Reklama

Reklama

Reklama

Po co rozwijać OZE w Polsce? Oto 5 najważniejszych gospodarczych powodów

4 listopada 2016, 07:18
Większość polskich polityków, bez względu na barwy partyjne, lubuje się w wyliczaniu kolejnych inwestycji, jakie mają zrealizować kontrolowane przez państwo koncerny energetyczne. Ostatnio minister energii Krzysztof Tchórzewski poinformował w Sejmie, że „plany inwestycyjne spółek energetycznych, spółek w nadzorze ministra energii, to 170 mld zł”, wyliczając przy tym trwające już budowy bloków energetycznych w Opolu, Jaworznie, Kozienicach, Turowie i Stalowej Woli oraz nowe inwestycje obok kopalni Bogdanka i w Elektrowni Dolna Odra, które mają się już opierać na technologii zgazowania węgla. Politycy rzadko przy tym jednak mówią o możliwościach inwestycyjnych kontrolowanych przez siebie koncernów. Łączne przychody na poziomie EBITDA (zysku przed odsetkami, podatkami i amortyzacją) PGE, Enei, Taurona i Energi wyniosły w 2015 roku 16 mld zł. To oznacza, że ich aktualna zdolność kredytowa to ok. 40 mld zł, z czego wykorzystały już blisko połowę. Nawet jeżeli ich wierzyciele zgodzą się na zadłużenie na poziomie 3x EBITDA, to i tak ich możliwości dalszego zadłużania się wyniosą ok. 30 mld zł. Przedstawiciele resortu energii nie tłumaczą jak koncerny mają sfinansować pozostałą część zaplanowanych przez polityków inwestycji. Tymczasem z informacji portalu WysokieNapiecie.pl wynika, że jedna z polskich spółek energetycznych spotkała się już z odmową objęcia relatywnie małej emisji euroobligacji o wartości 100 mln euro. Europejskie instytucje finansowe odmówiły tłumacząc, że spółka ma zbyt duży udział węgla w miksie paliwowym. Zainteresowane były banki chińskie. Do podpisania umowy jednak nie doszło. Ogromną lukę mogliby wypełnić prywatni inwestorzy, zainteresowani przede wszystkim budową mniejszych instalacji wykorzystujących źródła odnawialne. Na budowę OZE łatwiej byłoby pozyskać finansowanie (także w formie dotacji ze środków unijnych) państwowym koncernom. Rząd PiS, podobnie jak koalicja PO-PSL, nie zamierza jednak wspierać więcej inwestycji w „zielone” elektrownie, niż wymaga tego realizacja unijnych zobowiązań. Na zdj. turbina wiatrowa MHI Vestas V164 w czasie testów operacyjnych w duńskim centrum testowym turbin wiatrowych w Osterild. Dania, 18.04.2016.
Większość polskich polityków, bez względu na barwy partyjne, lubuje się w wyliczaniu kolejnych inwestycji, jakie mają zrealizować kontrolowane przez państwo koncerny energetyczne. Ostatnio minister energii Krzysztof Tchórzewski poinformował w Sejmie, że „plany inwestycyjne spółek energetycznych, spółek w nadzorze ministra energii, to 170 mld zł”, wyliczając przy tym trwające już budowy bloków energetycznych w Opolu, Jaworznie, Kozienicach, Turowie i Stalowej Woli oraz nowe inwestycje obok kopalni Bogdanka i w Elektrowni Dolna Odra, które mają się już opierać na technologii zgazowania węgla. Politycy rzadko przy tym jednak mówią o możliwościach inwestycyjnych kontrolowanych przez siebie koncernów. Łączne przychody na poziomie EBITDA (zysku przed odsetkami, podatkami i amortyzacją) PGE, Enei, Taurona i Energi wyniosły w 2015 roku 16 mld zł. To oznacza, że ich aktualna zdolność kredytowa to ok. 40 mld zł, z czego wykorzystały już blisko połowę. Nawet jeżeli ich wierzyciele zgodzą się na zadłużenie na poziomie 3x EBITDA, to i tak ich możliwości dalszego zadłużania się wyniosą ok. 30 mld zł. Przedstawiciele resortu energii nie tłumaczą jak koncerny mają sfinansować pozostałą część zaplanowanych przez polityków inwestycji. Tymczasem z informacji portalu WysokieNapiecie.pl wynika, że jedna z polskich spółek energetycznych spotkała się już z odmową objęcia relatywnie małej emisji euroobligacji o wartości 100 mln euro. Europejskie instytucje finansowe odmówiły tłumacząc, że spółka ma zbyt duży udział węgla w miksie paliwowym. Zainteresowane były banki chińskie. Do podpisania umowy jednak nie doszło. Ogromną lukę mogliby wypełnić prywatni inwestorzy, zainteresowani przede wszystkim budową mniejszych instalacji wykorzystujących źródła odnawialne. Na budowę OZE łatwiej byłoby pozyskać finansowanie (także w formie dotacji ze środków unijnych) państwowym koncernom. Rząd PiS, podobnie jak koalicja PO-PSL, nie zamierza jednak wspierać więcej inwestycji w „zielone” elektrownie, niż wymaga tego realizacja unijnych zobowiązań. Na zdj. turbina wiatrowa MHI Vestas V164 w czasie testów operacyjnych w duńskim centrum testowym turbin wiatrowych w Osterild. Dania, 18.04.2016. / Bloomberg / Chris Ratcliffe
Rozwój energetyki odnawialnej to nie fanaberia bogatych krajów, a konieczność i oczywisty kierunek transformacji sektora energetycznego. W pięciu punktach tłumaczymy dlaczego polscy odbiorcy energii zyskają na budowie „zielonych” elektrowni więcej, niż wydadzą na ich wsparcie.
Reklama
Reklama

Oceń jakość naszego artykułu

Dziękujemy za Twoją ocenę!

Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna

Powiedz nam, jak możemy poprawić artykuł.
Zaznacz określenie, które dotyczy przeczytanej treści:
Reklama
Reklama

Reklama

Reklama
Zobacz

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama
Zapisz się na newsletter
Zapraszamy na newsletter Forsal.pl zawierający najważniejsze i najciekawsze informacje ze świata gospodarki, finansów i bezpieczeństwa.
Zaznacz wymagane zgody
loading
Zapisując się na newsletter wyrażasz zgodę na otrzymywanie treści reklam również podmiotów trzecich
Administratorem danych osobowych jest INFOR PL S.A. Dane są przetwarzane w celu wysyłki newslettera. Po więcej informacji kliknij tutaj.
success

Potwierdź zapis

Sprawdź maila, żeby potwierdzić swój zapis na newsletter. Jeśli nie widzisz wiadomości, sprawdź folder SPAM w swojej skrzynce.

failure

Coś poszło nie tak