa i pewnością zysku – to nie powinniśmy traktować takich deklaracji poważnie.

Diabeł tkwi w szczegółach

ikona lupy />
foto: materiały prasowe

Nie wierzmy też we wszystko, co mówią sprzedawcy, lub w to, co widzimy w reklamach czy broszurach. Sposobów na nakłonienie potencjalnego inwestora do inwestycji w dany produkt finansowy jest naprawdę wiele. Jednym z nich jest wskazanie na wzrost ceny danego aktywa w ostatnim okresie, gdy na wykresie zarysował się silny trend i budowanie przekonania, że nie ma w obecnych warunkach mowy, by się on na dobre odwrócił. Innym znów razem – po silnych spadkach – stosuje się odmienną narrację, że teraz jest odpowiedni moment na kupno, w tzw. dołku, co zagwarantuje ponadprzeciętne zyski.

Problem w tym, że operowanie na danych historycznych oraz wzrost cen danych aktywów w przeszłości nie daje żadnych gwarancji, że ceny będą nadal rosły. Choć są to jedne z elementów chociażby analizy technicznej, to jednak nie stanowią one całościowego obrazu rzeczywistości finansowej. Pokazywanie wybranych transakcji zakupu zrealizowanych w dołku (tj. tuż przed odbiciem) nie stanowi żadnego potwierdzenia, że podobną uda się powtórzyć w przyszłości. A ryzyko inwestycyjne? Najczęściej się o nim tylko wspomina, nie zagłębiając specjalnie w szczegóły.

Na rynku można spotkać także wiele instrumentów, które opierają się na dźwigni finansowej. Dostęp do nich jest bardzo prosty – niepotrzebne są żadne certyfikaty, kursy czy specjalne testy. Wystarczy otworzyć rachunek. Dzięki dźwigni możemy handlować znacznie większym kapitałem, niż wynikałoby to wprost z wielkości posiadanego wkładu. Tak jest np. na rynku Forex. Dzięki temu mechanizmowi zwiększamy zyski, ale pamiętajmy jednak, że to samo dotyczy też strat. Naprawdę nietrudno w takich warunkach na jednej transakcji stracić kilka, a nawet kilkanaście procent kapitału. Zapewnienie, że to szybka droga do bogactwa, nie powinno być brane na poważnie. Koniecznie należy też pamiętać, że w niektórych sytuacjach strata może przewyższyć nawet posiadane środki.

Planując inwestowanie, pamiętajmy, że to do nas należy ostateczne słowo, kiedy i w co będziemy lokować nasze pieniądze. Ofert last minute, gdy atrakcyjne warunki zakupu dostępne są tylko podczas trwającego właśnie spotkania, najlepiej się wystrzegać. Podobnie zresztą, gdy całość odbywa się w oparciu o niepewne przesłanki lub na nie do końca jasnych zasadach. Zawsze możemy domagać się czasu na przeanalizowanie informacji, które już otrzymaliśmy, oraz dopytać o szczegóły. Nie ma jednego modelu, który by wskazywał na próby oszustwa, ani wzorca, który by potwierdzał autentyczność danego podmiotu. Jest jednak wiele symptomów, które mogą stanowić pewnego rodzaju ostrzeżenie. W jednym przypadku brak informacji o siedzibie, zarządzie, ostatnich wynikach osiąganych z inwestycji, strategii inwestycyjnej czy sprawozdań finansowych będą wystarczającym powodem, by mieć się na baczności. Ale dzisiaj oszuści na rynku finansowym przykładają dużo wagi do budowania historii swojej firmy, dbają o szczegóły, nierzadko też otwierają nawet biura w centrach dużych miast, by uwiarygodnić swoją pozycję. Dlatego przed wyborem podmiotu, któremu powierzamy pieniądze, poszukajmy o nim informacji na stronie KNF, UOKiK czy rzecznika finansowego.

Pamiętaj o zasadach

Z kolei przestrzeganie kilku zasad ograniczy ryzyko wyboru nierzetelnego lub nieuczciwego podmiotu inwestycyjnego.

Sprawdźmy, po pierwsze, czy ma on zezwolenie i nie znajduje się na liście ostrzeżeń KNF. Po drugie, poczytajmy o jego historii: jak długo działa na rynku, jakie ma wyniki inwestycyjne w ostatnich latach (o ile), w co i na jakich zasadach inwestuje. Po trzecie, zacznijmy zadawać pytania, ostrożnie i z uwagą podchodząc do uzyskiwanych informacji. Nie wierzmy w gwarancję zysku, pewne, wysokie i szybkie stopy zwrotu bez ryzyka. Po czwarte, wymagajmy umowy pisemnej. Możemy się z nią na spokojnie zapoznać, a jej zapisy skonsultować z prawnikiem czy doradcą inwestycyjnym, jeśli będziemy mieli taką potrzebę. Po piąte, możemy pytać o szczegóły, w jaki sposób pieniądze będą pracować, kiedy zyskiwać, a kiedy tracić, jaki jest cel inwestycyjny. Pamiętajmy, że fundusze inwestycyjne nie gwarantują osiągnięcia tego celu. Możemy stracić część, a nawet całość środków. Miejmy też na uwadze, że inwestowanie w akcje spółek z krajów rozwijających się jest bardziej ryzykowne niż w portfel dywidendowy spółek z krajów rozwiniętych. Inwestowanie w obligacje będzie mniej ryzykowne, a przez to mniej dochodowe niż w surowce czy waluty, ale też wiąże się z mniejszym ryzykiem straty środków. Od rozmiaru ryzyka, które jesteśmy w stanie zaakceptować, zależy nie tylko potencjalny zysk, ale również wielkość straty.

Przeanalizujmy też opłaty, które musimy ponosić na wejściu i wyjściu z inwestycji, przy kolejnych wpłatach lub wypłatach części środków np. przed terminem, na który fundusz został utworzony. Opłata za zarządzanie jest pobierana przez cały okres trwania inwestycji, bez względu na to, czy fundusz odnotowuje zysk czy stratę. Fundusze agresywne będą miały – co do zasady – wyższe koszty zarządzania niż fundusze bezpieczne.

Po szóste, warto poznać język świata finansów. Pomimo tendencji z ostatnich lat polegającej na upraszczaniu języka finansowego dla klientów, wciąż jest on dosyć trudny i często niezrozumiały. Tak jak na ulotkach informacyjnych będzie on czytelny, tak w umowach niekoniecznie. Czy fundusz z ochroną kapitału będzie tym samym co fundusz bezpieczny? Czym są fundusze zrównoważone i czym się różnią od tych agresywnych lub absolutnej stopy zwrotu (zmiennej alokacji)? – poznanie języka jest wstępem do głębszego zrozumienia podstaw działania konkretnych produktów inwestycyjnych lub oszczędnościowych. Warto o tym pamiętać. W końcu za każdą decyzją inwestycyjną powinna stać nasza wiedza – nawet jeśli nie inwestujemy samodzielnie na rynku, a za pomocą instytucji do tego przeznaczonych.