Którego imienia pan używa na co dzień?
Ojciec do mnie mówił Władku.
Kto jest dla pana autorytetem?
Ojciec.
Reklama
Ale go nie ma.
Jan Paweł II. Do tego kilku kardynałów.
A teraz?
Teraz trudno o kogoś takiego. Nawet Jana Pawła II ludzie nie słuchali albo udawali, że go słuchają, ale nie robili tego, o co prosił, często wręcz postępowali odwrotnie. Wielu polityków brało ze słów papieża tylko to, co im pasowało.
Siedzi pan jak ojciec.
Gesty się dziedziczy. Małpuje. W stadzie młodsze zwierzęta naśladują starsze.
Co pan zmałpował od ojca?
Sposób mówienia, poruszania się. Ale nie robię tego świadomie.
Na konwencji PSL, kiedy pan opowiadał o dyplomatołkach, mówił pan głosem ojca.
A to specjalnie. „Ja sobie kategorycznie wypraszam, żeby Polską rządzili ludzie niekompetentni, działacze partyjni, dyplomatołki” – zacytowałem ojca. On nawet miał skłonność do aktorstwa. Kiedy pytano go w dzieciństwie, kim chce zostać, to mówił, że albo aktorem, albo biskupem. Zresztą w 1939 r. prawie został jezuitą. W latach 70., kiedy wykładał historię Polski w kościołach, trafił do jezuitów w Poznaniu i kiedy opowiedział im o swoich planach z młodości, przeor wzniósł ręce do nieba i powiedział: „Bóg uchronił Towarzystwo Jezusowe”. Już w wolnej Polsce jako minister spraw zagranicznych poleciał do Paryża, dał popis swoich umiejętności podczas kolacji wydanej przez ambasadora Stefana Mellera. Wśród gości był też Wojciech Pszoniak, wybitny aktor. Zaczęła się dyskusja na temat ulubionej sztuki ojca, czyli „Zemsty” Fredry. Meller poprosił Pszoniaka, by ten coś wyrecytował, zagrał, ten się wywijał, więc wstał ojciec i najpierw zaczął mówić Papkinem, potem Klarą, a następnie wszystkimi rolami męskimi i żeńskimi. Na co Pszoniak, że ojciec zaprzepaścił szansę na wielką aktorską karierę. Na pewno tata miał talent. To mu pomagało przemawiać na wiecach. Kiedy był dziennikarzem „Gazety Ludowej”, to po jednym z wystąpień został zaproszony na poczęstunek na plebanię. I dostał komplement od księdza: „Panie redaktorze, gdyby św. Piotr żył, toby lepiej nie powiedział”.
Pan tak potrafi?
Przemawiać? Nie tak dobrze jak ojciec.
Widać, że się pan uczy na pamięć.
Ale z kartki nie czytam. Szczerze mówiąc, wolę, kiedy siedzi przede mną dużo ludzi. Wtedy jest adrenalina, są emocje. Ojciec panował nad tłumem.
Ogląda pan jego wystąpienia?
Nie. Pamiętam niektóre z nich. Wielu nie znam, bo nie uczestniczyłem w jego życiu publicznym. Wolałem mieć ojca prywatnie.
Treść całego wywiadu można przeczytać w poniedziałkowym, specjalnym wydaniu DGP.
fot. Maksymilian Rigamonti