Biedronka zapowiada ciąg dalszy wojny cenowej

Wojna cenowa sieci dyskontowych, którą możemy od kilku tygodni obserwować może zostać z nami na dłużej – do takiego wniosku można dojść, czytając publikację spółki Jeronimo Martins z wynikami finansowymi za ubiegły rok. Spółka, która jest w Polsce właścicielem między innymi sieci Biedronka pisze, że spodziewa się w tym roku spadku cen żywności, a to oznacza, że wzrost przychodów będzie można osiągnąć tylko poprzez wzrost wolumenów sprzedaży. To zaś, jak twierdzi, oznacza zwiększenie konkurencji pomiędzy sieciami. Generalnie w dokumencie jest dość sporo sugestii, że sieć będzie skupiać się na wzroście sprzedaży nawet kosztem swojej marży, a nie odwrotnie, co dla konsumentów jest świetną wiadomością.

W innym miejscu sprawozdania można przeczytać, że ze swoją rozpoznawalnością, skutecznym modelem biznesowym i solidnymi finansami Biedronka jest dobrze przygotowana na to, aby działać w środowisku bardziej intensywnej konkurencji. Spółka uprzedza też, że przez zwiększoną konkurencję, w otoczeniu spadających cen żywności i jednocześnie rosnących kosztów działalności (chociażby dużego wzrostu płacy minimalnej) możliwe, że w tym roku marża zysku operacyjnego EBITDA „ucierpi bardziej, niż w 2023 r.”

Reklama

W ubiegłym roku Biedronka zanotowała spadek tej marży do 8,5 proc. z 8,8 proc. w 2022 r. Jej przychody urosły o 22,3 proc. do 21,5 mld euro, a zysk EBITDA urósł o 19,4 proc. do 1,84 mld euro. Ze sprawozdania wynika, że Biedronka w ubiegłym roku odpowiadała za 70 proc. sprzedaży i 85 proc. zysku operacyjnego całego Jeronimo Martins, które działa też w Portugalii i w Kolumbii z innymi markami.

NBP prognozuje niższą inflacje i szybszy wzrost gospodarczy

Rada Polityki Pieniężnej zostawiła stopy procentowe w Polsce bez zmian. Ta główna nadal wynosi 5,75 proc. Żadnej innej decyzji chyba nikt się nie spodziewał. W komunikacie po posiedzeniu mowa jest natomiast o kluczowych danych z nowej projekcji inflacyjnej NBP, która nie została jeszcze opublikowana w całości. Wynika z niej, że wg prognoz NBP inflacja średnioroczna powinna w tym roku spaść do przedziału 2,8 – 4,3 proc., w przyszłym być w przedziale 2,2 – 5 proc., a w roku 2026 być pomiędzy 1,5 proc. a 4,3 proc. Wyliczając środki tych przedziałów dostajemy inflację w kolejnych trzech latach na poziomach: 3,55 proc., 3,6 proc. i 2,9 proc. W poprzedniej projekcji z listopada te środki przedziałów wynosiły 4,7 proc. i 3,75 proc. dla lat 2024 i 2025. Prognozy dla 2026 roku wtedy jeszcze nie było.

Generalnie więc NBP dość wyraźnie obniżył swoje prognozy. Jednocześnie podniósł prognozy wzrostu gospodarczego. PKB w tym roku ma rosnąć o 3,5 proc., a w przyszłym o 4,25 proc., zaś w 2026 o 3,25 proc.

Treść komunikatu po posiedzeniu, oraz nowe prognozy ożywienia gospodarczego zostały dość powszechnie zinterpretowane przez analityków i ekonomistów, jako raczej nie dające szans na obniżki stóp procentowych w najbliższych miesiącach.

Warto też pamiętać, że NBP wyliczył swoje prognozy opierając się na założeniu, że rząd nie wycofa się i będzie utrzymywać zarówno zerowy VAT na żywność, jak i zamrożone ceny prądu i gazu. Bez tych założeń inflacja z pewnością byłaby w projekcji wyższa. Dziś o 15:00 konferencja prasowa prezesa NBP, Adama Glapińskiego, być może więc usłyszymy więcej szczegółów o tym, jak będzie wyglądać w tym roku polityka pieniężna w Polsce.

Znowu rekord ceny złota

Rynek bitcoina po pobiciu nowego rekordu wszech czasów wpadł praktycznie natychmiast w korektę i spadł o kilka procent, za to seria rekordów ciągle trwa w przypadku złota. Po osiągnięciu we wtorek 2150 dolarów, a w środę 2160 dolarów za uncję, dziś w nocy cena dotarła już do 2168 dolarów. Oznacza to, że od początku roku złoto podrożało już o 4,4 proc., zaś w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy o 15,9 proc.

Od dołka notowań z 2015 roku, kiedy złoto kosztowało mniej niż 1050 dolarów, jego wartość w niecałe 10 lat się podwoiła.

ikona lupy />
Kurs złota / Forsal.pl / Rafał Hirsch

Historycznie rzecz biorąc złoto zwykle drożeje wtedy, kiedy spadają realne stopy procentowe w Stanach Zjednoczonych. Taką sytuację możemy mieć wkrótce, jeśli zgodnie z oczekiwaniami rynkowymi stopy procentowe w Stanach zaczną spadać i proces ten będzie postępować szybciej niż dalszy spadek inflacji.

Szef Fed mówi o obniżkach stóp procentowych

O możliwości obniżenia stop w Stanach mówił w środę szef Rezerwy Federalnej Jerome Powell, kiedy występował przed jedną z komisji w Izbie Reprezentantów. Wypowiadał się jednak na ten temat bardzo ostrożnie, mówiąc, że „jeśli gospodarka będzie się zachowywać zgodnie z oczekiwaniami, to prawdopodobnie będzie odpowiednie zacząć zmniejszać restrykcyjność polityki pieniężnej w którymś momencie w tym roku”.

Powell od razu jednak dodał, że perspektywę gospodarcze są niepewne, a spadek inflacji do celu, czyli do poziomu 2 proc. nie jest zagwarantowany. Doprecyzował też, że Fed nie uważa, że byłoby na miejscu obniżać stopy procentowe, do momentu w którym nie zyska większego przekonania co do tego, że inflacja faktycznie, w sposób trwały schodzi w stronę 2 proc.

Inwestorzy na rynkach finansowych woleli jednak skupić się na tym, że Powell generalnie mówi o nadchodzących obniżkach i w efekcie dolar na rynkach globalnych nieco się osłabił. Kurs euro do dolara pierwszy raz od stycznia przekroczył poziom 1,09. Trochę pomogły w tym też publikowane w środę, lepsze od oczekiwań dane na temat niemieckiego eksportu, które z kolei nieco umocniły walutę europejską.

Dziś przed nami zakończenie trwającego posiedzenia Europejskiego Banku Centralnego. Tutaj też, podobnie jak w Polsce, nikt nie oczekuje zmian poziomu stóp procentowych, ale rynek będzie czekał na jakiekolwiek sygnały dotyczący dalszych ruchów EBC w czasie konferencji prasowej szefowej banku Christine Lagarde. Co ciekawe, będzie ona się odbywać w tym samym czasie, co konferencja Adama Glapińskiego w Warszawie.

Złoty się umacnia, frank szwajcarski najtańszy od 2022 roku

To, co będą mówić Lagarde i Glapiński z pewnością będzie mogło mieć wpływ na notowania złotego. Na razie jednak warto odnotować, że złoty znów jest silny. W środę kurs euro nawet na pewien czas zszedł minimalnie poniżej poziomu 4,30 zł. Dolary zaś potaniały o 3 grosze i były najtańsze od początku stycznia. Teraz utrzymują się poniżej 3,95 zł.

Najbardziej efektowny ruch widać jednak w notowaniach franka szwajcarskiego. W tym przypadku kurs na pewien czas zszedł poniżej poziomu 4,47 zł i był wtedy najniżej od czerwca 2022 roku. Tutaj mamy do czynienia nie tylko z siłą złotego, ale i z wyraźną ostatnio słabością waluty szwajcarskiego. Tu też chodzi głównie o stopy procentowe i o to, co się może z nimi stać w niedalekiej przyszłości.

ikona lupy />
Kurs franka szwajcarskiego / Forsal.pl / Rafał Hirsch

Po bardzo wyraźnym spadku inflacji w Szwajcarii, rynek coraz śmielej obstawia, że szwajcarski bank centralny zacznie obniżać swoje stopy procentowe już w tym miesiącu, czyli szybciej niż Fed i szybciej niż EBC. Taka obniżka to perspektywa obniżenia oprocentowania aktywów finansowych w danej walucie (np. lokat bankowych, albo obligacji), stąd więc dyskontując zmniejszoną atrakcyjność tych aktywów, waluty te zwykle tracą nieco na wartości.

Widać to wyjątkowo dobrze zwykle w parze z walutą, w przypadku której obniżki stóp są zdecydowanie mniej prawdopodobne. Dokładnie taką sytuację mamy dzisiaj z frankiem szwajcarskim z jednej strony i naszym złotym z drugiej strony i dlatego frank nagle jest najtańszy od półtora roku.