Autor powołuje się w publikacji (jej polski tytuł to „Wiek niepokoju. Jak powiązania powodują konflikt”) na pracę „The Impact of UN and US Economic Sanctions on GDP Growth” („Wpływ sankcji ekonomicznych ONZ i USA na wzrost PKB”) autorstwa Matthiasa Neuenkircha i Floriana Neumeiera. Przeanalizowali oni dane dotyczące sankcji ekonomicznych nałożonych przez USA i ONZ na 68 krajów w latach 1976–2012.

Okazuje się, że takie działania mają statystycznie i ekonomicznie istotny wpływ na gospodarki. Sankcje ONZ zmniejszają wzrost PKB na obywatela średnio o 2,3–3,5 punktu procentowego i ten efekt jest odczuwalny przez 10 lat. Pełne sankcje ONZ, czyli takie, które obejmują prawie wszystkie rodzaje aktywności ekonomicznej, potrafią zredukować wzrost PKB per capita o więcej niż 5 punktów procentowych. Z kolei wpływ sankcji nakładanych przez USA jest znacznie mniejszy. Zmniejszają one wzrost PKB w objętym nimi kraju o 0,5–0,9 punktu procentowego i ten efekt może się utrzymywać nawet przez siedem lat.

Sankcje, szczególnie nakładane przez ONZ, mogą więc poważnie ograniczyć, a nawet zatrzymać wzrost PKB. Czy jednak są skuteczne w osiąganiu swoich celów? Z innych badań wynika, że jeżeli celem jest zmiana rządów, udaje się to w tylko w ok. 30 proc. przypadków (co widać chociażby po nieskuteczności amerykańskich sankcji nałożonych na Kubę).

Reklama
Jeżeli celem sankcji jest zmiana rządów, to udaje się to w tylko w 30 proc. przypadków.

Mniej radykalne cele, na przykład żądanie wypuszczenia więźniów politycznych, udaje się osiągnąć w połowie przypadków. O skuteczności sankcji przekonał się już przywódca Rosji Władimir Putin. Autor opisuje, jak w listopadzie 2015 r. Turcja zestrzeliła rosyjski bombowiec Su-24M, który naruszył przestrzeń powietrzną tego kraju. Chodziło o to, że podczas wojny domowej w Syrii Rosja tuż przy granicy tureckiej bombardowała grupy rebeliantów wspieranych przez Ankarę. Tureccy wojskowi wielokrotnie protestowali przeciwko tym działaniom. Bez efektu. Dlatego kiedy rosyjski samolot wojskowy naruszył turecką przestrzeń powietrzną, prezydent kraju Recep Tayyip Erdoğan stracił cierpliwość i polecił go zestrzelić. Zdjęcia wraku samolotu pokazywane w rosyjskim internecie i w telewizji budziły oburzenie. Coraz więcej osób domagało się reakcji i zemsty. Demonstranci obrzucali kamieniami i jajkami ambasadę turecką w Moskwie, a w rosyjskiej telewizji popularny gospodarz politycznego show porównał incydent z zabójstwem arcyksięcia Ferdynanda w Sarajewie w 1914 r., które stało się pretekstem do wybuchu I wojny światowej.

Jaka była reakcja Putina? Podpisał dekret zatrzymujący import owoców i warzyw z Turcji. Zakazał lotów czarterowych i sprzedaży wakacji w kraju Erdoğana. Wycofał się także z umowy o bezwizowym ruchu z Turcją. W efekcie liczba rosyjskich turystów w tym kraju spadła o 92 proc. (z 3,3 mln w 2014 r.). W pierwszych miesiącach 2016 r. handel między oboma państwami zmniejszył się o 45 proc. w stosunku do tego samego okresu poprzedniego roku.

Całkowite straty Turcji w wyniku ekonomicznych sankcji Rosji szacowano na 14–15 mld dolarów. W efekcie Erdoğan schował dumę do kieszeni i przeprosił za zestrzelenie rosyjskiego samolotu. Putin, któremu bardzo zależało na takiej deklaracji, natychmiast zarządził rozmowy o przywróceniu ekonomicznych relacji między oboma krajami.

Wśród bardzo szkodliwych sankcji ekonomicznych wyróżniają się sankcje finansowe. I znów mogli się o tym przekonać Rosjanie, tym razem będąc obiektem tego typu działań. Kiedy w 2014 r. prezydent USA Barack Obama nałożył sankcje na Rosję po zaanektowaniu przez nią Krymu, wśród objętych nimi osób znalazł się Władimir Jakunin, bliski współpracownik Putina i szef Rosyjski Linii Kolejowych. „Nie zamierzam podróżować do USA. Nie mam aktywów. A więc nic mnie to nie obchodzi” – bagatelizował. Ale Jakunin nie zrozumiał, o co tak naprawdę chodzi w tych obostrzeniach.

Chodzi mianowicie o sygnał, który jest wysyłany do banków, o to, że żaden bank, który chce prowadzić interesy w USA, czyli w zasadzie każdy poważny bank, nie będzie chciał mieć z taką osobą nic wspólnego. Oznacza to, że taka osoba nie jest w stanie dokonać praktycznie żadnej transakcji, np. zapłacić za kupno domu w Grecji czy za czesne dziecka w szkole w Londynie.

Żaden bank, który chce prowadzić interesy w USA, czyli w zasadzie każdy poważny, nie będzie chciał mieć nic wspólnego z osobą objętą sankcjami .

Obecnie 31 krajów na pięciu kontynentach podlega sankcjom nałożonym przez USA, UE i ONZ. Początkowo nakładano je na małe kraje, jak Korea Północna. Stopniowo przechodzono do państw potężniejszych, jak Iran, czy Rosja. Ostatnio wiele się mówi o możliwości nałożenia takich sankcji na Chiny, gdyby na przykład spróbowały zająć Tajwan.

W przypadku nakładania sankcji finansowych uprzywilejowaną pozycję mają USA, jako że dolar jest walutą rezerwową i rozliczeniową w 87 proc. międzynarodowych transakcji. To sprawia, że amerykański rząd może dyktować warunki praktycznie każdemu bankowi i każdej firmie na świecie. W 2020 r. przedstawiciele Rosji i Chin spotkali się, by omówić „finansowy sojusz”, po to, aby zmniejszyć udział dolara w rozliczeniach między tymi krajami (jeszcze w 2015 r. 90 proc. ich transakcji odbywało się w tej walucie).

„The Age of Unpeace” ukazał się w drugiej połowie 2021 r., przed inwazją Rosji na Ukrainę. Już wówczas „Financial Times” umieścił ją na liście najlepszych książek roku, a po ostatnich wydarzeniach publikacja zyskuje na aktualności. Główna teza książki jest taka, że globalizacja i coraz większa zależność różnych państw od siebie prowadzą nie do pokoju, ale do nowych, innych niż do tej pory napięć.

Z drugiej strony globalizacja dała też wiele nowych sposobów walki ekonomicznej i finansowej z przeciwnikiem, jak chociażby wspomniane sankcje. Widzimy właśnie, jak ten nowy rodzaj broni jest stosowany przeciwko Rosji. Warto zapoznać się z „The Age of Unpeace”, bo to publikacja, która pozwala lepiej zrozumieć ekonomiczne metody walki między współczesnymi państwami.

Aleksander Piński