Debata w Polsce skupiła się ostatnio na wprowadzaniu w UE mechanizmu relokacji migrantów. Temat chwytliwy przed wyborami, ale negocjowane zmiany mają dużo szerszy charakter. W całości tworzą pakt, zakładający uszczelnianie unijnych granic, rozbudowę sieci zamkniętych ośrodków dla nielegalnych migrantów i uproszczone procedury deportacyjne. Docelowo Stary Kontynent ma się zamienić w twierdzę, do której wpuszczani będą tylko ci, którzy mogliby się pochwalić odpowiednią edukacją, kapitałem lub umiejętnościami potrzebnymi na rynku pracy.

Zmiany podążają w podobną stronę, w którą już ponad 100 lat temu skierowała się polityka migracyjna Stanów Zjednoczonych. Acz Amerykanie nie musieli budować murów, dysponując dużo skuteczniejszą zaporą w postaci dwóch oceanów.

Chińczycy i pierwsza fala ustaw

„Do połowy lat 70. XIX w. władze amerykańskie przychylnie patrzyły na przybyszów (...) z różnych stron świata” – podkreśla w opracowaniu „Ograniczenia imigracyjne w USA na początku XX w.” Rafał Wordliczek. Olbrzymie państwo, zasiedlone głównie na wybrzeżach, potrzebowało osadników.

Reklama

Apogeum otwarcia nastało po wojnie secesyjnej, podczas której zginęło ponad 600 tys. Amerykanów. Z okazji skorzystał rząd przeludnionych Chin, który zaproponował senatorowi Ansonowi Burlingamenowi, by zmienił pracodawcę – Amerykanin zgodził się zostać ministrem cesarzowej Cixi i już jako jej nadzwyczajny wysłannik wrócił do Waszyngtonu. Tu, korzystając ze znajomości, przekonał w 1868 r. polityków do zgody na układ zapewniający swobodny przepływ migrantów między dwoma państwami. Z takiej możliwości skorzystali głównie Chińczycy. „Część została zatrudniona jako robotnicy przez Central Pacific Railroad Company, firmę budującą transkontynentalną linię kolejową, reszta znalazła zatrudnienie w restauracjach, na farmach, otworzyła swoje własne sklepiki bądź pralnie” – opisuje w opracowaniu „Historia imigracji Chińczyków do Stanów Zjednoczonych – pierwsza fala” Monika Paliszewska-Mojsiuk. Przy czym napłynęło ich wówczas niewiele ponad 100 tys.

Jednak w 1873 r. przez świat zaczął się przetaczać kryzys gospodarczy. Amerykańskie miasta stały się areną wielkich demonstracji ludzi, którzy stracili pracę i nigdzie nie mogli znaleźć zarobku. „W drugiej połowie 1874 r. fala demonstracji bezrobotnych zaczęła opadać, nasiliły się natomiast strajki. Pracodawcy wykorzystali obawy przed utratą pracy do obniżenia poziomu płac (...). W 1875 r. wybuchł tak zwany długi, bo trwający pół roku, strajk górników” – pisze w „Kronice kryzysów gospodarczych” Wojciech Morawski.

CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM MAGAZYNIE DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ ORAZ NA E-DGP

Nie jesteśmy w stanie przyjąć wszystkich

Potencjał migracyjny świata do Europy, USA, Australii oraz Nowej Zelandii to 0,5 mld ludzi do 2040 r. Czy jesteśmy w stanie ich przyjąć? Zresztą Europa już nie wywiązuje się z humanitarnego podejścia do migracji. Przecież każda osoba, która do nas trafia, winna mieć prawo do złożenia wniosku azylowego i czekania na miejscu na jego rozpatrzenie. W ramach dyskusji o migracjach chciałbym stanąć w prawdzie: powiedzieć, ile jesteśmy w stanie przyjąć uchodźców i jak wykorzystać dostępne instrumentarium po to, żeby ucywilizować procesy migracyjne. By za wszelką cenę unikać śmierci w drodze do Europy.

Na edgp.gazetaprawna.pl • „Zniechęcać i deportować”, wywiad z Maciejem Duszczykiem, DGP Magazyn na Weekend z 7 lipca 2023 r.