Zapytałem reprezentację małopolskich piekarzy, dlaczego bochenek dobrego chleba kosztuje już ponad 10 zł, czyli o jedną trzecią więcej niż rok temu. Na pierwszych miejscach wymienili bez wahania:

  • ceny gazu ziemnego
  • ceny paliw płynnych i energii 
  • szalony (zeszłoroczny) wzrost cen surowców, w tym mąki i ziaren zbóż; te ostatnie stały się, jak wiemy, sprawą wagi państwowej o ogromnym znaczeniu geopolitycznym – nasz rynek został zalany przez towar z Ukrainy. Polski rolnik zareagował buntem, a rząd odpowiedział na ów (groźny dla władzy, bo wiejski) bunt późnym i kontrowersyjnym embargiem
  • niehamowaną, a może nawet nakręcaną przez państwo spiralę inflacyjną, która prowadzi do ogromnego wzrostu kosztów pracy
  • piekielnie absorbujący, a więc i kosztowny chaos prawny po wprowadzeniu Polskiego Ładu
  • radykalne (nawet 100-procentowe) podniesienie przez państwo i samorządy danin i innych obciążeń; często coś nie nazywa się podatkiem, tylko np. „składką na NFZ”, a de facto nim jest.

Wszystkie te rzeczy znajdziecie w banalnej kromce chleba.

Reklama

Gaz, olej i kromka

W większości miast w Polsce właściciele piekarń już dawno przestawili się z węgla na gaz ziemny. Jak wiemy, w pierwszych tygodniach po zbrodniczej rosyjskiej napaści na Ukrainę i odcięciu Europy od dostaw ze Wschodu, paliwo to zdrożało do poziomów monstrualnych: w dniu rosyjskiego ataku - za megawatogodzinę płaciło się na holenderskiej giełdzie TTF 128 euro, a w szczytowym momencie, w sierpniu 2022 r., już 350 euro, czyli ponad 1600 zł.

Chwała Opatrzności, nasz odziany w polarek zachodni Santa Claus wygrał z ichnim zafutrzonym Diedem Morozem i przetrwaliśmy zimę z nadwyżkami błękitnego paliwa w europejskich magazynach. Wczesna wiosna okazała się na południu Europy wręcz upalna (ponad 30 stopni w Sewilli; ach, gdyby można było importować ciepło z Hiszpanii!), więc w 2023 r. ceny spadły. W kontraktach na kwiecień 2023 r. za MWh gazu trzeba było zapłacić już tylko jakieś 40 euro, czyli 185 zł.

W Polsce miłościwie (?) panujący nam główny dostawca obniżył w połowie marca tego roku stawki dla firm o 55 procent – z 793 do 353 zł za MWh. Cena dla gospodarstw domowych i tzw. podmiotów wrażliwych wynosi nieco ponad 200 zł netto, co z podatkami daje 246 zł. Łatwo zauważyć, że nawet dla gospodarstw domowych (oraz tzw. odbiorów wrażliwych, w tym szpitali i szkół) cena gazu jest obecnie wyższa od światowej, a dla firm – nawet dwa razy wyższa; można się pocieszać, że w szczytowym momencie cenowego szaleństwa na giełdach była jednak sporo niższa od globalnej oraz tłumaczyć sobie, że do końca nie wiadomo, co wydarzy się dalej (czy przed kolejnym sezonem ceny znów nie wystrzelą?), więc nasz dominujący dostawca musi mieć pole manewru na przyszłość. Przyjmijmy to założenie z całym dobrodziejstwem (i wadami) inwentarza.

Trzymając w ręku kromkę chleba, musimy być świadomi, że to od polityki państwa zależy w dużej mierze, czy będziemy mieli niższe ceny gazu i energii raczej dla domów (jak w Polsce), czy raczej dla przedsiębiorców (jak w Niemczech). Pierwsze rozwiązanie pomaga zachować spokój społeczny (czytaj: poparcie dla troskliwej władzy), drugie – wzmacnia konkurencyjność gospodarki. Większości konsumentów/wyborców umyka przy tym fakt, że jeśli piekarz dostanie dziesięciokrotnie wyższy rachunek za gaz, to „spokojny społecznie” konsument tańszego (bo „tylko” dwa razy droższego niż dotąd) gazu dla gospodarstw domowych - zapłaci słono za chleb… No, ale obwini o to piekarza-prywaciarza, nie władzę… To jest zapewne clou obecnej „polityki energetycznej”.

Polscy piekarze, m.in. za moim pośrednictwem, od jesieni zeszłego roku apelowali do rządu o objęcie ich preferencyjnymi stawkami na gaz ziemny, bo kolejne rodzinne firmy, w tym te z wieloletnią tradycją, zaczęły upadać, utraciwszy płynność i całe oszczędności pokoleń. Spełnienia postulatu doczekali się dopiero teraz: od 1 kwietnia cena dla piekarni spadła do nieco ponad 200 zł za MWh (czyli tego, co płacą gospodarstwa domowe oraz szpitale i szkoły); przypomnijmy, że w tym czasie ceny na giełdzie w Holandii obniżyły się z 1600 zł do 185 zł za MWh.

Problem w tym, że przytłaczająca większość piekarń musiała przez niemal trzy kwartały wypiekać chleb przy użyciu horrendalnie drogiego gazu. I rozwozić go autami spalającymi rekordowo drogi olej napędowy. W 2020 r. cena ON na stacjach w Polsce wynosiła średnio 4,43 zł (baryłka ropy BRENT kosztowała wówczas ok. 40 dol.), w 2021 r. – 5,35 zł (cena baryłki przekroczyła 70 dol.), a w 2022 – 7,19 zł (chwilami ponad 8 zł; cena baryłki przebiła 100 dol.). Teraz to jest ok. 6,80 zł, czyli o połowę więcej niż w 2020 r. (a cena BRENT to 85 dol.)

Na kryzys energetyczny nałożył się w drugiej połowie 2022 r. dramat na rynku zbóż – spowodowany, jak się okazuje, nie tylko wojną w spichlerzu Europy (i Afryki), ale i gigantyczną spekulacją na globalnych rynkach; dosłownie kilka funduszy, obracając de facto elektronicznymi zapisami, wzbogaciło się w krótkim czasie o miliardy dolarów. Dla polskiego piekarza efekt był taki, że o ile jesienią 2020 r. tona mąki pszennej luzem kosztowała ok. 1500 zł, a w 2021 – 1900 zł, to w 2022 r. dobiła do 2800 zł – była zatem o ponad 80 proc. wyższa niż dwa lata wcześniej. W połowie kwietnia 2023 tonę mąki luzem można było w Polsce kupić za mniej niż 1500 zł. Ale - znowu – wcześniej, przez wiele miesięcy, piekarze używali horrendalnie drogiego surowca w piecach opalanych horrendalnie drogim gazem i rozwozili swe produkty autami napędzanymi horrendalnie drogim paliwem.

Trudno nie zauważyć, że wszystkie wymienione tu obszary są pod kontrolą naszego rządu (a europejski rynek produktów rolnych, w tym zbóż, pod okiem unijnego komisarza wywodzącego się z tego samego obozu politycznego). Podobnie jak wytwarzanie i dystrybucja energii elektrycznej (którą oświetlane są piekarnie i sklepy z pieczywem) oraz wydobycie i import węgla, z którego produkowany jest prąd. Czy dla Polek i Polaków coś z tej kontroli wynika – poza wymuszonymi przez związki zawodowe 42-procentowymi podwyżkami płac u górników i energetyków?

Państwo, monopol i kromka

Większość kosztów, jakie (prywatny) przedsiębiorca musi ponieść w związku z działaniami lub zaniechaniami władzy państwowej i samorządowej, znajdziemy w tej kromce chleba. Gdy na nią spojrzymy, z łatwością dostrzeżemy też coś, co jest równie pewne, jak śmierć - czyli podatki oraz wielokrotnie analizowane i udowodnione przez ekonomistów skutki monopolu.

Nasz rząd, łącząc zasoby, stara się budować potężny koncern paliwowo-energetyczny, mogący skutecznie konkurować z innymi w tej części świata. Również zasoby związane z wytwarzaniem energii elektrycznej i wydobyciem węgla zostały scentralizowane i poddane ścisłej kontroli władzy państwowej. Priorytetem jest tu wykreowanie „narodowego championa” (lub narodowych championów – trochę na kształt koreańskich czeboli), odgrywającego kluczową rolę w Europie Środkowej.

Ten kij ma jednak, jak każdy, dwa końce. Na jednym są sny o potędze i dobrostany partyjnych nominatów piastujących przeróżne Bardzo Ważne Funkcje, a na drugim – prozaiczne interesy odbiorców paliw i energii. W tym piekarzy i ich klientów. Oni wszyscy codziennie głowią się, jak dużą rentę za tężejący państwowy monopol powinni płacić jako patrioci wspierający rozwój swojego państwa.

Wielu przedsiębiorców coraz częściej zadaje to pytanie. I bliźniacze: czy państwo powinno ich traktować w sposób szczególny i na różnych polach wspierać, czy raczej im nie przeszkadzać?

Patrząc na tę kromkę, zdecydowanie warto sobie przypomnieć, że państwo nie ma żadnych własnych pieniędzy. W zamian za tworzenie odpowiednich warunków do naszego życia, także do prowadzenia działalności gospodarczej, pobiera od nas lwią część dochodów – by je potem dystrybuować wedle swoich wyobrażeń, idei, celów. Urwijcie połowę kromki - to mniej więcej tyle.

Ile się przy okazji ukruszy – to inna sprawa. Podobnie jak to, czy ten chleb będą wytwarzać prywatni piekarze, czy może lepiej zrobi to samo państwo. Już tak w przeszłości było, niektórzy Czytelnicy pamiętają efekty. Zadaję to pytanie nie bez przyczyny, bo w pewnych obszarach gospodarki – z racji społecznych lub strategicznych - państwo i samorządy próbują wyręczyć lub wręcz z założenia zastępują prywatny biznes. Czy słusznie i czy z dobrym skutkiem?

Na te i inne pytania o rolę państwa i samorządów w gospodarce staraliśmy się odpowiedzieć podczas czwartkowego INFORum Gospodarczego w Krakowie, zorganizowanego przez Dziennik Gazetę Prawną i Forsal.pl w ścisłej współpracy z czołowymi organizacjami przedsiębiorców, instytucjami otoczenia biznesu, doradcami podatkowymi, radcami prawnymi, naukowcami, ekspertami. Dyskutowaliśmy w nadziei, że do debaty publicznej przebiją się kwestie ważne, a nie partyjne wrzutki służące wyłącznie temu, by nas dzielić i nami rządzić.

Obszerna relacja z Inforum już w poniedziałek.