Oto poranny brief – wszystko, co musisz wiedzieć o tym, co teraz dzieje się w gospodarce.
Kredyt 0 proc. może mieć limit ceny za metr kwadratowy
Coraz więcej niejasności pojawia się wokół projektu dopłat rządowych do kredytów mieszkaniowych, czyli programu, który teraz nazywa się „Na Start”,a wcześniej mówiono o nim „kredyt 0 proc.”. Niedawno wicepremier Krzysztof Gawkowski wspominał, że może go w ogóle nie będzie, a teraz odpowiadający za ten program do tej pory, ustępujący minister rozwoju Krzysztof Hetman powiedział, że być może w programie znajdzie się limit ceny za metr kwadratowy mieszkania. Taki limit mógłby zasadniczo zmienić dostępność i zasięg tego programu, ponieważ w takim wariancie dotyczyłby on tylko mieszkań nie przekraczających pewnego poziomu cenowego. Hetman powiedział, że taka opcja jest bardzo poważnie rozważana. Ma to być zabezpieczenie przed wzrostem cen mieszkań.
Widać, że pozycja rządu w kwestii tezy o tym, że rządowe dopłaty do kredytów powodują wzrost popytu, a co za tym idzie także wzrost cen na rynku, dość istotnie się zmieniła. Początkowo, podobnie zresztą jak poprzedni rząd, który wymyślił program „kredyt 2 proc.”, utrzymywał, że program nie ma wpływu na ceny. Teraz w projekcie, który wciąż jest w fazie konsultacji, są już limity dochodowe (czyli wsparcie będą mogli dostać tylko ci z odpowiednio niskimi dochodami), a także limit liczby wniosków kredytowych, które banki będą mogły przyjąć w danym kwartale. Wszystko po to, aby ograniczyć skalę programu tak, aby nie miała dużego wpływu na ceny na rynku.
Faza konsultacji społecznych tego projektu ustawy kończy się w najbliższy piątek. Potem powinna powstać jego ostateczna wersja, która następnie będzie procedowana najpierw przez rząd, a potem przez parlament.
Ceny transakcyjne mieszkań poszły mocno w górę
Tymczasem ceny mieszkań ciągle idą w górę, a przynajmniej szły w górę w pierwszym kwartale tego roku. Mamy na ten temat nowe dane z NBP, które tym różnią się od większości podobnych raportów z prywatnych firm, że dotyczą cen transakcyjnych, a nie ofertowych.
Ceny te na siedmiu największych rynkach w Polsce (Warszawa, Kraków, Wrocław, Poznań, Gdańsk, Gdynia i Łódź) urosły średnio o 6 proc. w stosunku do czwartego kwartału 2023 roku. W Krakowie tempo wzrostu wyniosło 8,5 proc., w Łodzi, Poznaniu i Warszawie około 6 proc., w Gdyni 7,4 proc., a we Wrocławiu tylko 2,7 proc. Za to w Gdańsku ceny spadły o 0,2 proc. do 12 370 zł za metr kwadratowy. Średnia cena za metr we Wrocławiu przekroczyła 12 800 zł, w Krakowie dochodzi do 14 700 zł, a w Warszawie do 15 900 zł. Ceny w Gdyni praktycznie dogoniły te poznańskie – w obydwu miastach sięgają one średnio ponad 11,7 tys. zł, zaś w Łodzi cena przekroczyła 9,7 tys. zł.
W skali rok do roku oznacza to bardzo wyraźnie wzrosty, w przypadku Krakowa aż o 27,7 proc., a w przypadku Warszawy o 24,1 proc. Roczny wzrost cen w Poznaniu to 17,6 proc., zaś w Łodzi i Wrocławiu około 15,5 proc. Jeśli chodzi o Trójmiasto, to ceny mieszkań w Gdańsku poszły w górę w skali roku o 13,8 proc. a w Gdyni o 8,1 proc. Średnia dla całego kraju to wzrost o nieco ponad 19 proc.
Przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej rośnie o 14,4 proc.
Ceny mieszkań idą w Polsce w górę szybciej niż przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej. To drugie urosło w pierwszym kwartale o 14,4 proc. rok do roku, do poziomu 8147 zł brutto.
Z drugiej jednak strony taki wzrost i tak jest niesamowity. Nominalnie oznacza to wzrost w ciągu roku aż o 1023 zł. Inflacja w pierwszym kwartale była średnio na poziomie 2,8 proc., oznacza to więc, że średnia płaca w gospodarce realnie urosła aż o 11,2 proc., co jest osiągnięciem nieoglądanym w Polsce od dziesięcioleci.
Wzrost o 14,4 proc. jest też znacznie powyżej wcześniejszych oczekiwań. Na przykład projekcja inflacyjna NBP z marca zakładała, że płace w gospodarce narodowej w pierwszym kwartale urosną tylko o 12,6 proc.,a inflacja sięgnie 3,2 proc. To dawałoby realny wzrost o 9,1 proc. W rzeczywistości więc płace rosną szybciej zarówno nominalnie, jak i realnie, co Rada Polityki Pieniężnej może traktować jako czynnik mogący napędzać popyt, a więc także i presję inflacyjną w kraju w najbliższych kwartałach.
Pszenica w Europie szybko drożeje
Inflacja może też może rosnąć, jeśli w górę ponownie zaczną iść ceny żywności. I to nie tylko przez to, że podniesiony został podatek VAT na żywność. Pojawia się bowiem coraz więcej sygnałów o tym, że artykuły żywnościowe na rynkach globalnych i hurtowych przestają tanieć i wchodzimy w fazę odbicia cen w górę. Indeks cen żywności obliczany przez FAO, czyli Organizację Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia, powoli rośnie już od paru miesięcy, a teraz mamy też widoczny wzrost cen pszenicy na najważniejszej w Europie giełdzie w Paryżu
Na przełomie lutego i marca tona pszenicy przez chwilę kosztowała mniej niż 200 euro, miesiąc temu były to okolice 215 euro, a teraz mamy już cenę na poziomie blisko 260 euro.
W przeliczeniu na naszą walutę pszenica od końca lutego podrożała już o 40 proc. – z poziomu poniżej 800 zł do poziomu powyżej 1100 zł za tonę.
Jedną z najważniejszych przyczyn takiego wzrostu cen w Europie w ostatnich tygodniach są obawy związane z ryzykiem wystąpienia suszy, a więc także słabszych zbiorów w tym roku.
Chiny uruchamiają program stymulujący za 138 mld dolarów
Chiny zamierzają w tym tygodniu uruchomić swój wielki plan zbierania pieniędzy, które następnie będą wydawane tak, aby rozruszać, a może też przy okazji nieco zreformować gospodarkę, oczywiście zgodnie z narodową strategią rozwoju. Pieniądze zostaną pożyczone dzięki emisjom obligacji, a skala przedsięwzięcia robi wrażenie, bo łącznie emisja ma mieć wartość biliona juanów, czyli około 138 mld dolarów. Obligacje mają być długoterminowe: dwudziesto-, trzydziesto- i pięćdziesięcioletnie. Emisja będzie się odbywać w kilkunastu transzach i będzie trwać do listopada. Pierwszy przetarg ma zostać zorganizowany już w najbliższy piątek. Zadłużenie publiczne w Chinach w ostatnich latach dość szybko rośnie, ale nadal nie jest tak wysokie jak w USA, czy niektórych krajach Europie Zachodniej, utrzymuje się poniżej poziomu 80 proc. PKB. Dzięki bardzo niskiej inflacji niewielkie są też koszty obsługi zadłużenia. Rentowność chińskich obligacji dziesięcioletnich to obecnie 2,3 proc., czyli mniej niż rentowność podobnych obligacji niemieckich (2,5 proc.), francuskich (3 proc.) czy amerykańskich (4,5 proc.).
Program emisji długoterminowych obligacji uruchamiany jest akurat w momencie, w który „zwykła” akcja kredytowa w chińskiej gospodarce wygląda bardzo słabo. W kwietniu finansowanie dostarczane gospodarce przez chińskie banki pierwszy raz od 2005 roku zmalało zamiast wzrosnąć tak jak zwykle. Udzieliły najmniej nowych kredytów od lipca ubiegłego roku, a kwota spłat kredytów wcześniej udzielonych była większa. Ilość gotówki w obrocie oraz depozytów na żądanie w bankach jest obecnie o 1,4 proc. mniejsza niż rok temu. Zmniejsza się też wartość udzielonych kredytów hipotecznych.