Zdecydowana większość dziewczynek, które urodziły się i urodzą w Polsce w 2023 r., bez problemu dożyje XXII wieku. Ba, naukowcy przekonują, że część pań może doczekać we względnym zdrowiu Roku Pańskiego 2143, a może nawet 2173. Średnia długość życia kobiet ma się wydłużyć do 120 lat, a odpowiedniczki dzisiejszych stulatek (mamy ich w Polsce ponad 4 tys.) pociągną 150 lat. Jeśli więc nasi politycy zaprą się przy obecnym wieku emerytalnym, to statystyczna Polka spędzi około połowy życia na garnuszku Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.

Na razie nie wiadomo, co na to ZUS i skąd niby miałby wziąć na to pieniądze, ale najbardziej prawdopodobne jest opodatkowanie pracy robotów oraz kolejnych generacji ChatGPT i podobnych. Plan wygląda nieźle: maszyny i mikroprocesory zasuwają bez wakacji i przerw na lunch, zaś my się mierzymy z powszechną nudą, a niektórzy także z horror metaphysicus, szukając przy tym nowego sensu życia, niekoniecznie według Monty Pythona.

To nauka, nie science fiction

Reklama

Współczesnym Polkom i Polakom tkwiącym w kolejkach do lekarzy specjalistów i elementarnych badań, oczekującym po dwa lata na „pilną” rehabilitację i po siedem na „niezwłoczne” zabiegi – powyższa wizja może się wydawać mrzonką, ale gdyby nasi praprzodkowie żyjący w najlepszych latach pierwszej Rzeczpospolitej usłyszeli, iż średnia długość życia kobiety nad Wisłą przekroczy kiedyś 80 lat, to turlaliby się ze śmiechu między straganami kleparza. Bo oni żyli przeciętnie… 25 lat.

W Rzeczpospolitej Obojga Narodów, która w 1637 roku (po wojnach z Moskwą) osiągnęła blisko milion kilometrów kwadratowych powierzchni (ponad trzy razy więcej niż dziś) i 11 milionów mieszkańców, seniorami byli czterdziestolatkowie, a cudami natury - sześćdziesięciolatkowie. Na przeciwległym krańcu Europy było podobnie. Wśród członków brytyjskiej arystokracji, którym udało się przekroczyć 21 rok życia, rekordziści z XIII wieku dożyli 64 lat, ale już w XIV wieku – zaledwie 45 (przez „czarną śmierć”); w połowie poprzedniego tysiąclecia odnotowano wśród brytyjskiej magnaterii pojedyncze osobniki w wieku 71 lat.

Wedle niezwykle ciekawej pracy „Historia Polski w liczbach. Polska w Europie” autorstwa Cezarego Kuklo, Juliusza Łukasiewicza i Cecylii Leszczyńskiej, w pierwszej połowie XVIII stulecia średnia długość życia w Europie (nie tylko Polsce) była szokująco niska: od 25 do 28 lat. Dopiero w drugiej połowie tegoż wieku zaczęła się podnosić i przekroczyła 30 lat. Jakże inna była wtedy definicja dorosłości…

Wedle wspomnianej książki, europejski ranking średniej długości życia wyglądał w całym XVIII wieku tak:

1. Anglia – 40,2

2. Dania – 37,65

3. Szwecja – 35,7

4. Szwajcaria – 33,3

5. Prusy – 32,6

6. Włochy – 32

7. Węgry – 31

8. Francja – 28,075

9. Hiszpania – 28,1

10. Polska – 26 (Warszawa), 26,7 (wieś)

11. Rosja – 24,2

Oczywiście, można było spotkać osoby dwa razy starsze, ale statystyki zaniżała gigantyczna śmiertelność dzieci. W największych europejskich miastach umierał średnio co szósty noworodek (na wschodzie kontynentu – co piąty), na wsiach – co czwarty. Fatalne warunki sanitarne, brak nowoczesnej medycyny, niezrozumienie zasad higieny, wszechobecna nędza i kolejne zarazy minimalizowały szanse na długi żywot.

Szacuje się, od V do XV wieku, czyli na przestrzeni tysiąca lat, średnia długość życia w Europie wydłużyła się zaledwie o 3 lata, a do końca XVIII wieku, a więc przez kolejne trzy stulecia, o 5 lat. Potem postęp nabrał niebywałego przyspieszenia: w XIX wieku zyskaliśmy statystycznie 15 lat. W pierwszej dekadzie odrodzonej w 1918 r. Rzeczpospolitej średnia polska dobiła do europejskiej średniej z przełomu wieków, czyli 46 lat. W całym XX wieku mieszkańcom Starego Kontynentu udało się ją wydłużyć o kolejne trzy dekady, a w niektórych krajach nawet o cztery. To zasługa rozwoju medycyny i wzrostu poziomu higieny oraz jakości odżywiania.

W XXI wieku ten trend jeszcze przyspieszył, ale w latach 2020-21 mocno zaburzyła go pandemia koronawirusa – z powodu rekordowej od II wojny liczby zgonów średnia wieku pierwszy raz od dekad wyraźnie spadła. Nie zmienia to faktu, że współczesna Polka żyje średnio prawie dwa razy dłużej niż 120 lat temu. Stale wydłuża się także okres dalszego trwania życia osób, które dożywają sześćdziesiątki.Pół wieku temu w przypadku Polek było to średnio 17,5 roku, a u Polaków – 15 lat. Przed wybuchem pandemii te liczby zwiększyły się – odpowiednio – do 25 i 20 lat. W Skandynawii jest to – znów odpowiednio - o 5 i 8 lat więcej, a w Japonii o ponad 10 lat więcej u obu płci. Ze spisu przeprowadzonego w Kraju Kwitnącej Wiśni w roku 1963 wynikało, że żyje tam 153 stulatków. Pod koniec XX wieku było ich już 10 tysięcy, a w marcu 2023 roku – ponad 45 tysięcy.

W Europie najdłuższa jest średnia długość życia Francuzek, Hiszpanek i Szwajcarek (ponad 85 lat) oraz Finek, Islandek, Irlandek, Cypryjek, Luksemburek i Włoszek (ponad 84). Najkrócej żyją Macedonki (niespełna 77), Serbki (77) i Rosjanki (78). Średnia dla Polek tąpnęła w 2021 poniżej 80 lat, ale teraz znów wynosi prawie 81. U mężczyzn średnio ponad 80 lat wyciągają Norwegowie i Islandczycy (prawie 82!) oraz Szwajcarzy, Irlandczycy, Szwedzi, Maltańczycy i Cypryjczycy. Najkrócej żyją Rosjanie (68 lat – i to przed napaścią na Ukrainę), Bułgarzy (70), Litwini i Rumuni (nieco ponad 70.), Serbowie (71) oraz Macedończycy, Węgrzy i Polacy (nieco ponad 72). W kategorii „przepaść w średniej długości życia kobiet i mężczyzn” jesteśmy, niestety, na podium – z ponad 8 latami różnicy, za Rosją i Litwą (10 lat). Pocieszające, że ta przepaść przez dziesięciolecia ustawicznie się zmniejsza (chwilowo wzrosła znowu w pandemii), więc jest duża szansa, że większość tegorocznych noworodków płci męskiej także dożyje 2100 roku.

Czy ludzie będą żyć dłużej po 120 lat?

Teoretycznie około 90 procent Polaków określających się jako „wierzący” powinno ufać temu, co napisano w Biblii. Z Księgi Rodzaju dowiadujemy się m.in., że Noe dożył 950 lat, Adam 930, a rekordzista Matuzalem nawet 969. Ponadto kilku bohaterów Starego Testamentu (mężczyzn) pokonało barierę 700 lat.

„Jeśli Pismo Święte przedstawia tak jasne, oparte na faktach twierdzenie, dlaczego tak trudno nam w to uwierzyć?” – pyta Joe Carter z The Gospel Coalition. I odpowiada: „Może dlatego, że uważamy, że to niemożliwe. Najdłużej, jak sądzimy, ludzie mogą żyć około 120 lat. Najstarszą dobrze udokumentowaną współczesną długością życia mogła się poszczycić Jeanne Calment (dożyła 122 lat)”.

Naszą wiarę w fakty biblijne osłabiała dotąd nauka. Np. główny wniosek z opublikowanej w październiku 2016 w prestiżowym „Nature” analizy ogromnej ilości danych demograficznych z ponad 40 krajów jest taki, że „życie ludzkie ma naturalną górną granicę: prawdopodobieństwo, że człowiek mógłby żyć dłużej niż 125 lat, jest bardzo niskie”.

Z drugiej strony – szansa na dożycie owych 120 lat wydaje się szokująco wysoka. Deutsche Welle zwraca uwagę, że aż 90 proc. dziewczynek urodzonych w ostatnich latach w Niemczech zapewne będzie świętować początek XXII wieku. Wedle szacunków Niemieckiego Instytutu Badań Emerytalnych w Berlinie oraz Instytutu Ekonometrii i Statystyki na Uniwersytecie w Kolonii, co czwarta osiągnie wiek 100 lat! U chłopców odsetek ten będzie niższy , ale również imponujący: 100 lat dożyje co szósty, a XXII wiek powita ponad 80 procent.

Cytowany przez DW prof. Eckart Bomsdorf z Kolonii zwraca uwagę, że większość ludzi intuicyjnie obniża swoją oczekiwaną długość życia, porównując ją z tym, ile trwało życie ich rodziców lub dziadków. Nie uwzględnia przy tym – opisanej wyżej - wydłużającej się z pokolenia na pokolenie średniej dalszego trwania życia.

Nature Communications donosi, że wedle najnowszych badań maksymalna długość życia ludzi wynosi od 120 do 150 lat: nawet jeśli pominiemy najczęstsze przyczyny śmierci – choroby przewlekłe i wypadki – to nas organizm traci z wiekiem zdolność „do przywrócenia równowagi niezliczonym systemom strukturalnym i metabolicznym po zakłóceniach” (czyli coraz trudniej nam odzyskać zdrowie po infekcjach czy urazach). Wedle Emily Willingham, gdybyśmy wykluczyli wszystkie stresory, to i tak z powyższego powodu nie bylibyśmy w stanie pokonać bariery 150 lat. Zabija nas utrata komórek, pojawienie się ich groźnych mutacji (także na poziomie DNA i mitochondriów) oraz cała seria śmieci wewnątrzkomórkowych i zewnątrzkomórkowych. Czy da się z tym coś zrobić? – i wrócić do stanu… z Księgi Rodzaju?

Wyniki ostatnich badań naukowców z Harvard Medical School, opublikowanych w czasopiśmie "Cell" („Komórka”) rozwiewają te nadzieje: granica 120-150 lat wydaje się nieprzekraczalna. Równocześnie jednak, zdaniem uczonych, jesteśmy w stanie opracować technologie pozwalająceutrzymywać nasze komórki przez długi czas w bardzo dobrym stanie. Wystarczy „tylko” sprawić, by przestały zapominać, jak mają funkcjonować. Z jakichś powodów wraz z wiekiem tracą one bowiem zdolność odczytania swojego pierwotnego DNA. Naukowcom udało się zatrzymać ten proces w komórkach myszy. Ostrożnie założyli więc, że kolejne pokolenia ludzi czeka nie tylko ponadstuletnie życie, ale i - życie w zdrowiu.

Największą zmorą społeczeństw rozwiniętych jest dzisiaj to, że życie statystycznie wprawdzie się wydłuża, ale jednocześnie zdrowie – w postępie geometrycznym – z każdym rokiem sypie. Większość 90-latków wymaga różnych form wsparcia z zewnątrz, znaczna grupa jest niesamodzielna. Cała sztuka i magia nauki, w tym genetyki i biotechnologii, skupia się więc na tym, byśmy nawet po osiągnięciu 100 lat mogli być niezależni i cieszyć się życiem – pozostając w dobrej kondycji psychicznej i fizycznej.

Wedle szacunków amerykańskiej Gerontology Research Group, już dziś na świecie może żyć blisko pół tysiąca superstulatków, czyli osób powyżej 110 lat (większość z nich zostało zweryfikowanych przez tę organizację). W styczniu 2023 roku zmarła Francuzka Lucile Randon, uznawana za najstarszą osobę na Ziemi. Żyła prawie 119 lat (dokładnie 118 lat i 340 dni). To znaczy, że w chwili wybuchu pierwszej wojny światowej była 10-letnią dziewczynką, zaś kiedy hitlerowcy wkraczali do Paryża – 36-letnią kobietą. Na emeryturę mogła przejść za prezydentury generała de Gaulle’a; notabene była od niego tylko o 14 lat młodsza - generał zmarł w 1970, Lucile przeżyła go zatem o blisko 53 lata!

Pracowała również po osiągnięciu wieku emerytalnego, bo jako siostra zakonna (szarytka) chciała jak najdłużej pomagać bliźnim – sierotom i seniorom. Swoją misję w szpitalu skończyła w 1973 r. Samodzielność zachowała do 2009 r., wtedy zamieszkała w domu opieki w Tulonie. W połowie 2019 r., po śmierci Włoszki Marii Robucci-Nargiso, Lucile stała się najstarszą (znaną) Europejką i drugą najstarszą osobą na świecie - po Japonce Kane Tanace. Przeżyła (bezobjawowo) zakażenie koronawirusem i jako czwarta osoba w dziejach (po Jeanne Calment, Sarah Knauss i Kane Tanaką) osiągnęła 118 lat. Przeżyła Tanakę (która osiągnęła ponad 119 lat) o 9 miesięcy.

Po jej śmierci tytuł najstarszej osoby globu przejęła – urodzona w 1907 roku w San Francisco - Maria Branyas Morera. Do domu opieki przeprowadziła się dopiero w 2000 r. , w wieku 93 lat, jeszcze po ukończeniu 110 lat samodzielnie czytała gazetę i opowiadała innym pensjonariuszom (i innym chętnym) anegdoty ze swojego życia. Krewni twierdzą, że poza upadkiem w młodości (w wyniku którego straciła słuch w jednym uchu) nigdy nie miała żadnych problemów ze zdrowiem. Podobnie jak Lucile, zaraziła się koronawirusem, ale przeszła chorobę bez szwanku.

O superstulatkach mówi się głośno, bo są wyjątkowi. Ale takimi samymiunikatami byli parę stulecia temu 70-latkowie, a w XX wieku – 90-latkowie. A dzisiaj tylko w Polsce mamy setki tysięcy dziewięćdziesięciolatków i kilka tysięcy stulatków (2,6 tys. pobiera specjalne świadczenie z ZUS). Prognozy GUS mówią o 20 tys. stulatków w 2040 r.

Potem ta liczba ma jeszcze szybciej rosnąć i niewykluczone, że pod koniec stulecia wiek superstulatka (110, a nawet 120 lat) może osiągać… większość populacji, w pierwszym rzędzie – kobiet. Ogromne nadzieje wiąże się tu z postępem medycyny, zwłaszcza epigenetyki, specjalizujące się – w uproszczeniu – w takim sterowaniu (modulowaniu) genami, by wyłączać te złe (chorobotwórcze, w tym kancerogenne), a utrzymywać w dobrej kondycji te dobre.

W drodze ku długowieczności bardzo wiele zależy jednak od zachowań nas samych. Np. głównym przekleństwem społeczeństw rozwiniętych stało się nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu (notabene – piąty z siedmiu grzechów głównych), a dziś nakłada się na to jeszcze nadmiar emocji (np. podkręcana przez polityków wojna plemion w mediach społecznościowych, czyli gniew – grzech szósty; do tego hiperkapitalistyczna chciwość i zazdrość – grzechy drugi i czwarty; ponadto – zwłaszcza u polityków – pycha, grzech pierwszy; nieczystość litościwie pomińmy) oraz powszechny i totalny brak ruchu (ani chybi: lenistwo – grzech siódmy).

Nauka stoi na stanowisku, że w drodze ewolucji człowiek wykształcił mechanizmy dostosowania do otaczającego świata – dlatego też o wiele lepszy wpływ na stan naszych genów ma niedojadanie (nie mówimy tu o permanentnym głodzie, który zabił w historii tylu ludzi, co choroby, lecz lekkim niedosycie) niż notoryczne przejadanie się. Kto w Polsce 2023 nie dojada? A kto się NIE przejada – niech pierwszy rzuci stekiem. Banałem jest powtarzanie, iż jesteśmy tym, co jemy (i pijemy);ostentacyjne fotografowanie się z burgerami, frytkami, kebabami i krwistymi argentyńczykami, by dać odpór weganom, proinsektowcom i innym lewakom, jest więc może fajne, pod warunkiem jednak, że się faktycznie nie je tych wszystkich składników bojowego menu żołnierzy wyklętych od schabu. W każdym razie – nie na co dzień.

Reasumując: dzięki postępom nauki i nieco zdrowszemu stylowi życia możemy wkrótce żyć średnio po 100 lat i więcej. W Polsce może się to udać zwłaszcza kobietom - bardziej higienicznym od panów i nie wykazującym się tak ułańską fantazją na drzewach, imprezach i wirażach. Oczywiście, zaraz pojawia się odwieczny dylemat osobnika pijącego i palącego, któremu lekarz stanowczozakazał palenia i picia: po co żyć?

Ale to temat na inny felieton.