"W Polsce - mimo iż od 30 lat liczba ludności pozostaje na prawie niezmienionym poziomie - mamy do czynienia z wyraźnymi zmianami w zakresie koncentracji ludności. W ostatnich kilkunastu latach ok. 70 proc. polskich gmin doświadczało ubytku ludności. Jednocześnie postępowało skupianie się ludności w kilku największych miastach, a dokładniej mówiąc - na terenach je okalających" - podkreślił wiceprzewodniczący Rządowej Rady Ludnościowej prof. Piotr Szukalski z Uniwersytetu Łódzkiego podczas briefingu zorganizowanego we wtorek podczas III Kongresu Demograficznego w Łodzi.

Tematem kongresu były zmiany demograficzne w kontekście działań samorządu terytorialnego. Eksperci rozmawiali przede wszystkim o depopulacji, czyli trwałym wyludnianiu się m.in. województwa łódzkiego i jego stolicy oraz wytwarzaniu się - wskutek przenoszenia się ludności na tereny podmiejskie - terenów, które wymagają rozbudowanej siatki infrastrukturalnej, zwanych miejskimi obszarami funkcjonalnymi.

Przykładem takich procesów jest Łódź, gdzie w ciągu ostatnich 34 lat liczba ludności zmniejszyła się o ok. 180 tys. przy jednoczesnym ustabilizowaniu liczby mieszkańców obszarów okalających stolicę Łódzkiego.

Reklama

"Depopulacja w woj. łódzkim ma charakter utrwalony i bardzo trudno będzie odwrócić procesy wyludniania. Najbardziej wyludnia się centrum regionu, czyli Łódź, oraz jego peryferia - zwłaszcza północ i południowy wschód. Proces ten dotyczy 80 proc. gmin. Z prognozy demograficznej wynika, że depopulacja będzie postępować" - zaznaczyła dr hab. Anna Janiszewska z Katedry Geografii Regionalnej i Społecznej Wydziału Nauk Geograficznych UŁ.

Zdaniem naukowczyni, pandemia pogłębiła problem; doszło do połączenia czynnika zmniejszonej rozrodczości ze wzrostem śmiertelności, co skutkuje ujemnym przyrostem naturalnym.

Na rolę właściwej polityki mieszkaniowej i planowania przestrzennego w zapobieganiu depopulacji miast zwróciła uwagę dr Dorota Sikora-Fernandez z Katedry Zarządzania Miastem i Regionem UŁ.

"Istnieje trend do wyprowadzki poza duże miasta na tereny podmiejskie, który często nie jest połączony ze świadomością kosztów takiej decyzji. Chodzi np. o wydatki na dojazdy do pracy czy szkoły, ale też o brak refleksji w gminach, że jeśli pojawi się na ich obszarze kilkuset nowych, zazwyczaj młodych mieszkańców, to za chwilę będą potrzebne nowe oddziały przedszkolne, szkolne i inne usługi" - wyjaśniła.

W opinii dr hab. Dominika Drzazgi z Katedry Zarządzania Miastem i Regionem UŁ stosowane obecnie instrumenty planowania przestrzennego są niedostosowane do współczesnych przemian cywilizacyjnych i procesów suburbanizacji.

"Instrumenty te służą raczej do podejmowania regulacji indywidualnie przez każdą gminę, tymczasem nie mamy do czynienia z jednym miastem, tylko z całym jego obszarem funkcjonalno przestrzennym wraz z terenami otaczającymi. Powinniśmy wprowadzać rozwiązania, które będą raczej skłaniały gminy do współpracy w zakresie kształtowania sposobów zagospodarowania przestrzennego, a nie konkurowania ze sobą o mieszkańców i inwestorów, co doprowadzi tylko do wzrastania kosztów społecznych" - dodał.

Prof. Szukalski przypomniał, że tradycyjnie depopulację kojarzono z terenami wiejskimi, jednak już pod koniec lat 80. XX wieku problemy ludnościowe dotknęły małych miasteczek i niektórych mniejszych miast. W latach 90. dotyczyły one już także i dużych miast o niekorzystnej strukturze gospodarczej.

"XXI wiek to procesy depopulacyjne występujące także w dużych miastach. Łódź, z uwagi na niską migracyjną atrakcyjność w latach 70. i 80., już wtedy charakteryzowała się niekorzystną strukturą wieku - już wtedy rozpoczęła się w niej depopulacja. Dodatkowo rozwijana w Łodzi po wojnie monokultura przemysłowa dodatkowo zniechęciła do zamieszkiwania i zachęciła do migracji" - tłumaczył demograf.

Zdaniem eksperta, spadek liczby ludności to nieunikniony etap, który w Polsce dotknie każde z największych miast, choć w Łodzi proces ten ma szczególnie szybkie tempo.

"Depopulacja niekorzystnie wpływa na strukturę wieku ludności. Na przedmieścia migrują 30-40-latkowie, będący płatnikami podatków, mniej korzystający z różnego rodzaju usług społecznych. Miasta o zmniejszającej się liczbie ludności są wciąż zmuszane do utrzymywania takiej samej infrastruktury, m.in. komunikacji czy mediów. Długofalowo nie da się jednak zapobiegać depopulacji, bo liczba ludności zdeterminowana jest procesem reprodukcji i migracjami zewnętrznymi" - wyjaśnił.

Dodał też, że od ponad 25 lat współczynnik reprodukcji netto utrzymuje się poniżej 0,7, czyli pokolenie rodziców zastępowane jest w 70 proc. pokoleniem dzieci. Do 2015 roku Polska była migracyjnym krajem odpływu, co zmieniło się w ostatnich latach, gdy napłynęła do nas fala emigrantów ze Wschodu.

"Być może to jest jedyna metoda szybkiego rozwiązania problemów ludnościowych. Bo nawet, jeśli polityka pronatalistyczna okazałaby się skutecznym rozwiązaniem, to na efekt wysypu urodzeń musimy zawsze poczekać co najmniej 20 lat" - uważa prof. Szukalski.(PAP)

Agnieszka Grzelak-Michałowska