Notowania palladu mają za sobą kilka lat solidnych wzrostów. Wszystko za sprawą fundamentów tego rynku, sprzyjających stronie popytowej. Na rynku palladu w ostatnich latach mieliśmy do czynienia z utrzymującym się deficytem, wynikającym z ograniczonej podaży tego surowca przy jednoczesnym wzroście popytu na pallad. Kruszec ten wykorzystywany jest w przeważającej mierze w produkcji katalizatorów samochodowych, co sprawia, że pozytywnie wpływał na niego szybko rozwijający się przemysł motoryzacyjny m.in. w krajach azjatyckich.

Uderzenie pandemii rok temu poważnie jednak wstrząsnęło cenami tego kruszcu, co wynikało z obostrzeń związanych z pandemią, uderzających w branżę samochodową. Po ogromnej zmienności, obserwowanej w marcu poprzedniego roku, cena palladu odrobiła zniżkę, a strona popytowa doprowadziła notowania do okolic 2200-2400 USD za uncję. I to właśnie w tym rejonie notowania palladu konsolidowały od końcówki lipca poprzedniego roku.

W tym tygodniu kontrakty na pallad wybiły się jednak z ruchu bocznego w górę, docierając do okolic 2600 USD za uncję. Zwyżka była wywołana przede wszystkim komunikatami ze strony spółki Norilsk Nickel na temat mniejszego od prognoz wydobycia palladu. Ta rosyjska spółka to największy na świecie producent palladu, a na globalnym rynku tego kruszcu pod kątem produkcji dominują dwa kraje: Rosja oraz RPA.

Reklama

Warto zaznaczyć, że pomijając nawet ten komunikat, na globalnym rynku palladu i tak w tym roku oczekiwany był kolejny deficyt. Ceny palladu nadal mają więc solidne podstawy fundamentalne do zwyżek. Na pewno będą one także pod pewnym wpływem sytuacji na dolarze, podobnie jak pozostałe metale szlachetne.

Paweł Grubiak - prezes zarządu, doradca inwestycyjny w Superfund TFI