fot. mat. prasowe
Reklama
Milena Kloczkowska prawniczka w projekcie „One for All, All for One” (realizowanym przez Stowarzyszenie Homo Faber w Lublinie), w ramach którego w ośrodkach dla cudzoziemców doradza przy procedurach uchodźczych
Na ile organizacje pozarządowe mogą być dziś aktywne w kwestii osób pozostających na polsko-białoruskiej granicy?
Stan wyjątkowy w przygranicznych gminach nie zamknął tej sprawy. Wciąż zaangażowanych jest m.in. osiem podmiotów wchodzących w skład konsorcjum organizacji społecznych działających na rzecz imigrantów i uchodźców. Część przedstawicieli naszej organizacji przebywa w tym rejonie już co najmniej trzy tygodnie. Wprowadzony stan wyjątkowy uniemożliwił przebywanie na jego obszarze, jednak wciąż prowadzimy działania z poziomu gmin ościennych. Chcemy pomagać, a także zbierać informacje, choćby na wypadek gdyby ktoś szukał ludzi, którzy przebywają w lasach. Dzięki wcześniejszym możliwościom obserwowania sytuacji z bliska w wielu przypadkach organizacje nadal są w kontakcie z tymi ludźmi. Wiele działań opiera się na współpracy z miejscową ludnością. Mieszkańcy z obszarów stanu wyjątkowego pomagają wwozić jedzenie czy odzież oraz przekazywać je potrzebującym. Widzą, że osoby zmuszone do przebywania w lesie są wyczerpane i głodne.
Dlaczego osoby przebywające przy zielonej granicy nie udadzą się do legalnych przejść?
Z tego, co wiemy, władze białoruskie uniemożliwiają im wycofanie się w głąb kraju. Zostali rzuceni w zupełnie obce sobie miejsce. W dodatku przebywają w puszczy, gdzie część terenów to bagna. Większość tych osób nie spotkała się nigdy z takim ukształtowaniem terenu, niekiedy więc przejście kilkuset metrów to kwestia kilku godzin. Nic zatem dziwnego, że zdarzają się wypadki wpadnięcia w bagna, o czym wspominała zresztą Straż Graniczna. Ludzie, którzy tam się znaleźli, nie są nawet gotowi do wędrówek. Mają letnią odzież, jedna z pań miała japonki, a pan garnitur, bo spodziewał się wizyt w urzędach. Teraz znaleźli się w sytuacji bez wyjścia na tzw. ziemi niczyjej.
Ziemi niczyjej w sensie prawnym nie ma. Strona polska podkreśla, że to terytorium Białorusi.
A Białoruś upiera się, że ci ludzie już znajdują się w Polsce. Sytuacja jest patowa. Ci ludzie chcieliby przedostać się już gdziekolwiek, choć oczywiście woleliby zmierzać na Zachód. Z naszych kontaktów z ludźmi, którzy chcą przekroczyć zieloną granicę, wynika, że ich celem są przede wszystkim Niemcy.
Ale fakt, że najpierw trafiają na Białoruś, sprawia, że Polska nie jest pierwszym krajem ich pobytu…
To prawda, w pierwszej kolejności trafiają na Białoruś. Miałam klienta, którego wywieziono do lasu bezpośrednio z lotniska.
...więc zgodnie z prawem to tam powinni rozpocząć procedurę legalizowania swojego pobytu.
To też prawda. Szkopuł jednak w tym, że władze na Białorusi nie respektują międzynarodowych standardów, nie tylko w tym zakresie. I polski rząd ma tego świadomość już od dawna, czego dowodem są jak najbardziej zasadnie przyznawane przez państwo polskie wizy humanitarne.