Jeszcze w wydanej w 1968 r. książce „Bomba populacyjna” Paul R. Ehrlich przekonywał, że w sytuacji ograniczonych zasobów i szybko rosnącej liczby ludności świat czeka gospodarcza zapaść. Jej powodem miało być poszybowanie wyceny surowców naturalnych.

Odmienne stanowisko przedstawia ekonomista Julian Simon. Zaproponował on Ehrlichowi wytypowanie pięciu kluczowych, jego zdaniem, surowców, których ceny wzrosną w ciągu najbliższej dekady (1980–1990). Ehrlich wybrał cynę, miedź, nikiel, wolfram, chrom. Uczeni założyli się ze sobą (Simon obstawiał spadek ich wycen). Po upływie 10 lat okazało się, że wszystkie pięć dóbr potaniało. Ehrlich musiał wystawić Simonowi czek na 10 tys. dol.

Realne ceny surowców w latach 1871–2010 spadły mniej więcej o połowę. Przekłada się to na roczny wskaźnik wzrostu na poziomie – 0,5 proc. przez niemal 140 lat

Reklama

Wygrana Simona nie była kwestią przypadku. Johan Norberg w książce „Postęp. 10 powodów, by z optymizmem patrzeć w przyszłość” zauważa bowiem, że „zasoby praktycznie wszystkich surowców, co do których Klub Rzymski wyrażał zaniepokojenie, zwiększyły się. W przypadku niektórych dostępne ilości uległy zwielokrotnieniu. W 1972 r. modele komputerowe Klubu Rzymskiego przewidywały, że zasoby miedzi wyczerpią się za 36 lat, zwłaszcza jeśli w Chinach upowszechnią się telefony. Ówczesne rezerwy tego metalu szacowano na około 280 mln ton. Od tego czasu zużyto prawie 480 mln ton i dziś szacuje się, że pod ziemią jest jeszcze 700 mln ton. Jeśli doliczymy do tego globalne zapasy miedzi już wydobytej, można zakładać, że tego surowca wystarczy na 100–200 lat”.

Surowce stają się coraz bardziej dostępne dla naszych portfeli – pomimo – a może właśnie dzięki wzrostowi populacji. Jak zauważa Norberg „według indeksu cen produktów przemysłowych opublikowanego w „The Economist”, realne ceny surowców w latach 1871–2010 spadły mniej więcej o połowę. Przekłada się to na roczny wskaźnik wzrostu na poziomie – 0,5 proc. przez niemal 140 lat”.

Co szczególnie fascynujące to to, że „zasoby wykorzystuje się współcześnie w bardziej efektywny sposób, co rusz znajduje się nowe złoża, a rozwój technologii umożliwił wydobywanie ich w miejscach, które dotychczas były niedostępne”.

Nie dziwi więc, że wśród współczesnych badaczy coraz częściej pojawia się uzasadniona obawa przed kryzysem demograficznym.

Eksperci biją na alarm

Z tego właśnie założenia wychodzą między innymi Kazuo Mino i Hiroaki Sasaki. W artykule „Long-run consequences of population decline in an economy with exhaustible resources” opublikowanym na łamach pisma „Economic modeling” przekonują oni, że to „spadek populacji, a nie skończenie się surowców mogą zakończyć stały wzrost dochodu per capita i konsumpcji”.

Wzrost populacji musi nadążać za wzrostem konsumpcji i dochodu. Uczestnicy podkreślają, że „same rosnące zyski nie są w stanie utrzymać trwałego wzrostu dochodu na mieszkańca i konsumpcji, a ekspansja populacji jest niezbędna do trwałego wzrostu gospodarki z wyczerpywalnymi zasobami”.

David E. Bloom i Leo M. Zucker na łamach portalu Międzynarodowego Funduszu Walutowego również dostrzegają powagę sytuacji.

Zauważają oni, że w latach 1970–2020 współczynnik płodności obniżył się we wszystkich krajach świata. Chociaż liczba ludności świata nadal rośnie, to tempo tego przyrostu maleje. Dzieje się tak zresztą już od lat 60. XX w. Oczywiście sytuacja różni się w zależności od kraju. Przyrost demograficzny pozostaje znaczny w ubogich krajach afrykańskich, a odwrotny trend obserwujemy w zamożnych krajach Europy. Niemniej globalna sytuacja nie pozostawia złudzeń. „Starzenie się populacji jest najbardziej wszechobecnym i dominującym globalnym trendem demograficznym, ze względu na malejącą płodność, rosnącą długowieczność i progresję dużych kohort w starszym wieku” – zauważają autorzy.

Według wspomnianego raportu oznacza to „kolosalne wyzwania ekonomiczne, zdrowotne i społeczne w nadchodzących dziesięcioleciach”. Jeśli nie uda się im sprostać, to konsekwencje okażą się niezwykle poważne. Od wzrostu chorób związanych z wiekiem, przez nadmierne obciążenie systemów ochrony zdrowia i emerytalnego aż po spadającą jakość życia osób starszych wynikającą z przeciążenia pracujących.

Problemy dla systemu emerytalnego

Jednym z najbardziej oczywistych skutków kryzysu demograficznego są właśnie problemy stojące przed systemem emerytalnym. Brak zastępowalności pokoleń prowadzi do sytuacji, w której coraz mniej osób zatrudnionych musi pracować na coraz większą liczbę emerytów.

Burkhard Heer, Vito Polito i Michael R. Wickens w opublikowanym na łamach VoxEU artykule „Pension system (un)sustainability and fiscal constraints: A comparative analysis” zauważają, że zdecydowana większość z badanych przez nich krajów (11 państw Europy zachodniej oraz Stany Zjednoczone) wymaga pilnych reform emerytalnych.

W niektórych przypadkach konieczność przemian jest jeszcze pilniejsza. Autorzy wprowadzili oryginalną koncepcję „przestrzeni emerytalnej” (ang. pension space), by pokazać, czy w poszczególnych krajach istnieje jeszcze pole manewru pozwalające na zapobieżenie upadkowi systemu. Im niższa stopa zastąpienia i im niższe podatki, tym „przestrzeń emerytalna” większa.

Takiej przestrzeni zabraknie we Włoszech i Francji już w 2030 r. Jedynym ratunkiem stanie się tam przeprowadzenie radykalnych reform, jak na przykład wzrost podatków konsumpcyjnych (podatki od pracy już są wysokie), zwiększenie wieku emerytalnego czy zmniejszenie stopy zastąpienia (stosunek emerytury do ostatniej pensji).

Obciążenie finansów związane z kryzysem demograficznym nie ogranicza się jednak do systemu emerytalnego. Może bowiem skutkować również nadmiernym obciążeniem systemu finansów publicznych w kwestii ochrony zdrowia.

Starzenie się populacji z konieczności wiąże się również z przeobrażeniem struktury gospodarki i spodziewanymi problemami niektórych branż

Częściowe przeobrażenie struktury gospodarczej

Starzenie się populacji z konieczności wiąże się również z przeobrażeniem struktury gospodarki i spodziewanymi problemami niektórych branż. Wynika to z odmienności pewnych nawyków konsumenckich między starszymi a młodszymi. Poszczególne branże mogą jednak skorzystać na starzeniu się populacji. Wraz z wiekiem rosną wydatki na opiekę zdrowotną. Według badania World Economic Forum obejmującego 2021 r., a dotyczącego Stanów Zjednoczonych, przedstawiciele pokolenia Z (urodzeni w 1997 r. lub później) wydali 3,3 proc. na cele związane z ochroną zdrowia. Z kolei najstarsi (urodzeni w 1945 r. lub później) – 15,8 proc. Podobna zależność dotyczy wydatków na ubezpieczenia zdrowotne, które w Stanach Zjednoczonych są w znacznej mierze prywatne.

Wspomniane badanie pokazuje jednak, że nie wszystkie rodzaje wydatków różnią się w zależności od wieku. Na przykład wszystkie pokolenia wydają podobny odsetek dochodów na cele związane z mieszkaniem (31,7–37,3 proc.). Wydatki na rozrywkę stanowią również porównywalny odsetek dochodów bez względu na wiek. „Ciche pokolenie” (urodzeni w 1945 r. lub wcześniej) wydaje 4,5 proc., a pokolenie Z (urodzeni w 1997 lub później) – 4,1 proc. (pamiętajmy, że chodzi tu o podział ze względu na odsetek wydawanych dochodów, a nie na przeznaczaną kwotę).

Starzenie się społeczeństwa nie będzie także prawdopodobnie katastrofą dla branży rozrywkowej. Wspomniane badania pokazują bowiem, że młodzi i starsi wydają na rozrywkę podobny odsetek dochodów. Starzenie się społeczeństw doprowadzi zatem do zachwiania obecnej struktury gospodarczej. Na zmianach jedne branże stracą, a inne zyskają. Efekt netto przeobrażeń strukturalnych niekoniecznie musi okazać się niekorzystny.

Niedostatek idei

Niedostatek „kapitału ludzkiego” wskutek mniejszego napływu młodych pokoleń może prowadzić natomiast do intelektualnego i technicznego zubożenia Na przykład Charles I. Jones w artykule „Baby Bust: Could Population Decline Spell the End of Economic Growth?” zamieszczonym w „American Economic Review” przekonuje, że globalna zapaść demograficzna spowoduje spadek innowacyjności. Wszak gospodarka oparta na innowacyjności wymaga licznej populacji. Pokazuje to na prostym eksperymencie myślowym:. „Załóżmy, że każda osoba może stworzyć jeden pomysł rocznie” – pisze. „Jeśli populacja jest stała, zawsze pojawia się więcej pomysłów, a rzeczy stają się coraz lepsze; stajemy się coraz bogatsi. Jeśli wzrost populacji jest ujemny, wkład w tworzenie nowych pomysłów maleje, a to naturalnie prowadzi do stagnacji zasobów wiedzy” – dodaje.

Przyrost populacji, a w szczególności napływ młodych osób jest szczególnie ważny we współczesnym szybko zmieniającym się społeczeństwie postfiguratywnym. Uwagi te nasuwają na myśl twierdzenia Margaret Mead. Wybitna socjolog dzieliła kultury na prefiguratywne i postfiguratywne. Współczesne społeczeństwo należy do tej ostatniej kategorii. To wnuki uczą dziadków obsługi komputera, a nie na odwrót (nie wyklucza to większej mądrości życiowej seniorów, ale mówimy o innowacjach).

Niezbędne reformy

Nie ma jednego dobrego sposobu na problemy demograficzne. Z pewnością konieczna jest polityka prorodzinna. Warto rozważyć także reformę systemu ochrony zdrowia, by postawił większy nacisk na profilaktykę. W miarę upływu czasu potrzebna okaże się także przemiana świadomości społecznej. Chodzi o zachęcenie do pracy seniorów.

Niemniej istotna – przynajmniej z punktu widzenia spodziewanych problemów publicznych systemów emerytalnych – jest promocja oszczędzania i dodatkowych planów emerytalnych. Obecna sytuacja, choćby pod względem zainteresowania dodatkowym oszczędzaniem w PPK, jednak nie napawa optymizmem. W Polsce partycypacja w Pracowniczych Planach Emerytalnych, według statystyk podanych 27 kwietnia 2023 r., wynosi 43,7 proc.

Oznacza to znaczny wzrost, lecz trudno uznać wiadomość za w pełni satysfakcjonującą. Sytuacja ta pokazuje bowiem, że ponad połowa Polaków nie korzysta z dodatkowych sposobów na oszczędzanie. Wiele wskazuje więc na to, że pozostaną im emerytury z pierwszego filaru z odpowiednio niewielką stopą zastąpienia. Sytuację tę ratuje częściowo imigracja. Pamiętajmy jednak, że rozwiązanie to nie wystarczy w przypadku globalnego kryzysu demograficznego. Wówczas bowiem zabraknie źródeł nowych przybyszów.

To troska o wzrost populacji, a nie walka z nim powinna stanowić cel rządzących, zatroskanych o długofalowy rozwój gospodarczy

Czy jednak z pomocą nie przyjdzie nam sztuczna inteligencja? Jeśli roboty zastąpią ludzką pracę i innowacyjność, to nie musimy się szczególnie obawiać spadku populacji. Takie myślenia może wydawać się kuszące. Jak na razie jednak badania nad AI są wciąż w początkowej fazie i uznawanie ich rezultatów za pewne panaceum świadczyłoby o naiwności. Pokazują to również coraz częściej błędy popełniane przez obecne formy sztucznej inteligencji (choćby fałszowanie źródeł).

W kontekście kryzysu demograficznego przybierającego rozmiar globalny warto zatem przypomnieć sobie słowa Jana Pawła II. W encyklice społecznej „Centesimus annus” podkreślił, że „głównym bogactwem człowieka jest wraz z ziemią sam człowiek”.

Zatem to troska o wzrost populacji, a nie walka z nim powinna stanowić cel rządzących, zatroskanych o długofalowy rozwój gospodarczy.

Marcin Jendrzejczak,dr nauk ekonomicznych w zakresie ekonomii i finansów; dziennikarz i publicysta.
ikona lupy />
Obserwator Finansowy - otwarta licencja / obserwatorfinansowy.pl