"Patrząc z perspektywy prezydenta Dudy, nie sadzę, by wizyta zmieniła dynamikę kampanii wyborczej, ale była całkiem udana. Po pierwsze, zdominowała przekazy medialne w tym kluczowym okresie, po drugie - podważa narrację opozycji, że Polska jest izolowana na scenie międzynarodowej, bo dała prezydentowi okazję, do pokazania, że Polska jest ważnym graczem" - mówi w rozmowie z PAP Szczerbiak, profesor politologii i współczesnych studiów europejskich.
"Oczywiście opozycja wskazuje, że było niewiele konkretnych efektów wizyty i do pewnego stopnia ma rację, bo trudno znaleźć tam jakieś szczegóły. Z drugiej strony symboliczny fakt, że Duda był pierwszym gościem w Donalda Trumpa w Białym Domu po pandemii jest znaczący, podobnie jak deklaracje ze strony Trumpa, że Polska będzie miała z tego korzyści" - dodaje.
Wskazuje on, że biorąc pod uwagę nieprzewidywalność amerykańskiego prezydenta, wizyta była obarczona pewnym ryzykiem, np. że powie on coś, co wcale nie byłoby Dudzie na rękę i wówczas mogłoby się okazać, iż z punktu widzenia kampanii lepiej byłoby, gdyby ten czas spędził na wiecach w Polsce. Ale nic takiego nie zaszło. Politolog uważa, że w efekcie wizyta nieco wzmocni kampanię Dudy, a w tak wyrównanym pojedynku, gdy różnica między dwoma głównymi kandydatami jest według sondaży minimalna, może to stać się czynnikiem przesądzającym.
"Oczywiście z punktu widzenia Andrzeja Dudy byłoby lepiej, gdyby było więcej szczegółów w sprawie amerykańskich wojsk, ale też skoro w deklaracji jest napisane, że część z nich trafi do Polski, nie można też mówić, że nie ma tam nic, a wizyta była tylko okazją do zdjęcia w Białym Domu" - mówi Aleks Szczerbiak. Zaznacza zarazem, że ta obietnica wzmocnienia amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce nie jest prawnie wiążąca.
Podkreśla jednocześnie, że niektóre bardziej konkretne ustalenia mogłyby być dla obozu rządzącego problematyczne i dawać opozycji pole do krytyki - np. pojawiające się przed wizytą pogłoski o amerykańskiej broni jądrowej w Polsce.
"Nie sądzę, by wizyta zmieniła opinię kogoś, kto jest zdeklarowanym zwolennikiem lub przeciwnikiem PiS, ale wzmacnia narrację rządu, że Polska jest graczem na światowej scenie i kluczowym sojusznikiem USA, a USA są postrzegane przez zdecydowaną większość Polaków jako gwarant bezpieczeństwa militarnego" - uważa.
Prof. Szczebiak odniósł się też do kwestii jednoznacznego stawiania przez Andrzeja Dudę na zwycięstwo Trumpa w wyborach w USA. "Oczywiście opozycja może i będzie wskazywać dlaczego obóz rządzący tak jednoznacznie opowiada się za kontrowersyjnym prezydentem, który jak wskazują sondaże opinii publicznej ma wszelkie szanse na przegranie własnych wyborów w listopadzie. To są poważne argumenty, ale dla prezydenta Dudy i partii rządzącej absolutnym priorytetem jest najbliższe 2,5 tygodnia i wygranie wyborów, bo bez tego będzie im trudno efektywnie rządzić" - mówi.
Jak wyjaśnia, wszystko teraz jest podporządkowane temu krótkoterminowemu celowi, więc obóz rządowy jest gotów podjąć to polityczne ryzyko. Szczególnie, że relacje Donalda Trumpa z polskim rządem są znacznie lepsze niż z rządami innych zachodnich państw. "To zbyt dobra okazja, by jej nie wykorzystać" - wskazuje.
Zwrócił też uwagę, że mimo sondaży na razie trudno przesądzać jaki będzie wynik wyborów w USA i jeszcze wiele się może zdarzyć do listopada, a zwłaszcza, że główną siłą Joe Bidena jest to, że nie jest Donaldem Trumpem. Po drugie - nawet jeśli po wyborach Biały Dom przejmie administracja Partii Demokratycznej, to z pragmatycznych powodów będzie ona musiała mieć dobre stosunki z Polską. Byłyby one dwutorowe, tak jak jest to w relacjach Unii Europejskiej z Polską - z jednej strony są spory ideologiczne, ale z drugiej - Polska jest zbyt ważnym krajem gospodarczo i politycznie, by można było ją ignorować. Zdaniem prof. Szczerbiaka, polski rząd liczy, że gdyby Trump nawet przegrał wybory, administracja Demokratów będzie miała takie pragmatyczne podejście.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)
bjn/ kgod/