W Polsce w 2021 r. urodziło się 331 511 dzieci – wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego (GUS). Liczba urodzeń w ubiegłym roku spadła najmocniej od czasu II wojny światowej. Rok wcześniej (w 2020 r.) liczba urodzeń w Polsce wyniosła 355 309.

Liczba urodzeń według wieku matki w 2021 r*.:

  • 14 lat i mniej – (31)
  • 15–19 – (5 906)
  • 20–24 – (38 054)
  • 25–29 – (105 800)
  • 30–34 – (112 339)
  • 35–39 – (57027)
  • 40 lat i więcej – (12 354)

Liczba urodzeń według wieku matki w 2020 r.*:

Reklama
  • 14 lat i mniej – (38)
  • 15–19 – (7 080)
  • 20–24 – (42 754)
  • 25–29 – (115 366)
  • 30–34 – (117 498)
  • 35–39 – (60 082)
  • 40 lat i więcej – (12 491)

*źródło: Główny Urząd Statystyczny

Czas na świadome rodzicielstwo

Współczynnik dzietności w 2020 r. w Polsce wyniósł 1,38 – wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego. Jeszcze w 2019 r. wynosił 1,42, natomiast w 2018 r. było to 1,44.

„Obecnie więcej młodych osób rezygnuje z szybkiego zakładanie rodziny; najpierw chcą poznać siebie i świat, zdobyć jakieś dobra materialne” – zaznacza Magdalena Sękowska, psycholog, psychoterapeutka i dyrektor Kliniki Rodzina-Para-Jednostka Uniwersytetu SWPS w Poznaniu. „ (...) Zmieniła się świadomość ludzi, zmienił się odbiór tego »nacisku« na spełnianie oczekiwań społecznych. Pojawiło się więcej trendów indywidualistycznych. Więcej osób przy podejmowaniu decyzji kieruje się własnymi przekonaniami, pomijając nawet poglądy rodziny. Młode osoby zaczęły wreszcie słuchać siebie, a nie tego, co mówią inni ludzie” – dodaje Sękowska.

„Na ogół wśród młodych panuje taki schemat: studia, ustabilizowanie się na rynku pracy i dopiero później myślenie o posiadaniu dzieci” – mówi dr hab. Krzysztof Tymicki. Ekspert z SGH podkreśla, że w grupie kobiet wzrósł poziom tych z wyższym wykształceniem. „Studia są dla nich »narzędziem« do poprawienia swojej pozycji na rynku pracy. Kariera zawodowa może być czynnikiem, który wpływa na decyzję ws. odraczania macierzyństwa” – przypuszcza specjalista.

„Na współczynnik dzietności wpływa wiele czynników – od ekonomicznych po psychologiczne, a nawet media i kultura masowa” – uważa prof. Włodzimierz Piątkowski, kierownik Katedry Społecznych Problemów Zdrowotności UMCS. „Młode osoby inspirują się kulturą masową, filmami oraz internetem, gdzie obecnie panuje raczej afirmacja bycia singlem, hedonizmu, konsumpcjonizmu oraz życia bez zobowiązań. O rodzinie mówi się głównie w szkole, ale w takiej formie, która niekiedy nie dociera do uczniów, bo jest zbyt »dydaktyczna«”.

W Polsce około 13 proc. młodych rodziców żałuje swojej decyzji ws. posiadania dziecka – wynika z badań, opublikowanych w 2021r. przez dr Konrada Piotrowskiego z Uniwersytetu SWPS. „Jest to grupa osób, która uważa, że zdecydowała się na posiadanie dziecka w nieodpowiednim momencie. Okazuje się, że nie mieli wsparcia partnera przy wypełnianiu obowiązków, zarówno związek i rodzicielstwo nie przynosi im szczęścia” – zaznacza Magdalena Sękowska. „Wyłącznie będąc matką/ojcem możemy się dowiedzieć, czy jesteśmy dobrym rodzicem – dla wielu osób to wyzwanie” – uważa psychoterapeutka. Sękowska przyznaje, że spotyka w swojej pracy takie przypadki, kiedy pacjenci zastanawiają się, „czy będą w stanie opiekować się potomstwem, czy będą mogli udzielić wsparcia swoim dzieciom, jeśli sami mają jakieś lęki i problemy. Zdarza się, że młodzi ludzie mówią: »Nie jestem gotowa«, »Nie radzę sobie – muszę najpierw ustabilizować swoje życie«”.

Świadomość ws. rodzicielstwa w naszym społeczeństwie wzrasta” – ocenia specjalistka. „Szczególnie kobiety szukają informacji na temat tego, jak być dobrym rodzicem” – dodaje. „Pracuję również z osobami ze środowiska LGBT i widzę, że mogą zaoferować dzieciom dobre warunki. Są to osoby, które mają bardzo dużą świadomość przy podejmowaniu decyzji o rodzicielstwie, ale także przy spełnianiu tej roli” – opowiada Sękowska. „Oczywiście – jak w każdej rodzinie – są tam też pewne problemy i konflikty”.

Relacje Polek i Polaków

Badania ws. „Seksualności Polek i Polaków w czasach COVID–19” przeprowadził prof. Zbigniew Izdebski, seksuolog, doradca rodzinny z Wydziału Pedagogicznego UW. Z analizy wynika, że w 2021 r. 50 proc. ankietowanych (biorąc pod uwagę ostatnie 2–3 miesiące) oceniło swoje życie seksualne jako „bardzo dobre” lub „raczej dobre”. W porównaniu do 2020 r. to spadek o 5 pkt proc. Odpowiedzi „bardzo źle” lub „raczej źle” wybrało łącznie 23 proc. respondentów (to wzrost o 4 pkt proc.).

„Pracuję z parami, które nie współżyją ze sobą od kilku lat; w codziennych rozmowach nie poruszają nawet tego problemu. By móc przekazać kolejnym pokoleniom otwartość na tematy związane z seksualnością, musimy zacząć od siebie” – tłumaczy Magdalena Sękowska. „Wspomniane pary określa się jako tzw. puste związki, w których obecna jest wyłącznie logistyka i zobowiązania. Są to ludzie, którzy mało o sobie wiedzą, unikają bliskości i nie potrafią się dogadać”.

Z badania prof. Zbigniewa Izdebskiego wynika, iż najwięcej singli wśród ankietowanych było w grupie wiekowej 18–29 (40 proc.).

Magdalena Sękowska zwraca uwagę na pewną zmianę, która dotyczy środowiska młodych osób. „Nasze społeczeństwo się różnicuje. Kiedyś zasady były bardziej przewidywalne; ludzie po zakończeniu edukacji zakładali rodziny, ważne było dla nich posiadanie dzieci”. Obecnie – jak zaznacza specjalistka – ,,zróżnicowanie społeczeństwa” spowodowało, że coraz więcej młodych osób ma problem z poznawaniem partnera/partnerki. „Problem z tworzeniem więzi zaczyna się w dzieciństwie, kiedy brakuje takiej integracji z rówieśnikami (np. na podwórku). Dziś wiele rzeczy funkcjonuje przez internet. (...) W swojej pracy spotykam osoby, które nie potrafią stworzyć trwałej relacji, przyczynia się do tego fakt, że możliwość spotkania kogoś w prawdziwym życiu jest ograniczona” – podkreśla psychoterapeutka. Grupę takich ludzi – zdaniem ekspertki – można określić jako „single z przymusu”.

„Świat zmierza w dziwnym kierunku”

Czy pandemia COVID–19 wpłynęła na decyzje Polaków o założeniu rodziny i posiadaniu dzieci? „W Katedrze Społecznych Problemów Zdrowotności przedmiotem badań są m.in. skutki, do których doprowadził koronawirus. Przypuszczamy, że pandemia przyczyniła się do jakościowych zmian społecznych, akceleracji strachu i stresu , ale skalę tego problemu trzeba jeszcze poddać dokładniejszym analizom” – zapowiada prof. Włodzimierz Piątkowski i przypomina, iż „naukowcy wskazują, że na pełne skutki społeczne pandemii musimy poczekać nawet kilka lat”.

Psychoterapeutka przyznaje, że poznała pary, które rezygnowały z planów o rodzicielstwie z powodu pandemii, argumentując swoją decyzję opowiadali o „poczuciu zagrożenia”. „Z ich perspektywy świat zmierza w dziwnym kierunku; mają wątpliwości co do tego, czy to dobry moment na zakładanie rodziny” – tłumaczy Magdalena Sękowska. „W czasach, kiedy dzieje się coś ważnego pojawia się lęk, który może przyczyniać się do większej prokreacji albo prowadzić do zmiany ws. planowania rodziny. Dla przykładu tak było podczas stanu wojennego w Polsce – jedni się bali, inni szukali bliskości”. Jak dodaje specjalistka, podobne zjawisko było zauważalne podczas lockdownów w Polsce.

Prof. Włodzimierz Piątkowski zaznacza, iż w rozmowach z respondentami w trakcie prowadzenia badań na temat dzietności, pojawia się argument: „Ludzie są biedni, nie mają pieniędzy i nie stać ich na posiadanie dzieci”. Specjalista przypomina, że ten fakt nie zawsze prowadził do niskiej liczby urodzeń. „Wystarczy cofnąć się do połowy lat 80. XX wieku – wówczas mieliśmy tzw. baby boom, czyli jedne z najwyższych wskaźników dzietności w demograficznej historii Polski. Wcześniej »boom demograficzny« to były lata 1949–1955 (czasy stalinowskie i okres skrajnej biedy)”.

„Świat zmienia się nieustannie – od kilku miesięcy mamy nowy problem, czyli wojnę w Ukrainie. Efektów tej sytuacji nie znajdujemy jeszcze w żadnych statystykach dotyczących dzietności” – mówi prof. Piątkowski. Wojna sprawiła, że wiele osób musi migrować z Ukrainy, część z nich decyduje się na pobyt w Polsce. „Są to głównie kobiety, matki z dziećmi. Mężczyźni są na razie na froncie, muszą walczyć, część z nich niestety zginie. Co będzie dalej? Przypuszczamy, że ok. ⅓ uchodźców z Ukrainy planuje zostać w Polsce – to jest około 1,5 mln osób, co stanowi dużą grupę etniczną. Ciekawe, jak to wpłynie na naszą demografię? Jedno jest pewne, społeczeństwo na pewno zmieni się pod wpływem wojny” – prognozuje kierownik Katedry Społecznych Problemów Zdrowotności UMCS.

„Pięta achillesowa” systemu świadczeń

Co może zachęcić Polaków do podjęcia decyzji o rodzicielstwie? Zdaniem eksperta z UMCS wśród głównych czynników, wymienianych przez respondentów, pojawia się: poczucie stabilności oraz przewidywalności. „Kolejnym czynnikiem jest ułatwiony dostęp do infrastruktury socjalnej, czyli np. do sieci żłobków, przedszkoli etc. U nas jest z tym problem, rodzice czekają w kolejkach” – mówi prof. Włodzimierz Piątkowski. Jak podkreśla, jest to „pięta achillesowa systemu świadczeń”. „W ciągu ostatniej dekady sytuacja zmieniła się trochę na lepsze, ale ciągle są utrudnienia i miejsc dla dzieci nie ma na wyciągnięcie ręki”.

„Nie powinno być takiego myślenia: »Jaką politykę społeczną wybrać, by zwiększyć dzietność?«. Nie można myśleć o bezpośrednich stymulantach, tak jak np. początkowo było »opakowane« marketingowo 500 plus (czyli damy pieniądze, to ludzie będą chcieli mieć więcej dzieci)” – mówi dr hab. Krzysztof Tymicki, który również zwraca uwagę na problem z dostępem do żłobków i przedszkoli. „Powinno się tworzyć klimat sprzyjający do posiadania dzieci” – proponuje ekspert z SGH. Jak dodaje, poprawa infrastruktury opiekuńczo-wychowawczej „ułatwiłaby łączenie pracy z posiadaniem potomstwa”.

30-latkowie nie chcą powrotu do przeszłości

„Polacy chcą mieć dzieci – to przejawia się też tym, że jesteśmy krajem, w którym posiadanie jednego dziecka jest powszechne. Problemem jest jednak to, że bardzo niewielka część populacji posiada drugie dziecko” – zauważa dr hab. Krzysztof Tymicki.

Na takie podejście może wpływać m.in. utrudniony dostęp do odpowiednich warunków. Z badań opinii publicznej, przeprowadzonych w kwietniu 2020 roku przez Fundację Habitat for Humanity Poland, wynika, że 37 proc. Polaków deklaruje brak problemów mieszkaniowych, natomiast brak godnego miejsca do życia blokuje plany połowy respondentów.

„Przy takim standardowym mieszkaniu (o powierzchni ok. 56 m2) komfortowe jest posiadanie jednego dziecka. W momencie, kiedy pojawia się drugie, mogą pojawić się pewne problemy – dla niektórych to powrót do standardów z lat 80., (czyli modelu rodziny z dwójką dzieci, która mieszkała w bloku, w stosunkowo niewielkim mieszkaniu). Obecni 30-latkowie nie chcą powielać takiego życia” – wyjaśnia dr hab. Tymicki.

Jak wynika z danych Eurostatu, wśród państw UE największe kłopoty z „przeludnieniem gospodarstw domowych” ma Rumunia, gdzie w 2020 r. ten problem dotyczył 45, 1 proc. ludności. Tuż za Rumunią znalazły się: Łotwa (42,5 proc.), Bułgaria (39,5 proc.) oraz Polska (36,9 proc.).

„Matka na dwóch etatach”. Kim jest ojciec?

„Ważnym czynnikiem jest to, by mężczyźni angażowali się w opiekę. »Matka na dwóch etatach« to ciągle dominujący wzorzec w Polsce – z jednej strony kobieta pracująca, z drugiej zajmująca się dziećmi. W Polsce obciążenie kobiet obowiązkami jest dosyć wyraźne, tak naprawdę wiążę się to z relatywnie niewielkim zaangażowaniem mężczyzn” – wyjaśnia dr hab. Krzysztof Tymicki.

Prof. Włodzimierz Piątkowski twierdzi, że „opinie mężczyzn na temat polityki rodzinnej są pomijane”. „Mamy stereotypowe postrzeganie ról społecznych, gdzie cały system wychowania jest ukierunkowany na kobietę – matkę. Pod względem kulturowym jest to bardzo mocno utrwalone w naszej świadomości społecznej. Badania pokazują rosnący deficyt udziału mężczyzn w wychowaniu, socjalizacji w kontaktach emocjonalnych z dziećmi. System opieki nad rodziną powinien dostrzec ten problem” – przypomina prof. Piątkowski. Pytany o to, co przyczyniło się do takiej sytuacji? Odpowiada: „Albo mężczyźni »sami się wyłączyli« z tego systemu, albo »zostali wyłączeni«. Wskazane zjawisko jest przedmiotem stosunkowo niewielkiej ilości badań społecznych w Europie. Czasem rozmawiam ze specjalistami i decydentami na ten temat, ale najczęściej nikt nie jest w stanie precyzyjnie odpowiedzieć na pytanie: Dlaczego rola mężczyzn jest na tym polu pomijana?”.

Gdzie w Europie rodzi się najwięcej dzieci?

W czołówce europejskich państw, gdzie współczynnik dzietności jest najwyższy, na pierwszym miejscu (według danych Eurostatu za 2020 r.) znalazła się Francja (1,83). Tuż za nią Rumunia (1,80) oraz Czechy (1,71). Jednocześnie z danych wynika, iż w Unii Europejskiej rośnie odsetek dzieci urodzonych przez matki imigrantki (w 2020 r. było to około 21 proc. urodzeń).

Współczynnik dzietności grup etnicznych pochodzenia marokańskiego czy algierskiego we Francji jest relatywnie wysoki, a rdzennych Francuzów relatywnie niski, co wpływa na sytuację demograficzną, ale też na kwestie ekonomiczne i polityczne. Niektórzy politolodzy zastanawiają się nawet, co w przyszłości czeka Francję – czy przetrwa jako naród o jednolitej tożsamości ?” – mówi prof. Włodzimierz Piątkowski. „W latach 50/60. XX w. Francja sprowadzała migrantów ekonomicznych z dawnych krajów kolonialnych (m.in. z Algierii i Tunezji). Obecnie w tym kraju żyje już trzecie pokolenie dawnych migrantów – właśnie muzułmanki rodzą średnio powyżej trojga dzieci. Wspomniany przykład to kolejny dowód na to, że niskie dochody nie przyczyniają się w prosty sposób do decyzji o posiadaniu dziecka – jest wręcz przeciwnie, im wyższa klasa społeczna, tym mniej urodzeń. Drugim czynnikiem, który istotnie wpłynął na środowiska imigranckie, jest m.in. prorodzinna polityka ówczesnego prezydenta Francji Georges’a Pompidou (w latach 70 i 80. nastąpił szybki rozwój strategii pronatalistycznych)”.

„W Czechach można dostrzec również wieloletnią politykę pronatalistyczną, czyli sprzyjającą nowym urodzeniom, pakiet socjalny jest tam bardzo rozwinięty” – podkreśla kierownik Katedry Społecznych Problemów Zdrowotności UMCS.

ZOBACZ: Dlaczego Czechy mają wyższy wskaźnik dzietności niż Polska? Trzeba spojrzeć na grupy wiekowe

Jak podaje Statista (powołując się na dane OECD), w rankingu państw, które oferują najdłuższy płatny urlop macierzyński,wygrywa Rumunia. W 2020 r. kobiety w tym państwie miały do dyspozycji średnio ponad 92 tyg. „W Rumunii mamy bardzo liczną społeczność romską, gdzie wskaźniki dzietności są średnio prawie trzy razy wyższe niż u rdzennych mieszkańców, co wpływa znacząco na prognozy i dane demograficzne , o czym często się zapomina” – zaznacza ekspert z UMCS.

Trwa ładowanie wpisu Instagram

„Użyteczny, rozbudowany system drobnych ułatwień”

Co robią inne państwa, by ułatwić rodzicom połączenie życia zawodowego z prywatnym? „Kraje skandynawskie, a także np. Francja, mają od lat przygotowany i realizowany pakiet dla kobiet, które chcą być matkami, a jednocześnie pozostać na rynku pracy. Jest to często użyteczny, rozbudowany system drobnych ułatwień – od możliwości pracy zdalnej po udostępnienie »kącików«, gdzie można karmić dzieci piersią” – mówi kierownik Katedry Społecznych Problemów Zdrowotności UMCS.

Na przykład Francji oraz krajów skandynawskich (Szwecji, Norwegii oraz Danii) zwraca również uwagę dr hab. Krzysztof Tymicki. „Paradoksalnie są to kraje, gdzie jest więcej kobiet bezdzietnych, ale mają większy współczynnik dzietności niż Polska” – podkreśla specjalista z SGH. “W przypadku tych państw o lepszych warunkach dla rodziców decyduje kwestia wielu czynników. W krajach skandynawskich odmienność wzorca dzietności wynika z większej elastyczności rynku pracy, pewności zatrudnienia – tłumaczy dr hab. Tymicki. Jak podkreśla, istotną rolę odgrywa także "znacząco większe zaangażowanie mężczyzn w opiekę i wychowanie dzieci. Nie chodzi wyłącznie o to, że są to kraje stosunkowo bogate, które poświęciły sporo zasobów na stworzenie takiej »instytucjonalnej otoczki«, ułatwiającej pewne decyzje”.

„Nie ma szansy na duży skok urodzeń”

Do zachowania obecnej wielkości populacji według Eurostatu konieczne jest utrzymanie współczynnika dzietności na poziomie 2,1.

„(...) W Polsce potrzebna jest pluralistyczna, wielowątkowa, otwarta dyskusja o przyszłości rodziny. Kształt rodziny to w istocie kształt społeczeństwa. Debata na ten temat nie powinna ograniczać się wyłącznie do kwestii świadczeń – mówi prof. Włodzimierz Piątkowski. Jak dodaje, potrzebna jest "wymiana opinii dotycząca m.in. prognoz społecznych. Jeśli nastąpi realny kryzys demograficzny, to świadczenia społeczne wobec kolejnych, nowych roczników będą zagrożone, bo po prostu zabraknie funduszy na tego typu benefity”.

„Głównym problemem jest to, że decydenci nie chcą się pogodzić z tym, że te trendy ws. liczby urodzeń już z nami pozostaną. Jestem nastawiony pesymistycznie do tej sytuacji i nie widzę szans na to, że coś szybko się zmieni, a ludzie nagle zdecydują się na posiadanie wielu dzieci – a nawet, gdyby nastąpił taki zwrot akcji, to musi minąć sporo czasu, by efekty były zauważalne” – sądzi dr hab. Krzysztof Tymicki. „Nie ma szansy na duży skok urodzeń. Pamiętajmy, że te wszystkie roczniki, które obecnie wchodzą w dorosłość, są to ludzie urodzeni po 2000r. – ich jest po prostu mało (wówczas średnio rodziło się ok. 340 – 350 tys. dzieci rocznie, dla porównania w połowie lat 80. XX w. to było prawie dwukrotnie więcej). Nie należy oczekiwać, że ta grupa osób »wygeneruje« kolejne liczne pokolenie (oni też będą mieli niską dzietność). (...) Czas, by pomyśleć, jak ten wynik, może wpłynąć na funkcjonowanie systemów emerytalnych w przyszłości”.