Doraźne działania, w których rządzący się gubią, powodują, że ludzie tracą wiarę w sensowność wprowadzanych obostrzeń.
Był plan czy go nie było? Tego się nie dowiemy, bo informacji publicznej uzyskać nie sposób. Z działań rządu możemy wnosić, że nie było i nie ma.
Na działania, podejmowane decyzje i wydawane przez premiera polecenia związane z walką z koronawirusem nie ma żadnych dokumentów. „Informacja istnieje tylko w pamięci przedstawiciela władzy publicznej, która nie została utrwalona w jakiejkolwiek formie, tak aby można było w sposób niebudzący wątpliwości odczytać jej treść”. Tak na złożony przez projawnościową organizację Watchdog Polska wniosek o udostępnienie dokumentów odpowiedziała Kancelaria Prezesa Rady Ministrów. Eksperci żartują, że zapewne przez przypadek urzędnicy Morawieckiego powiedzieli to, o czym wiele osób wie od dawna.
– Skupiamy się na tym, że nie ma procedur, ale jest o wiele gorzej. Uzasadnione jest przypuszczenie, że nie ma nawet planu – twierdzi Radosław Płonka, adwokat, wspólnik w kancelarii Płonka Ozga, ekspert prawa gospodarczego BCC.
Reklama
– Odpowiedź KPRM byłaby śmieszna, gdyby nie była straszna w swej prawdziwości – wskazuje prof. Robert Gwiazdowski, adwokat, członek rady nadzorczej Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.

Jak gotowi, jak niegotowi

Jeśli wierzyć słowom premiera oraz innym członkom rządu, to na nadejście epidemii byliśmy przygotowani już od stycznia. Co prawda już po tej deklaracji minister zdrowia Łukasz Szumowski mówił, że nie ma żadnego powodu, żeby Polacy nosili maseczki, minister rozwoju Jadwiga Emilewicz twierdziła, że epidemia koronawirusa może być szansą dla polskiej gospodarki, zaś główny inspektor sanitarny Jarosław Pinkas przyrównywał najgroźniejszą od stulecia epidemię do grypy, ale – ponoć – byliśmy gotowi.
>>> CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP