- Popyt na kredyty mieszkaniowe w kwietniu o 10 proc. większy niż w marcu
- Rekordowa sprzedaż trzyletnich obligacji detalicznych
- Minister finansów: polskie firmy są za mało zadłużone
- Prąd na rynku hurtowym znowu drożeje
- Rząd jednak może przejąć aktywa węglowe, więc firmy energetyczne na giełdzie drożeją
Oto poranny brief - wszystko, co musisz wiedzieć o tym, co teraz dzieje się w gospodarce.
Popyt na kredyty mieszkaniowe w kwietniu o 10 proc. większy niż w marcu
Popyt na kredyty mieszkaniowe w Polsce ciągle rośnie. W kwietniu według nowych danych z Biura Informacji Kredytowej przekroczył 14 miliardów złotych, był więc o 10 proc. większy niż w marcu i o 75 proc. większy niż rok temu. Dotarł on już prawie do poziomu z drugiej połowy ubiegłego roku, kiedy funkcjonował rządowy program wspomagający kredytobiorców poprzez dopłatę do odsetek od kredytów. Po jego zakończeniu, w styczniu bieżącego roku nastąpiło wyraźne tąpnięcie na tym rynku, ale od lutego popyt systematycznie się odbudowuje.
W kwietniu chętni do zaciągnięcia kredytu mieszkaniowego złożyli w bankach 32,4 tys. wniosków, a jego średnia wartość sięgnęła 433 tys. zł. Zarówno liczba jak i wysokość wniosków nieustannie rosną od stycznia. W marcu odnotowano o 9 proc. więcej chętnych, a średnia wielkość potencjalnego kredytu urosła w tym czasie o 0,7 proc. W tym drugim przypadku niewiele zabrakło do pobicia rekordu wszech czasów z grudnia ubiegłego roku, kiedy to średnia wartość wniosku kredytowego wynosiła 435,3 tys. zł.
W skali ostatniego roku, czyli w porównaniu do kwietnia 2023 r., liczba wniosków urosła o 55 proc. a wartość średniego wniosku o 12,9 proc. BIK zauważa, że w tym roku w kwietniu było więcej dni roboczych niż rok temu, tak więc jeśli to uwzględnimy, to popyt w przeliczeniu na dzień roboczy wzrósł rok do roku nie o 75 proc., ale o ponad 58 proc.
Rekordowa sprzedaż trzyletnich obligacji detalicznych
Z jednej strony staramy się zaciągać coraz więcej kredytów mieszkaniowych, a z drugiej strony coraz więcej inwestujemy w obligacje detaliczne. Według danych z Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych w kwietniu wydaliśmy na nie aż 7,04 mld złotych.
Kolejny raz największym zainteresowaniem cieszyły się obligacje trzyletnie, które dają stałe oprocentowanie na poziomie 6,4 proc. rocznie przez kolejne trzy lata. Przy inflacji w okolicach 2-5 proc. wydają się one według inwestorów lepszą opcją, niż obligacje cztero- i dziesięcioletnie, w przypadku których oprocentowanie jest uzależnione właśnie od poziomu inflacji. Dlatego zapewne udział obligacji „antyinflacyjnych” w całości sprzedaży w kwietniu spadł do 28,5 proc. czyli poziomu najniższego od czerwca 2019 roku.
W obligacje czteroletnie w kwietniu zainwestowaliśmy 1,6 mld zł, w dziesięcioletnie 383 mln zł, a w trzyletnie aż rekordowe3,7 mld zł. To więcej niż łączna wartość naszych inwestycji w te papiery wartościowe w ciągu pierwszych ośmiu miesięcy ubiegłego roku
Ministerstwo finansów na sprzedaży obligacji detalicznych w ciągu pierwszych czterech miesięcy tego roku uzyskało już ponad 22,5 mld złotych. Jeśli tak dalej pójdzie, to w ciągu całego roku ta forma długu przyniesie państwu ponad 67 mld zł, co stanowi aż 15 proc. tegorocznych potrzeb pożyczkowych. Obligacje detaliczne z punktu widzenia rządu i finansów państwa stają się więc coraz bardziej istotne.
Minister finansów: polskie firmy są za mało zadłużone
Minister finansów ze sprzedaży obligacji detalicznych w kwietniu z pewnością musi być zadowolony, jednak z tego co mówił we wtorek, uważa, że oprócz inwestowania w dług państwa sami też powinniśmy się bardziej zadłużać, a przynajmniej ci z nas, którzy są przedsiębiorcami.
Podczas wystąpienia na Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach Andrzej Domański mówił, że polskiej gospodarce przydałoby się przyspieszenie akcji kredytowej.
"Sektor bankowy ma silną pozycję płynnościową, jego rentowność utrzymuje się na wysokim poziomie, tymczasem wolumen kredytów w Polsce jest wciąż wyraźnie mniejszy w stosunku do państw Europy Zachodniej. W III kw. 2023 r. wolumen kredytów miał równowartość 63 proc., podczas gdy w Niemczech było to 123 proc., a w USA 150 proc. PKB. Widać zatem wyraźną lukę pomiędzy Polską, a także krajami naszego regionu: również w Czechach czy na Węgrzech te wskaźniki są na zdecydowanie wyższym poziomie. (…) Zdaję sobie sprawę, że to nie tylko kwestia podaży kredytów, ale również kwestia popytu na kredyt i o tym rozmawiamy z przedsiębiorcami, dlaczego popyt na kredyt rośnie tak wolno. Z całą pewnością potrzebne jest przyspieszenie akcji kredytowej. Z przedstawicielami Związku Banków Polski prowadzimy i będziemy prowadzić dyskusje co zrobić, aby ta akcja kredytowa w Polsce przyspieszała" – mówił minister Domański.
Oczywiście gospodarka bardziej zlewarowana, a więc korzystająca nie tylko z kapitałów własnych, ale także z kredytów może się szybciej rozwijać i o to zapewne ministrowi chodzi. Z drugiej strony branie kredytów zawsze zwiększa ryzyko działalności gospodarczej. Skoro więc polskie firmy biorą ich tak mało, to zapewne po prostu nie chcą tego ryzyka sobie zwiększać. Albo nie mają pomysłów na to, jakie konkretnie inwestycje mogłyby za pomocą tych kredytów sfinansować.
Prąd na rynku hurtowym znowu drożeje
Być może polskie firmy nie chcą większego ryzyka związanego z kredytami, bo widzą je w innych miejscach, na przykład w swojej strukturze kosztów i cenach energii elektrycznej, która w tej strukturze jest dziś znacznie ważniejsza, bo droższa niż kilka lat temu.
Co gorsze, wygląda na to, że trwający od lata 2022 roku trend spadkowy cen energii na polskim rynku hurtowym mamy na razie za sobą – według danych z Towarowej Giełdy Energii, w kwietniu ceny prądu w kontraktach terminowych na przyszły rok znowu, już drugi miesiąc z rzędu, urosły.
Tym razem prąd podrożał o 5,4 proc. po wzroście o 1,6 proc. w marcu. W kwietniu megawatogodzina energii elektrycznej, która ma zostać dostarczona w przyszłym roku, kosztowała 467 zł.
Na szczęście średnie za kilka, lub kilkanaście ostatnich miesięcy dalej spadają. Są one z naszego punktu widzenia nawet bardziej istotne, niż notowania z ostatniego miesiąca, ponieważ Urząd Regulacji Energetyki, kiedy ocenia, na jakim poziomie powinny być ceny w taryfach dla gospodarstw domowych, bierze pod uwagę właśnie te średnie.
Po kwietniu średnia cena kontraktów na prąd z dostawą w 2025 roku, w transakcjach z ostatnich dwunastu miesięcy spadła do 514 złotych za megawatogodzinę. Jeśli weźmiemy pod uwagę tylko drugie półrocze ubiegłego roku i ten rok, to średnia ta wynosi 509 zł za MWh, a średnia tylko z tego roku to 454 zł za MWh.
Ceny prądu dla gospodarstw domowych są od ponad dwóch lat w Polsce zamrożone na poziomie nieco ponad 410 zł za MWh, a od lipca poziom ten ma urosnąć do maksymalnie 500 zł za MWh. Jednak od 2025 roku możliwe, że rząd całkowicie wycofa się z ustalania cen dla nas i wtedy kluczowe znów staną się taryfy ustalane przez URE. W tym kontekście obecne poziomy cen na rynku hurtowym dają nadzieję na to, że całkowite odejście od mrożenia cen, nie będzie musiało oznaczać kolejnej podwyżki cen prądu. Bo URE będzie mógł ustalić ceny w nowych taryfach na poziomach niezbyt odległych od 500 zł za megawatogodzinę, które będziemy płacić od lipca.
Rząd jednak może przejąć aktywa węglowe, więc firmy energetyczne na giełdzie drożeją
Na warszawskiej giełdzie we wtorek brylowały spółki energetyczne – Tauron podrożał o 6 proc., PGE o 5,3 proc. a Enea nawet o 9,8 proc. W trakcie trwania sesji te wzrosty były nawet większe.
Powód tak dużych i nagłych wzrostów to słowa ministry przemysłu Marzeny Czarneckiej, która powiedziała rano w TVP, że Skarb Państwa jest zainteresowany przejęciem od spółek energetycznych ich aktywów węglowych. Aktywa te, czyli kopalnie węgla i elektrownie na węgiel stanowią dla spółek energetycznych spore obciążenie, więc od lat chcą się one ich jakoś pozbyć i skupić na bardziej opłacalnym rozwoju odnawialnych źródeł energii. Stąd zapowiedź możliwości przejęcia tych aktywów przez państwo wywołała na giełdzie taką euforię.
Niestety nie wiadomo, czy pani ministra za kilka tygodni nie zmieni zdania i nie powie czegoś innego, bo jeszcze niedawno twierdziła, że państwo tych aktywów przejmować nie będzie i wtedy spółki energetyczne na giełdzie mocno spadały.
Jaki więc faktycznie będzie los, przynoszących głównie straty aktywów węglowych, przekonamy się w przyszłości, a na razie mamy kolejne potwierdzenie tego, że słowa osób z rządu mogą poważnie zatrząść notowaniami spółek energetycznych na giełdzie.