Mało nas interesują informacje dotyczące finansów publicznych. Chyba że zaczynają one wpływać na wysokość płac i emerytur, na ceny w sklepie czy na wielkość rat zaciągniętych kredytów mieszkaniowych.
A mają wpływ na nasze życie coraz większy. Przede wszystkim – i tutaj małe zaskoczenie – mają one kluczowe znaczenie dla władzy, elit politycznych i tych, którzy podejmują strategiczne i finansowe decyzje w kraju. Sytuacja taka ma miejsce nie tylko w Polsce, dotyczy bowiem wszystkich krajów na świecie.
Pod koniec tego roku zbliżymy się do kwoty tysiąca pięciuset miliardów złotych (1,5 bln) długu całego sektora finansów publicznych. Oczywiście tego zaciąganego w ramach budżetu państwa i bud żetów samorządowych. Dług zaciągany poza budżetem to temat na odrębny artykuł.
Ta kwota dla normalnie żyjącego i pracującego człowieka jest tak samo abstrakcyjna jak wskaźnik długu czy wskaźnik inflacji. Tablica informująca o zadłużeniu państwa już znikła ze skrzyżowania Marszałkowskiej i Alei Jerozolimskich, a próby uświadomienia społeczeństwu istniejącego zagrożenia zakończyły się niepowodzeniem. W dobie kryzysów migracyjnych, finansowych, pandemii, wojny i inflacji mało interesuje nas, skąd się wezmą pieniądze na kolejne rządowe „plusy”, obiecywane kolejne dodatkowe emerytury czy wydatki na dozbrojenie kraju. To zadaniem władzy jest zapewnić środki na wszystko. A ta, jeśli można pożyczyć, to pożycza. Ba, jeszcze niedawno premier i prezes NBP zapewniali, że pieniędzy mamy w bród (oczywiście mówili o pieniądzu publicznym).
Reklama
Prawdą jest, że zadłużenie ma służyć społeczeństwu i rozwojowi kraju. Ale każdy polityk wypowiadający się w tych sprawach czy podejmujący decyzje powinien brać pod uwagę perspektywę przyszłych warunków podejmowania decyzji finansowych w państwie, nie tylko w zakresie kosztów zadłużenia, możliwości dalszego zadłużania oraz ryzyka spłaty i refinansowania.
Geneza obecnego wzrostu inflacji jest złożona. Jest ona zawiniona nie tylko przez wojnę w Ukrainie i blokadę energetyczną. To także nieodpowiedzialna polityka monetarna i fiskalna ostatnich lat. Truizmem będzie stwierdzenie, że obecna i przewidywana sytuacja polityczna i militarna wzmaga także niepewność w gospodarce. Wielkość ryzyka plus nieudolna polityka fiskalna przyczyniają się do podsycania inflacji. Wzrost stóp procentowych, stanowiący tego konsekwencję, przekłada się na oprocentowanie pożyczek i kredytów, a także obligacji skarbowych. W efekcie kilkudziesięciomiliardowy coroczny koszt (odsetki) przyszłego zadłużenia wzrośnie. Spróbujmy zatem uporządkować te zależności.
Dług publiczny rośnie w wyniku wzrostu deficytu, ten zaś jest rezultatem:
nieracjonalnej i nieefektywnie prowadzonej polityki wydatków publicznych, gdzie dawno zapomniano o oszczędnym gospodarowaniu groszem publicznym;
braku przemyślanej, dalekowzrocznej polityki wsparcia socjalnego grup społecznych najbardziej narażonych na pogorszenia warunków życia (zakres zubożenia społeczeństwa systematycznie rośnie). Polityka rozdawnictwa, pisowskich plusów zaowocuje w końcu wielkim minusem, który przyjdzie nam spłacać przez wiele lat; inflacji, która działa w obie strony: zwiększa wpływy z podatków, ale też bardziej rozkręca wydatki budżetowe, to zaś skutkuje podniesieniem wydatków w przyszłych latach (spłata długu i wzrost kosztów oraz ryzyka refinansowania zadłużenia); nieprzemyślanej i szkodliwej dla Polski polityki konfliktu z UE, blokując wpływy z budżetu Unii.Narzędzia ograniczenia spirali inflacyjnej leżą głównie po stronie rządu i NBP. Dalsza proinflacyjna polityka fiskalna – przy braku wiarygodnych działań banku centralnego – skutkuje pogłębianiem się kryzysu i dalszym wzrostem deficytu i długu publicznego. To sprzężenie będzie się wzmagać, dopóki nie będzie działań w obu kierunkach – ograniczenia deficytu oraz hamowania inflacji i wzrostu stóp.
Do znudzenia można wskazywać błędy popełniane przez polityków i ekipę rządzącą kierującą się własną pokrętną logiką polityczną stawianą wyżej niż prawa ekonomii czy elementarne błędy w zarządzaniu środkami publicznymi powodujące bałagan rodem z gospodarki niedoborów.
Warte skomentowania jest stwierdzenie, że w rezultacie wywołanego inflacją spadku wartości pieniądza spada też realna wartość spłacanego obecnie długu. Często mówi się o tym, że inflacja zjada dług, zapominając, że dług, obecnie zaciągany po wyższych stopach, w przyszłości będzie wiązał się z wyższymi kosztami.
Nadal pozostaną dylematy związane z deficytem i długiem trudne do jednoznacznego rozstrzygnięcia. Czy zwiększać deficyt i zadłużenie w imię ponoszenia zwiększonych wydatków na obronność, czy dofinansować od wielu lat niedoinwestowaną opiekę zdrowotną i edukację, utrzymanie strategicznych inwestycji, czy podnieść wydatki na administrację? Tu jednak konieczna byłaby wizja, przemyślana koncepcja wyjścia z obecnej kryzysowej sytuacji, a nie kierowanie się horyzontem podyktowanym przez kalendarz wyborczy.
Politycy, mnożąc kolejne deklaracje i obietnice polityczne czynione kosztem przyszłych zobowiązań, winni mieć świadomość tego, że zawsze mogą nadejść takie czasy, kiedy każde następne zobowiązania będą obarczone większym ryzykiem dojścia do ściany. ©℗