Senat: decydujące starcie

Do wczoraj, gdy mijał termin, PiS złożył wnioski o weryfikację wyniku wyborczego w sześciu okręgach, a PO w trzech.
Najmocniejsze podstawy ma wniosek KO dotyczący okręgu numer 2 w Legnicy. Wygrał w nim kandydat PiS Krzysztof Mróz, uzyskując 49 938 głosów, o 1168 więcej niż kandydat Koalicji Obywatelskiej Jerzy Pokój. Tyle że był tam jeszcze trzeci kandydat, startujący z własnego komitetu Polska Lewica Kazimierz Klimek. Dostał 27 tys. głosów. Problem w tym, że na kartach przy jego nazwisku wydrukowano logo ogólnopolskiego komitetu Lewicy, mimo że komitet Klimka nie zgłaszał żadnego znaku. Winę ponosi Okręgowa Komisja Wyborcza (OKW) w Legnicy. Jak powiedziała nam Anna Zych, dyrektor legnickiej delegatury Krajowego Biura Wyborczego, OKW dostarczyła prawidłowy wzór karty do głosowania. W drukarni dodano jednak logo Lewicy, a komisja zatwierdziła taki wzór, nie zwracając uwagi na pomyłkę. – Błąd nie został przez nas zauważony – przyznaje Anna Zych. Teraz sprawę musi rozstrzygnąć Sąd Najwyższy.
Zdaniem Wojciecha Hermelińskiego, byłego przewodniczącego PKW, w tym przypadku są poważne podstawy do zajęcia się sprawą przez Sąd Najwyższy, bo wyborcy mogli być wprowadzeni w błąd. Jego zdaniem mogli pomyśleć, że chodzi o inną lewicę, a więc także ich decyzja mogła być inna. Ale nie brakuje też opinii, że logo Lewicy było mało widoczne, a rozstrzygająca jest nazwa komitetu widniejąca pod nazwiskiem kandydata.
Reklama
PO w dwóch pozostałych protestach odnosi się do nieważnych głosów, które powstały w wyniku skreślania logo tej partii zamiast stawiania krzyżyka w kratce, oraz kwestionuje zgłoszenie przez PiS kandydata w miejsce zmarłego w trakcie kampanii Kornela Morawieckiego. – Kierujemy się przesłankami kodeksowymi. Składamy protesty, jak mamy powody, a nie protestujemy jak PiS, bo przegrali wybory – stwierdza Mariusz Witczak z PO. Z kolei PiS uważa, że tam, gdzie liczba głosów nieważnych jest większa niż różnica między kandydatami, należałoby zweryfikować wyniki. – To dotyczy zwłaszcza okręgu nr 100, gdzie różnica to 320 głosów. Zależy nam, by Sąd Najwyższy sprawdził, co się stało. Jeśli potwierdzi, że nic, to przyjmiemy to do wiadomości i zaakceptujemy – mówi nam pełnomocnik komitetu wyborczego PiS Krzysztof Sobolewski.
Protesty będzie rozpatrywała Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Jeśli uzna ich zasadność, może nakazać ponowne przeliczenie głosów lub nawet powtórkę wyborów w okręgu.
Jako pierwsze działa wytoczyło Prawo i Sprawiedliwość, zgłaszając do Sądu Najwyższego (SN) wnioski o przeliczenie głosów w sześciu okręgach senackich: 12, 75, 92, 95, 96 oraz 100. W trzech z nich – 92, 95 i 96 – mandat otrzymał kandydat Koalicji Obywatelskiej (KO). W okręgu 12. zwyciężył kandydat PSL, a w 75. – lewicy. Kluczem przy wyborze okręgów do oprotestowania była różnica głosów między zwycięskim kandydatem a tym, który zajął drugie miejsce, oraz to, że różnica ta była mniejsza niż liczba głosów nieważnych. Przykładowo w okręgu nr 100 różnica między zwycięzcą Stanisławem Gawłowskim z KO a Krzysztofem Nieckarzem z PiS wyniosła nieco ponad 300 głosów. Głosów nieważnych było 3344, w tym 2577 z powodu niepostawienia znaku x obok nazwiska żadnego kandydata.
– Oni nie mają prawa tego robić. Protest wyborczy można złożyć z powodu popełnienia przestępstwa lub naruszenia przepisów kodeksu wyborczego. Chęć ponownego przeliczenia głosów w okręgach, gdzie PiS przegrał, nie jest podstawą do złożenia protestu – przekonuje nas jeden z prominentnych działaczy Platformy Obywatelskiej. Partia Grzegorza Schetyny ma zgłosić sprawę do OBWE.
Jednocześnie KO złożyła swoje protesty, twierdząc, że są argumenty przemawiające za tym, że wynik wyborów w kilku okręgach senackich mógł zostać wypaczony. – Dla nas kluczem przy składaniu protestów było niedochowanie procedur i złamanie prawa, co mogło mieć wpływ na wynik – mówi Jan Grabiec.
Protesty dotyczą trzech okręgów: 2 (Legnica), 26 (Sieradz) i 59 (Białystok). W pierwszym z nich przewaga kandydata PiS nad tym z KO wyniosła tylko 1168 głosów. Przy czym, jak wynika z danych PKW, liczba głosów nieważnych z powodu niepostawienia znaku x to 2316. To samo w okręgu 26, gdzie przewaga PiS nad KO wyniosła 1891 głosów, a według danych PKW liczba głosów nieważnych – 2566. W okręgu 59 problem, zdaniem PO, dotyczy zbyt późnego zgłoszenia kandydata PiS w miejsce zmarłego w trakcie kampanii Kornela Morawieckiego.
Zdaniem polityków PO problem w okręgach 2 i 26 z głosami nieważnymi dotyczył oznaczenia graficznego komitetu Koalicji Obywatelskiej. – Instrukcja na karcie do głosowania wprowadzała w błąd. Przy informacji, że należy postawić krzyżyk w kratce obok nazwiska kandydata, zabrakło doprecyzowania, czy po lewej, czy po prawej stronie. W efekcie zdarzało się, że wyborcy stawiali x na naszym logo, a nie we właściwej kratce. A to powodowało nieważność głosu. Przy niewielkiej różnicy między kandydatami to mogło mieć kluczowe znaczenie – tłumaczy jeden z polityków z PO.
Z tymi argumentami nie zgadza się nasz rozmówca zaangażowany w organizację wyborów. – To KO dała plamę, przedkładając PKW znak graficzny zawierający kratkę. Nikt w to logo dalej nie ingerował. To nie problem instrukcji na karcie, przy ostatnich wyborach samorządowych na wójta czy burmistrza głosowało się w ten sam sposób – tłumaczy.
Problem z okręgiem numer 2 jest jeszcze większy i nie sprowadza się tylko do liczby głosów nieważnych czy niewielkiej różnicy między kandydatem KO i PiS. Na karcie do głosowania przy kandydacie komitetu wyborczego „Polska Lewica” widniało logo lewicy (komitetu SLD). Polska Lewica to zupełnie inny komitet, który w dodatku – jak wynika z naszych nieoficjalnych ustaleń – nie zgłosił do PKW żadnego znaku graficznego przy rejestracji komitetu (nie było takiego obowiązku). Pytanie więc, skąd w ogóle jakiekolwiek logo znalazło się na karcie. Zdaniem polityków KO wielu wyborców mogło być wprowadzonych w błąd, bo mogło im się wydawać, że głosują na kandydata z lewicy współtworzonej przez SLD, Razem i Wiosnę.
– Druk kart odbywa się lokalnie, na zlecenie okręgowej komisji wyborczej. Pytanie więc, jaki wzór karty trafił do drukarni. Jeśli ktoś po drodze dołożył logo, oznacza to zarzuty prokuratorskie i konieczność powtórzenia wyborów w okręgu, bo wyborcy zostali wprowadzeni w błąd – potwierdza Anna Godzwon, specjalistka od prawa wyborczego. Ale nawet jeśli to był zwykły błąd, np. po stronie okręgowej komisji wyborczej, w opinii naszej rozmówczyni powtórka wyborów w tym okręgu wydaje się wysoce prawdopodobna. – Jakby przyjrzeć się orzecznictwu sądów w zakresie powtarzania wyborów, to widać, że jeśli karty były pomylone, np. były bez jakiegoś kandydata, albo gdy dostarczono karty nie do tego okręgu, co trzeba, to w 100 proc. w przypadku wyborów samorządowych sądy nakazywały powtórzenie wyborów – dodaje.
Anna Zych, dyrektor legnickiej delegatury Krajowego Biura Wyborczego (KBW), otwarcie przyznaje, że wina leży po stronie okręgowej komisji wyborczej. Jak twierdzi w rozmowie z DGP, drukarnia przed rozpoczęciem druku kart do głosowania dla okręgu nr 2 przesłała ich wzorzec do OKW z prośbą o akceptację. Nikt nie wychwycił błędu, a produkcję rozpoczęto. Błąd wychwycono dopiero po wyborach.
KBW nie wypowiada się w sprawie protestów i odsyła nas do Sądu Najwyższego. Jeden z naszych rozmówców znających się na prawie wyborczym utrzymuje, że wyborów okręgu nr 2 powtarzać nie trzeba. – Logo lewicy było bardzo małe, największe znaczenie ma nazwa komitetu pod nazwiskiem kandydata. Co najwyżej to mogło zmylić wyborców, ale z tego względu, że komitet SLD w kampanii wyborczej konsekwentnie unikał tego emblematu i używał nazwy „lewica” – twierdzi nasz rozmówca.
Co dalej będzie się działo w sprawie protestów PiS i KO? Na ich rozpatrzenie Sąd Najwyższy będzie miał aż 90 dni. SN rozpatruje protesty w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej w składzie trzech sędziów. – Sprawy są przydzielane sędziom według kolejności alfabetycznej nazwisk na liście sędziów oraz rozpoznawane według kolejności wpływu – zaznacza Martyna Łuczak z zespołu prasowego SN. Jedną z czynności, jakie może zlecić SN, jest ponowne przeliczenie głosów. W takiej sytuacji SN zazwyczaj zwraca się do sądu właściwego miejscowo (rejonowego) o przeprowadzenie czynności. Istnieje również teoretyczna możliwość, że SN zdecyduje się osobiście przeliczyć głosy.
Sąd Najwyższy, na podstawie sprawozdania z wyborów przedstawionego przez PKW oraz opinii wydanych w wyniku rozpoznania protestów, rozstrzyga o ważności wyborów oraz wyboru posła, przeciwko któremu wniesiono protest. – Rozstrzygnięcie ma formę uchwały podjętej w składzie całej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych – wskazuje Martyna Łuczak.
W czwartek odbędzie się uroczystość wręczenia zaświadczeń nowo wybranym posłom, a w piątek – senatorom. Protesty nie mają wpływu na terminy wydania zaświadczeń. – W razie stwierdzenia nieważności wyborów sąd stwierdza wygaśnięcie mandatu i zarządza powtórkę wyborów. Nie da się inaczej, bo Sąd Najwyższy ma 90 dni na rozpoznanie protestów, a Sejm i Senat muszą się zebrać w ciągu 30 dni od wyborów – wyjaśnia.

Protesty rzadko zmieniają wynik

Do momentu zamknięcia tego wydania do SN trafiło co najmniej 55 protestów wyborczych.

W poprzednich latach takie przypadki nie były równie głośne, jak obecnie, gdyż pierwszy raz w historii po 1993 r. mamy do czynienia z sytuacją, w której w Senacie jest inna większość niż w Sejmie. Dlatego istotny jest każdy głos.

W 2015 r. do Sądu Najwyższego wpłynęło 77 protestów. 44 pozostawione zostały bez dalszego biegu, sześć uznano za niezasadne, a 27 sąd uznał za zasadne, tyle że jego zdaniem nie miały wpływu na wynik wyborów.

Autentyczna korekta wyborcza nastąpiła w 2005 r. Wówczas sąd rozpoznał 136 protestów do wyborów parlamentarnych. Zarzuty okazały się zasadne w 20 przypadkach. SN uznał, że w odniesieniu do jednego z zarzutów, który był podnoszony w pięciu protestach, naruszenie miało lub mogło mieć wpływ na wynik wyborów i unieważnił wybory do Senatu RP przeprowadzone w okręgu częstochowskim. Naruszenie polegało na tym, że na kartach do głosowania do Senatu nie wydrukowano nazw komitetów wyborczych. Sąd nakazał przeprowadzenie powtórnego głosowania, które odbyło się 22 stycznia 2006 r. Wynik był identyczny z wcześniejszym.

Najgłośniejsze protesty wyborcze dotyczyły nie wyborów senackich, ale prezydenckich. W 1995 r. w trakcie walki o reelekcję Lecha Wałęsy jego rywal Aleksander Kwaśniewski podał niezgodnie z prawdą, że ma wyższe wykształcenie, mimo że nie miał nawet absolutorium. Sprawa miała znaczenie, gdyż krytycy Wałęsy punktowali, że ówczesny prezydent nie ma nawet matury. Sąd Najwyższy uznał, że nie mogło to wpłynąć na wynik, oddalił zgłaszane protesty, a wybory uznał za ważne. Wśród sędziów podejmujących decyzję zdania były jednak podzielone. Uchwała została przyjęta stosunkiem głosów 12:5.