Wim Naudé i Paula Nagler przygotowali pracę The Rise and Fall of German Innovation, czyli Wzrost i upadek niemieckich innowacji. Analizują w niej politykę i historię innowacji w Niemczech, w szczególności szukają przyczyn spadku liczby nowych technologii pochodzących od naszych zachodnich sąsiadów.

Naukowcy zauważają, że mało kto zdaje sobie sprawę, iż Niemcy nie są już tak innowacyjni jak kilkadziesiąt lat temu. Coraz większy eksport z tego kraju sprawia, że PKB rośnie wystarczająco szybko. Jednak kryzys związany z epidemią koronawirusa prawdopodobnie utrudni sprzedawanie towarów za granicą, a więc nasi zachodni sąsiedzi bardziej odczują skutki malejącego tempa innowacji w ich kraju.

Od lat 60. i 70. badania naukowe w Niemczech przynoszą coraz słabsze rezultaty. Na przykład odsetek przyznanych patentów spadł z 19 500 w 1985 r. do 16 367 w 2018 r. I to pomimo tego, że wniosków o przyznanie patentów było znacznie więcej: 44 382 w 1985 r. i 67 898 w 2018 r. Oczywiście, ktoś mógłby stwierdzić, że liczba przyznanych patentów nie jest dobrą miarą innowacyjności, bo patentów może być mniej, ale mogą być lepsze. Dlatego autorzy pokazują, że w latach 80. niemiecki patent miał przeciętnie o 14 proc. mniej cytowań niż amerykański. W latach 90. różnica wynosiła już 30 proc. a na początku XXI w. 41 proc.

Ten spadek był silniejszy niż w przypadku patentów z Wielkiej Brytanii i Japonii. Co więcej, na przykład z 20 najważniejszych patentów w nanotechnologii od lat 70. żaden nie należał do firmy niemieckiej. Wśród 1000 globalnych firm przemysłowych z branży robotyki i automatyzacji tylko 4 proc. to firmy niemieckie, 42 proc. to spółki ze Stanów Zjednoczonych, a 30 proc. z Japonii. Powstaje pytanie: dlaczego Niemcy nie są tak innowacyjni jak kilkadziesiąt lat temu?

Reklama

Autorzy twierdzą, że nie ma bodźców, by tworzyć nowe branże. W niemieckim indeksie największych firm DAX tylko dwie spółki założono po 1970 r. Zamiast tego Niemcy „okopali się” w tradycyjnych sektorach z przełomu XIX i XX w., w których mają silną pozycję na świecie – takich jak przemysł samochodowy, maszynowy, elektryczny czy chemiczny.

Naukowcy zauważają, że strategia wielu gigantów za Odrą polega na pracowaniu głównie nad takimi innowacjami, które utrudniają konkurencji wejście do ich branży. W pracy Naudé i Naglera znajdziemy też ciekawą historię niemieckiej drogi do bogactwa przez innowację. Jeszcze w 1860 r. Niemcy miały mniejszą produkcję przemysłową niż Wielka Brytania, Stany Zjednoczone, Francja, a nawet Indie, Chiny i Rosja. Sto lat później nasi zachodni sąsiedzi byli już jednym ze światowych liderów w przemyśle. Jak do tego doszło?

Otóż już w 1800 r. w Niemczech istniało około 270 stowarzyszeń czytelniczych. Prusy i Saksonia należały do regionów z najwyższym na świecie odsetkiem mieszkańców umiejących czytać i pisać (dla porównania w 1750 r. czytać i pisać umiało prawie 40 proc. Niemców i 5 proc. Polaków). Akademik Wilhelm von Humboldt wymyślił koncepcję uniwersytetu jako instytucji, w której prowadzi się badania naukowe mające praktyczne zastosowanie w gospodarce. Nazywano to „industrializacją odkrycia”.

W 1887 r. poczyniono pierwsze kroki w kierunku utworzenia państwowej sieci laboratoriów badawczych. Pionierem w tej dziedzinie był inżynier przedsiębiorca Werner von Siemens (w 1847 r. założył firmę Siemens und Halske, która produkowała jedne z pierwszych na świecie telegrafów i de facto zapoczątkowała nowoczesny przemysł komunikacyjny). Stworzono samonapędzającą się machinę gospodarczą.

Badania w państwowych instytutach i na uniwersytetach prowadziły do odkryć, dzięki którym powstawały potężne globalne firmy przemysłowe. Było je stać na to, by zakładać kolejne prywatne laboratoria i prowadzić w nich badania naukowe finansowane z prywatnych środków.

Niemieckie rządy płaciły także za stworzenie ogólnokrajowej sieci kolejowej. Nie tylko ułatwiła ona handel i przemieszczanie się po kraju, lecz także stworzyła popyt na stal, silniki, maszyny i węgiel. W rezultacie Niemcy stały się największym na świecie eksporterem maszyn. Od połowy XIX w. do 1913 r. PKB na obywatela rósł średnio o 15 proc. w ciągu dekady, a produkcja przemysłowa o 37 proc.

Nieskuteczna walka z plastikiem

Tatiana Homonoff, Lee-Sien Kao, Javiera Selman i Christina Seybolt opracowali analizę Skipping the bag: the intended and unintended consequences of disposable bag regulation, czyli Zamierzone i niezamierzone skutki regulacji dotyczących jednorazowych toreb reklamowych. Zwracają w niej uwagę, że rządy często tworzą regulacje, które nie tylko nie rozwiązują problemu, ale wręcz go zwiększają.

Przykładowo sieć kawiarni Starbucks, by chronić środowisko naturalne, przestała dodawać plastikowe słomki do napojów, a zamiast tego przeprojektowano plastikowe przykrycie kubka. Jednak okazało się, że jego produkcja wymaga więcej plastiku niż wcześniej wieczko i słomka.

W 2015 r. w Chicago najpierw zakazano używania bardzo cienkich foliowych jednorazówek. Sklepy zaczęły rozdawać torby grubsze, chętnie wykorzystywane przez klientów, którzy byli bardzo mocno przyzwyczajeni do pobierania darmowych toreb ze sklepu. W 2017 r. zarządzenie z 2015 r. unieważniono, a następnie zastąpiono je 7-centowym podatkiem od wszystkich reklamówek, zarówno papierowych, jak i plastikowych, bez względu na ich grubość.

Naukowcy sprawdzili wpływ powyższych przepisów na korzystanie z toreb. Okazuje się, że gdy obowiązywał zakaz używania cieńszych jednorazówek, aż 82 proc. klientów sklepów w Chicago mimo wszystko korzystało z udostępnianych darmowych reklamówek, które były zrobione z grubszego plastiku.

Kiedy natomiast wprowadzono podatek obejmujący wszystkie torby, ich wykorzystanie spadło o 33 punkty procentowe. Naukowcy zwracają uwagę, że zakaz produkcji cienkich torebek zwiększył problem, ponieważ do produkcji grubszych używano pięć razy więcej plastiku.

Aleksander Piński