Pod koniec kwietnia minister Habeck zapowiedział w Kilonii potrzebę budowy nowej sieci przesyłowej, przeznaczonej wyłącznie do transportu zielonego wodoru. – Obecnie rozmawiamy z operatorami sieci gazowej i projektujemy „autostradę wodorową” – powiedział, dodając, że bardziej konkretne plany w tym zakresie zostaną podane do wiadomości publicznej przed wakacjami. Zapowiedział też, że pierwsze aukcje na moce w źródłach odnawialnych mają się odbyć do końca 2023 roku.

Możliwości wytwarzania zielonej energii elektrycznej są w Niemczech ograniczone

Niemcy już teraz zaplanowali konkretne rozwiązania prawne, które mają przyspieszyć rozwój gospodarki wodorowej. W myśl nowelizacji ustawy o odnawialnych źródłach energii, paliwo to ma być traktowane ulgowo w zakresie opodatkowania, dzięki czemu jego produkcja ma być bardziej opłacalna. Nasi zachodni sąsiedzi liczą, że zastosowanie znajdą tu elektrolizery zainstalowane przy morskich farmach wiatrowych w niemieckiej wyłącznej strefie ekonomicznej.

Reklama

Zgodnie z założeniami niemieckiej strategii wodorowej, do 2030 roku ma powstać w sumie 10 GW mocy w OZE, których przeznaczeniem ma być produkcja zielonego wodoru. Umowa koalicyjna rządu koalicji SPD, Zielonych i FDP zakłada przeznaczenie w przyszłości 2 proc. powierzchni kraju na rozwój energetyki wiatrowej. Jednak, jak zauważa ekspertka BiznesAlert.pl Aleksandra Fedorska w rozmowie z Dziennikiem Gazetą Prawną, możliwości wytwarzania zielonej energii elektrycznej są w Niemczech ograniczone, dlatego nawet w zoptymalizowanych warunkach Niemcy będą musiały w przyszłości pokrywać dużą część zielonego wodoru importem. – Import wodoru będzie miał kluczowe znaczenie, jeśli Niemcy nadal będą chciały kontynuować Energiewende w przemyśle. Bez wodoru nie ma możliwości magazynowania energii pochodzącej z odnawialnych źródeł energii, ani zastąpienia gazu ziemnego – ocenia. Z drugiej strony plany rządu federalnego dotyczące importu wodoru z państw rozwijających się były przedmiotem krytyki ze strony aktywistów klimatycznych – import zielonego wodoru z państw rozwijających się, gdzie energia elektryczna, która często bywa towarem deficytowym, przeznaczana byłaby do produkcji wodoru, który potem transportowany byłby do jednego z najbogatszych krajów świata, nazywają „kolonializmem energetycznym” – zwłaszcza, że według założeń rządu od 50 do 70 proc. wodoru ma pochodzić z importu.

Polska jest jednym z wiodących producentów wodoru

Tymczasem Polska jest jednym z wiodących producentów wodoru – 5. miejsce na świecie i 3. miejsce w Europie – lecz nadal jest to tzw. szary wodór, czyli wytwarzany przy wykorzystaniu paliw kopalnych, a w procesie produkcyjnym uwalniany jest dwutlenek węgla. Ponadto wykorzystywany jest on w głównej mierze w produkcji przemysłowej, zatem wykorzystanie go w transporcie osobowym i zbiorowym dopiero raczkuje, bardziej odległą perspektywą jest jego zastosowanie w elektroenergetyce i ciepłownictwie. Do 2025 roku w kraju ma powstać 50 MW mocy w źródłach odnawialnych, które przeznaczone będą do produkcji zielonego wodoru; do 2030 roku mają się one rozrosnąć do 2 GW. Istotnym elementem polskiej strategii wodorowej są inwestycje w transport zbiorowy - do 2050 roku po Polsce ma jeździć 100-250 autobusów o napędzie wodorowym, do 2030 roku ich liczba ma wzrosnąć do 800-1000. Planowana jest także trasa przesyłu wodoru z północy na południe kraju, podobnie jak w Niemczech zwana „autostradą wodorową”, lecz w przeciwieństwie do niej cały czas pozostaje ona w fazie koncepcyjnej.

Skala ambicji przy rozbudowie mocy do produkcji wodoru przemawia zatem na korzyść Niemiec, co będzie miało wymierne skutki nie tylko dla polityki klimatycznej jako takiej – cała sprawa ma również wymiar geopolityczny, ponieważ ambicje i postęp strategii wodorowych przełożą się na spadek popytu na ropę, węgiel i gaz, co z kolei pozwoli zmniejszyć zależność gospodarczą Europy chociażby od grupy OPEC+, zwiększając jej bezpieczeństwo energetyczne.